My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Zasubskrybuj kanał RSS

Posty oznaczone tagiem "wideo"

Nakręć sobie Gwiezdne wojny… w garażu

, , , ...


Kto z was nie marzył kiedyś o nakręceniu filmu?

Z wyjątkowo ciekawym pomysłem kulturowego remiksu wyszedł niejaki Casey Pugh. Kto to? Nie wiem, chyba nikt nie wie i nie jest to ważne. Szary blogger i garażowy filmowiec amator wyszedł z pomysłem… nakręcenia Gwiezdnych Wojen od nowa. Garażowo, oczywiście, z udziałem tak wielu internautów, jak się tylko da. Pomysł na Star Wars Uncut jest prosty:

• SW: Nowa nadzieja zostały podzielone na kilkaset piętnastosekundowych fragmentów.
• Ochotnicy zgłaszają się i wybierają sobie fragment, który chcą nakręcić.
• Metoda dowolna, im bardziej oryginalna, tym lepiej.
• Całość zostanie zmontowana i udostępniona.


Reguły są maksymalnie minimalne, z paroma zastrzeżeniami, mającymi na celu uniknięcie sporu o prawa autorskie. Zwariowany pomysł chwycił. Dwa tygodnie temu były ledwie trzy, czy cztery nakręcone sceny, dziś jest kilkadziesiąt. Wszystkie publikowane są w serwisie filmowym Vimeo i można na bieżąco oglądać postęp prac. Podejście i techniki są przeróżne. Są sceny, gdzie R2D2 gra odkurzacz, a Wookiego łaciaty pies. Są sceny odtworzone z groteskowym humorem…



Ale są i przykłady doskonałej animacji poklatkowej z użyciem plastikowych żołnierzyków…


[/ALIGN]

Czytaj dalej…

Człowiek na Księżycu…

, , ,

Here's a little agit for the never-believer. Yeah, yeah, yeah, yeah.
Here's a little ghost for the offering. Yeah, yeah, yeah, yeah. […]
If you believed they put a man on the moon, man on the moon.
R.E.M., Man on the Moon


Dokładnie czterdzieści lat temu, o godzinie 22:18 czasu polskiego na Ziemię dotarła wiadomość „Orzeł wylądował”. Lądownik LEM z dwuosobową załogą osiadł na powierzchni Księżyca. Spełniło się odwieczne marzenie ludzkości o sięgnięciu gwiazd. Po kilku godzinach przygotowań, 21 lipca 1969 roku, o godzinie 3:56 czasu uniwersalnego (5:56 naszego czasu) Neil Armstrong i Buzz Aldrin jako pierwsi ludzie postawili stopę na Księżycu.


Czterdzieści lat temu troje śmiałków…

, , ,


Nie, „śmiałków” to nie jest całkiem odpowiednie słowo. Poza odwagą, byli to bowiem zawodowcy, profesjonaliści w każdym calu, wszechstronnie wykształceni. A za nimi stało, nieco w cieniu, kilkaset tysięcy innych, bez których to śmiałe przedsięwzięcie nie mogłoby się odbyć. Apollo 11.

Czterdzieści lat temu rakieta Saturn V wyniosła ludzi, którzy jako pierwsi mieli postawić stopę na Księżycu. Neil Armstrong, Michael Collins, Edwin Aldrin mieli za zadanie dokonać tego, o czym ludzie marzyli od dawna. Byli nie tylko pionierami, ale jednymi z nielicznych do dziś ludzi na Księżycu.



Było to osiągnięcie niemal przekraczające możliwości techniczne ówczesnej nauki. Wszystko robiono po raz pierwszy. Nigdy później w astronautyce nie było takiej determinacji i… takich pieniędzy. Po jedenastu załogowych misjach zrezygnowano z kontynuacji, a prawie cała technologia, jaką specjalnie w tym celu stworzono od zera — została zapomniana. Było to osiągnięcie bardziej propagandowe niż praktyczne… ale tych pierwszych zawsze będziemy pamiętać.

