My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Delfiny, piraci i roboty – wymarzone praktyki wakacyjne

, , ,

Lektura na wakacje

Miejsce akcji: początkowo Moskwa, potem biologiczna stacja BS-1009 – sztuczna, pływająca wyspa na Oceanie Indyjskim, w pobliżu równika.
Czas akcji: niezbyt odległa przyszłość, kiedy ludzie żyją w pokoju, dzięki wszechświatowemu zwycięstwu komunizmu.
Postacie: studenci praktykanci: Kostia i Iwan, studentki praktykantki: Biata, Wiera, personel wyspy: Pietia. Naukowiec Paweł Metodowicz – dawniej bohaterski kosmonauta, dziś naukowiec oceanolog, domowe roboty: Wujek Wasia, Penelopa, Mój Skarbuś. A, przepraszam, zapomniałbym o najważniejszych: delfiny Tavi i Proteus, wielorybica Matylda, Jacques – olbrzymi kalmar żyjący pod wyspą, Czarny Jack – dzika orka, przywódca bandy drapieżnych orek – piratów.

Okładka Studenci moskiewskiego uniwersytetu wyjeżdżają na letnie praktyki w różne miejsca Ziemi i Układu Słonecznego. Piękna Biata leci na astronomiczną stację orbitalną, gdzie będzie czekać na spodziewany rychły wybuch pobliskiej Supernowej, który niepokoi ludzkość. Rywalizujący o jej względy dwaj przyjaciele: spokojny Iwan (narrator) i postrzelony Kostia wyjeżdżają na sztuczną wyspę, badać życie oceanu, my zaś oczywiście razem z nimi.
Wyspa to nie tylko biologiczna stacja badawcza, ale także zakład przetwórczy: uprawia się tu glony, hoduje wieloryby, które dojone są dla pożywnego mleka. Najważniejszy element całej książki: współpracownikami ludzi są delfiny, z którymi udało się porozumieć dzięki komputerom tłumaczącym, a obecnie nawet można się dogadać i bez maszyn. To one pilnują wielorybich pastwisk, pomagają w badaniach, opowiadają o swojej kulturze, wreszcie walczą z bandami piratów – dzikich orek pod wodzą Czarnego Jacka.

Mimo zmagań z piratami akcja jest spokojna i niespieszna, co wcale nie znaczy, że jest strasznie nudna. To chyba cecha tego typu radzieckiej fantastyki: skoro komunizm wprowadził powszechny pokój i dobrobyt, to i brak szczególnych emocji w uporządkowanym świecie. Przygody są intelektualne i naukowe, ma się wrażenie, że wszyscy Ziemianie zajęli się nauką – ale to pewnie dlatego, że poza nią to już w ogóle nuda. Wszelkie niebezpieczeństwa i zagrożenia rozwiązują zgodnym trudem naukowcy z całego świata. Nawet rywalizacja przyjaciół o wymarzoną kobietę jest pozbawiona zawiści i negatywnych emocji.

Jeden bardziej emocjonujący rys – poza walką z bandą dzikich orek – to przymusowa wizyta na zapomnianej wysepce z dawną bazą wojskową, domyślnie: imperialistyczną. Gdzieś w czeluściach podziemi tkwią jeszcze budzące grozę, gotowe do wystrzelenia głowice atomowe, ale pilnujące rdzewiejącego sprzętu roboty bojowe budzą raczej śmiech. Potępieniem imperializmu jest też odnaleziony pamiętnik żołnierza – najemnika.

W wielu „radzieckich” powieściach fantastycznych świat wygląda podobnie, niezależnie od tego, czy zwycięstwo komunizmu nad imperializmem jest podkreślane expressis verbis, czy też jedynie wygląda zza dekoracji. Gdyby komunistyczny świat naprawdę miał tak wyglądać, to pewnie niejeden chętnie zostałby komunistą… niestety, wiemy, że było, jest i będzie inaczej. Świat pokoju i spokoju, takiej beztroski i dobrobytu być może nie nastanie nigdy. Ten rys z zabytkowymi robotami bojowymi też jest dość typowy, pamiętam podobny choćby z cyklu powieści Kira Bułyczowa o Alicji. Podobnie spokojny świat, nawet podczas galaktycznych wojen, przebija nawet z powieści toczących się w trzecim tysiącleciu (vide: Ludzie jak bogowie Siergieja Sniegowa). Kluczem do rozwiązania wszystkich problemów jest dyplomacja i mądrość naukowców. Tak, praktycznie nie ma w tych powieściach agresji i to nie tylko dlatego, że to najczęściej fantastyka dziecięca/młodzieżowa.