Dziś podbój kosmosu jest rozpatrywany głównie gospodarczo. Robi się to, co się opłaci. Nawet instytucje naukowe patrzą głównie na ekonomię. Po co wysyłać ludzi, skoro taniej i skuteczniej wysłać roboty? Cóż, skończył się romantyczny podbój kosmosu, zaczęła się codzienność. Dziś przygody marsjańskich łazików bardziej ekscytują, niż zmagania kosmonautów na orbicie. Niektórym wręcz nie mieści się w głowie, że sięgnięcie powierzchni Księżyca było możliwe z ówczesną, tak prymitywną w porównaniu z dzisiejszą, technologią. A przecież za następne czterdzieści lat będą się śmiać z naszej techniki i dziwić, jak my w ogóle cokolwiek mogliśmy zrobić. Kiedy przeglądam stare numery „Astronautyki” widzę, jakiej pracy ta „przedpotopowa” technika wymagała. Ona też kiedyś była szczytem nowoczesności.

Rakieta SaturnTakiej rakiecie trójka astronautów powierzyła swoje życie

Mnożą się spiskowe teorie o sfabrykowaniu lądowania na Księżycu. Wielbiciele szukania dziury w całym argumentują, że nawet dziś lot na Księżyc jest niemożliwy. Dość absurdalnie, bo dlaczego nie miałby być możliwy? Jest możliwy, ale nikt na niego po prostu już nie da pieniędzy. Skończyły się czasy romantyzmu i ryzyka: dziś lot na Księżyc musi być tani, bezpieczny i pewny. Astronauci misji Apollo 11 ryzykowali życiem, nie wiedzieli, czy powrócą na Ziemię. Dziś nikt na to nie pójdzie. Apollo było jak przepłynięcie Pacyfiku na tratwie z bali. To, że nikt tego nie robi, nie znaczy, że nie jest to możliwe. Jest możliwe – co swego czasu udowodnił eksperyment Contiki – i niemal na pewno dokonywali tego nasi przodkowie tysiące lat temu. Dziś jednak robimy to inaczej. Ale pływamy przez ocean. I na Księżyc też powrócimy. Ale już inaczej. Rutynowo.

• Mój wpis o tym dlaczego sfałszowanie lądowania było niemożliwe.
[/ALIGN]

Nornica Pictures się chowa… znaczy: mieszka w Turcji

, , , ...


Co by było gdyby… gdyby Monty Python powstał w Turcji? zamiast w Wielkiej Brytanii I gdyby zajął się kręceniem amerykańskich filmów fantastycznych i sensacyjnych? Dość zaskakujące pytanie i wydaje się, że próżne spekulacje. Ale nie, nie zadałbym pytania, gdybym nie miał już na nie odpowiedzi (taki filodendrycki spryt).

Przykładowo, gdyby wyciuckali Georga Lucasa i nakręcili Gwiezdne Wojny, zapewne końcowa scena walki z Imperium i strasznym Vaderem wyglądałaby tak:



Zwróćcie uwagę na muzykę! Kompozytor ten sam, ale coś nie tak… Moją uwagę zwrócili jeszcze kosmici, którzy pojawiają się od mniej więcej 2:30” — wyglądają jak wyjęci ze starej gry Rescue on Fractalus (aka Behind Jaggi Lines). „The way of exploding head” — podsumował sceny walki Axe, który mi to wygrzebał.
[/ALIGN]

Czytaj dalej…

If I was green, I would die… czyli zemsta konesera

, ,


Nudne już stało się narzekanie, że lansowane przez korporacje muzyczne sezonowe gwiazdki regularnie i standardowo biorą stare, szlachetne przeboje i przerabiają na disko, techniawę, czy mówiąc ogólnie: um cyk um cyk. Nic nowego nie są w stanie wymyślić, stworzyć, kultura przeżuwania (zamiast przeżywania), tak, tak…

Większość takich przebojów przelatuje obok mojego ucha: nie posiadam TV, nie słucham radia, słyszę je co najwyżej przelotem na ulicy albo u fryzjera… przepraszam, ściemniłem, nie chodzę do fryzjera. Przypadkiem posłuchałem niedawno przeboju „I'm blue”, którego motyw owszem, gdzieś tam kiedyś mi mignął, ale nigdy nie słyszałem w całości, nie mówiąc już o posiadaniu wiedzy, że autorem jest jakieś Eiffel 65. Tak dla przypomnienia, to kawałek, którego słowa złośliwie przekręcane są na „I am blue, if I was green, I would die”. Naprawdę brzmią one oczywiście „da ba dee da ba die”. To zresztą ciekawostka sama w sobie, że złośliwe przekręcenie ma nieskończenie więcej sensu niż oryginalny tekst. Może cokolwiek ambitniejszego niż „da ba di da ba daj” byłoby nazbyt wyrafinowane dla planowanej grupy docelowej? No ale zerknijmy:



Wybrałem nieoryginalny, fejkowy teledysk, bo postać z niego jest dziwnie znajoma, prawda, Tkacz? Poza tym może tak szybko nie usuną go z YTuby.

Postarajcie się zignorować wokal i idiotyczną aranżację i wsłuchajcie się w sam główny motyw muzyczny. Ja stwierdziłem, że to przecież bardzo urokliwa melodia. Uszyma wyobraźni mogę sobie ją doskonale wyobrazić (jaki jest słuchowy odpowiednik od „zwizualizować”?!) graną jedynie na fortepianie. Nawet synkopowaną w jakiejś jazzowej aranżacji. Do tego wokal, koniecznie kobiecy, i oczywiście mający sens tekst. I oto mamy naprawdę warty uwagi utwór.

Może pora zacząć odpłacać pięknym za nadobne? Na zemstę konesera? Może pora zacząć przerabiać sezonowe techniawy na ambitne i wartościowe utwory?
[/ALIGN]

Montezuma wciąż powraca, a jego zemsta cieszy

, , ,


Pisanie nowych wersji starych gier, czyli „rimejków” to niezły biznes. Nie trzeba mieć własnego, czasem ryzykownego pomysłu, korzysta się na nostalgii dawnych graczy za grami z dzieciństwa. Pisanie na nowo cudzych starych gierek jest traktowane, dzięki ich prostocie, jako niezła wprawka programistyczna, czy projektowa. Stąd wiele darmowych gier, choć są i komercyjne. Stopień odtworzenia, podobieństwa i grywalności jest różny. Dziś pokażę wyjątkowo udane podejście do starych platformówek, jakie swego czasu wpadło mi w ręce. Ale po kolei.

Montezuma`s Revenge!

W 1984 roku pojawił się jeden z największych hitów na ośmiobitowce: Montezuma's Revenge! Początkowo na komputery i konsole Atari, potem rychło przeniesiono go chyba na wszystko, co się dało. Przygody poszukiwacza skarbów imieniem Panama Joe w pałacu legendarnego Montezumy były niezwykłym sukcesem. Choć dziś gra może wydawać się prościutka, to wówczas była programistyczne i graficznie solidną robotą. Kapelusz miał się kojarzyć z modnym wówczas filmem o przygodach Indiany Jonesa, w najbardziej rozpowszechnionej jednak wersji gry ludek nosi wełnianą czapeczkę z pomponem – czemu, to dość długa, choć ciekawa historia. Zobaczcie jednak sami:

Montezuma`s Revenge!

Czytaj dalej…

Ty jesteś Sam Solo?!

, , , ...


Unreal Sam Solo
”Sam” stands for ”Samantha”…………

Czytaj dalej…

Draconus, albo: kiedy nie było jeszcze GPS

, , , ...