Ziew. Ale jednak coś w tych książkach jest. Są trochę, zwłaszcza dziś, nie z tego świata. Miło czasem poczytać coś, co nie podnosi poziomu adrenaliny. A „Pływającą wyspę” uzupełniają udane, czarno-białe ilustracje, na które przyjemnie popatrzeć.

Sergiusz Żemajtis, Pływająca wyspa
Tytuł oryginalny: Pławajuszczij ostrow
Tłumaczył: Konrad Frejdlich
Okładka i ilustracje: Janusz Szymański-Glanc

© KAW, Łodź 1987, ISBN 83-03-01747-0
Wydanie pierwsze, nakład 100 tys. egz. (dziś możemy o takich pomarzyć)



Mecze piłki wodnej z delfinami i spotkanie z zapomnianymi robotami wojowymi z czasów imperializmu…
• Większe ilustracje w galerii.

Każdy łoś daje się namówićCzterdzieści lat temu troje śmiałków…

Komentarze

Niezarejestrowany użytkownik czwartek, 16 lipca 2009 12:41:38

Anonim writes: Trafiłem tutaj po łańcuszku z bloga Telemacha i nie żałuję. Powyższym wpisem przypomniałeś mi czas od końca lat 60. do połowy 80., gdy zaczytywałem się w przywołanej przez Ciebie literaturze. Bułyczow, Strugaccy, Asimov, Lem... Chyba czas wrócić to wspomnień i sprawdzić, jak teraz zostaną odczytane teksty z tamtych czasów.

Artur „Jurgi” JurgawkaJurgi czwartek, 16 lipca 2009 15:18:30

Witam zatem.
Ja chętnie wracam do dawnych lektur, niektóre przetrwały próbę czasu, inne raczej bawią. Myślę, że jeszcze niejedną z nich tu przypomnę.

Niezarejestrowany użytkownik środa, 26 maja 2010 20:20:40

moniak writes: A tego nigdy nie czytałem. Muszę poszperać i znaleźć, lubię stare klimaty s-f.

Niezarejestrowany użytkownik niedziela, 29 maja 2011 23:20:15

Anonim writes: A mnie się nie podobała . Może pomysł był , ale nudna straszliwie ! Tylko fragment z bazą wojskową dobry ( no i ten rysunek robota z karabinem ) . Książki Sniegowa o wiele lepsze !

Artur „Jurgi” JurgawkaJurgi poniedziałek, 30 maja 2011 17:12:37

Dlatego napisałem „ziew”. Jak byłem młody, też mnie nudziła. Dopiero jak nieco zwapniałem, przeczytałem ją z przyjemnością, dla całkiem innych jej walorów.

Niezarejestrowany użytkownik wtorek, 6 sierpnia 2013 03:24:24

Jedrek writes: po raz kolejny google wprawilo mnie w zdumienie. czytalem ta ksiazke tak strasznie dawno, ze potrafilem sobie przypomniej jedynie dwie rzeczy: imie Kostja oraz dojenie wielorybów. to wystarczyo google do znalezienia tej strony!! a niech mnie kule bija! lot technika :D

Niezarejestrowany użytkownik wtorek, 10 grudnia 2013 09:41:01

Tomek writes: Widzę, że towarzystwo tutal zaznajomione w tematyce fantastyki lat 70-80. Mam dwie zagadki z przeszłości, które mnie strasznie nurtują. Pamiętam tylko małe wycinki akcji i nijak nie mogę literatury namierzyć. Może komuś z was coś do głowy przyjdzie? 1. Chodzi mi o książkę dla dzieci/młodzieży, jeśli głowa figli nie płata, to radzieckiego autora. Pamiętam tylko fragment akcji. Grupka dzieciaków jest na wycieczce w obserwatorium astronomicznym. Oglądają księżyc przez teleskop i na ten księżyc, przez ten teleskop się przenoszą. 2. Rodzeństwo chłopak i dziewczyna. Porwał je (chyba) jakis szalony doktor do (chyba) laboratorium w kształcie pływającej góry. Pamiętam, że wszczepiał im na kark takie nadajniko-odbiorniki żeby ich kontrolować. Ale jak byli na jakimś wypadzie motorówką to (chyba) siostra przyuważyła antenkę u brata i usunęła nadajnik. Potem ściemniali, że nadal słuchają poleceń.

Jak korzystać z funkcji cytowania:

  1. Zaznacz tekst
  2. Kliknij link „Cytuj”

Napisz komentarz

Komentarz
BBcode i HTML niedostępne dla użytkowników anonimowych.

Jeśli nie możesz odczytać słów, kliknij ikonę odświeżania.


Buźki