Nigdy nie byłem zapalonym graczem, ale były gry, które wciągnęły mnie na amen. Kilka na PC, kilka dawniej, w czasach ośmiobitowego Atari. Jedną z nich była klasyczna komnatówka z rewelacyjną muzyką tytułową: Draconus. W roku 1992, kiedy się nią zagrywałem, nie znałem towarzyszącej jej legendy, więc i dziś pominę ją milczeniem. Chodziło się w niej humanoidalnym, zielonym smokiem po wielkim labiryncie pełnym gryzących stworów. Kolejne znajdywane artefakty pozwalały zyskiwać nowe umiejętności, w tym umiejętność przemiany w pływającego Draconautę — a że znaczna część labiryntu zalana była wodą, było to nieodzowne. Chyba po raz pierwszy w życiu zacząłem wtedy tworzyć mapę do gry, bez tego przejść wydawało się niemożliwe. Wreszcie Draconus zdobył umiejętność rzucania kul ognia i znalazł drogę do serca labiryntu, gdzie – jak się okazało – trzeba było pokonać wielkiego, obrzydliwego, niehumanoidalnego smoka. Którego pokonał, a mapa spoczęła w szufladzie z okołoatarowskimi papierami.



Draconus był kultową grą dla niemal każdego atarowca. Po latach wielu z nich dopada nostalgia. Dla nich powstał np. serwis z mapami do gier, gdzie nie mogło braknąć i Draconusa. Jako że i ja jakoś tam palce tam maczałem, razu pewnego poskanowałem swoją wygrzebaną z szuflady mapę, nabazgroloną mazakami na kilkunastu kartkach z zeszytu, złożyłem do kupy i zapodałem na stronę, gdzie spoczęła dumnie (?) obok eleganckich map, stworzonych ze screenshotów przez kolegę Petera.

Draconus: mapaFragment mapy autorstwa Petera… (cała)

Draconus: mapa…i ten sam fragment labityntu w moim wykonaniu (cała)

Nasz quest: uwolnijmy „Sondę” z lochów TVP

, , ,


Sonda Osoby z mojego pokolenia, lub starsze, na pewno pamiętają popularnonaukowy program Sonda, który Telewizja Polska emitowała w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Doskonała koncepcja programu, przystępna choć nie uproszczona formuła i charyzma dyskutujących ze sobą prowadzących: Andrzeja Kurka i Zdzisława Kamińskiego, przyciągały do ekranu niemal wszystkich: humanistów i umysły ścisłe, oglądały ją i dzieci i dojrzali wiekiem. Pisałem o tym programie przy okazji śmierci nieodżałowanego Tomasza Pycia — współtwórcy programu. Pisałem też o tym, że ten program, chyba najwybitniejsze osiągnięcie popularnonaukowe naszej telewizji, spoczywa w otchłaniach archiwum TVP. Na nic zdały się apele miłośników programu, jego współtwórców i światłych ludzi nauki i mediów: telewizja ignoruje wszelkie prośby i monity o reemisję choćby wybranych odcinków lub inne udostępnienie ich szerokiej rzeszy widzów. Włodarze TVP mają inne rzeczy na głowie niż „misja edukacyjna”, są tak zajęci, że nawet nie raczą odpowiedzieć.

Pod koniec września minie dwudziesta już rocznica tragicznej śmierci prowadzących Sondę. Z tej okazji ludzie nauki podejmują jeszcze jedną próbę przebicia się przez mur obojętności i arogancji telewizyjnych decydentów. Jak dowiedziałem się z blogu Będąc młodym fizykiem, zbierane są podpisy pod kolejną petycję do władz TVP. Można ją podpisać przez internet, albo osobiście: na festiwalach nauki w Warszawie, Krakowie, Opolu, Gdańsku, Bielsku-Białej i Zielonej Górze.

Gorąco zachęcam do złożenia podpisu, wręcz proszę: poświęćcie chwilę na ocalenie kultowego programu, który edukował miliony Polaków. To my: obywatele jesteśmy jego moralnymi właścicielami, to za nasze pieniądze on powstał, dla naszego dobra. Mamy prawo domagać się jego udostępnienia od obecnej komercyjnej firmy o nazwie TVP, która zarządza naszym dobrem wspólnym.

Internetowa petycja o uwolnienie „Sondy”. — Więcej informacji na forum Sonda.Astro4u.net.

Czytaj dalej…