My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Zasubskrybuj kanał RSS

Posty oznaczone tagiem "wolna kultura"

Cenzorzy kręcą na nas bata. Czas działać!

, , , ...


Jutro w Parlamencie Europejskim będzie głosowane przyjęcie tzw. Raportu Gallo. Czemu powinno nas to interesować? Raport ten jest inspirowany przez lobbystów międzynarodowych koncernów medialnych; jego przyjęcie otworzy drogę do radykalnego zaostrzenia prawa, ograniczenia swobód obywatelskich, monitorowania i cenzurowania internetu. Firmują go ludzie, którzy stoją za skandalicznym projektem prawa HADOPI we Francji, o którym pisałem nie raz.

Organizacja broniąca praw obywatelskich w Internecie: La Quadrature du Net, pisze:

Jeśli zostanie przyjęty, raport Gallo otworzy Komisji Europejskiej drogę do wystąpienia z nową, represyjną inicjatywą legislacyjną wprowadzającą sankcje karne. Otworzy to również drzwi do wprowadzenia prywatnej policji praw autorskich, wspieranej także przez porozumienie ACTA (...) Ukryte za łagodną nazwą "współpracy" pomiędzy posiadaczami praw autorskich i dostawcami internetu jest to co czeka w raporcie Gallo, de facto cenzura, automatyczne sankcje i generalny nadzór sieci […]

(tłum.: Dziennik Internautów)[/QUOTE]

La Quadrature du Net namawia do pisania i dzwonienia do europarlamentarzystów z apelem o głosowanie przeciwko. Namawiam i ja. Listę polskich europosłów znajdziecie tutaj, są tam numery telefonów i adresy e-mail. Wysłanie maila nie zajmie wiele czasu, a może wiele zdziałać. Dla ułatwienia wrzucam gotowy wzór apelu, z którego za moment i ja skorzystam:
[/ALIGN]

Czytaj dalej…

A pierś ma pełna kwiatów…

, , , ...


Pif! Paf! Nie każdy lubi oglądać filmowe strzelaniny. Ja też tak średnio, ale jedną mogę z czystym sumieniem polecić. Jest naprawdę „awesome”, jak to określa sam filmowiec a zarazem główny aktor w jednym z momentów filmu. Freddie Wong to amator, który filmy ze znajomymi kręci dla zabawy i frajdy. Ale „amator” wcale nie znaczy: „twórca badziewia”. Filmy, najczęściej inspirowane popularnymi grami typu Unreal Tournament czy Quake, są doskonale wyreżyserowane, zagrane i okraszone perfekcyjnymi efektami specjalnymi. A przede wszystkim: oparte na wyśmienitych pomysłach.

Flower Warfare — duże spluwy, piękne kobiety (właściwie to jedna), bukiety kwiatów i zakręcony pomysł. Tę „psychodeliczną scenę akcji” polecam również tym, którzy nie lubią „pifpaf” na ekranie.



Rozbroił mnie pomysł płatków róż zamiast tryskającej krwi i kwiatowych eksplozji. Ale nade wszystko podziwiam perfekcję wykonania. Jak sam twórca pisze, zrobienie typowego filmu to kilka godzin prób, kilka godzin kręcenia i bite dwa dni postprodukcji – rozciągnięte na średnio tydzień. Sprzęt i oprogramowanie – co tam wejdzie w rękę. Jest też dokument o kręceniu tego filmu:


[/ALIGN]

Czytaj dalej…

Obywatelskie podręczniki, nowoczesne podręczniki

,


Kiedy ja chodziłem do szkoły podstawowej, był tylko jeden rodzaj podręczników do wszystkich przedmiotów. Były raczej tanie (pomijając nawet fakt, że dawniej były bezpłatne) i mimo pewnych ewentualnych ułomności, były dobrze napisane, solidne i pozbawione błędów. Wznawiane przez lata i dziesiątki lat, były tak przejrzane, że trudno było znaleźć źle postawiony przecinek.
Potem zaczęło się to zmieniać.

Wraz z nowym ustrojem pojawiły się nowe podręczniki do historii. Pamiętam je jako koszmar, co z tego, że przestały przekłamywać prawdę, skoro były fatalnie, niezrozumiale i bełkotliwie napisane? Historia przestała być lubianym przeze mnie przedmiotem.
Z czasem pojawił się przełom: wiele zestawów podręczników do wybory. Stały się ładne, kolorowe i… bardzo drogie. Wydawane w niewielkich seriach, komercyjnie, musiały dać zarobić dziesiątkom wydawnictw i autorów. Co gorsza, niektóre były koszmarnie nieudolne, zawierając niezliczone ilości błędów. Pamiętam wręcz anegdotyczne (niestety: autentyczne) opowieści znajomej gimnazjalistki o podręczniku historii, który na lekcjach trzeba było kreślić i poprawiać. Daty, fakty – minimum trzy skreślenia i poprawki na stronę. I gdzie się podziało zatwierdzanie podręczników przez ministerstwo oświaty, jakim cudem zatwierdzono taki bubel?

Tanich podręczników nie udało się wprowadzić żadnemu rządowi III RP („czwartej” zresztą też). Powoli do ludzi dociera prawda: żaden rząd nie zrobi dla nas tego, co zrobimy my sami. Są u nas światli ludzie, dzięki którym powstał projekt Wolne Podręczniki. Grupa ideowych nauczycieli i metodyków kilka lat temu zaczęła przygotowywać szkolne podręczniki na wolnych licencjach. Oparte na idei wolnej kultury – podobnie jak otwarte oprogramowanie (Linux) i wolne licencje (Creative Commons, Wikipedia) – mają szansę zrewolucjonizować nauczanie. Dobre (sprawdzane przez wiele osób), darmowe, otwarte. Każdy może je udoskonalać, tworzyć własne wersje, każdy może korzystać z internetu, z czytnika e-booków, wydrukować, sprzedawać. To pierwsza realna szansa na tańsze, być może też lepsze, podręczniki dla uczniów.

Po dwóch latach prac gotowe są podręczniki fizyki dla pierwszej, drugiej i trzeciej klasy gimnazjum, na ukończeniu i w trakcie prac są następne. Aby mogły być oficjalnie używane w szkołach, potrzebne jest już jedynie zatwierdzenie ich przez ministerstwo. Potrzebny może być jeszcze nacisk rodziców, żeby podręczniki te faktycznie trafiły do użytku. Wydawnictwa zapewne chętnie rynku nie oddadzą, będą forsować swoje komercyjne podręczniki różnymi metodami, włącznie z lobbingiem i prywatnymi argumentami finansowymi. Rodzice uczniów – oni powinni być tym żywotnie zainteresowani – i światli nauczyciele powinni promować szlachetną ideę wolnych podręczników.

Tak właśnie powinno to moim zdaniem funkcjonować we współczesnym społeczeństwie obywatelskim. To my najlepiej zadbamy o własne interesy, musimy się tylko skrzyknąć. Rząd ma jedynie nie przeszkadzać i ułatwiać nasze inicjatywy od strony prawnej.

Jeśli dobrze pójdzie, zatwierdzone podręczniki pojawią się w księgarniach. Nie potrzeba płacić ich autorom, drukować każdy może, konkurencja powinna dodatkowo obniżyć ceny. Kto będzie wolał – ściągnie podręcznik z internetu i sam sobie wydrukuje. Kto będzie chciał – kupi dziecku czytnik e-booków, zamiast papierowych wersji. Kiedy wolnych podręczników będzie więcej, to będzie bardzo opłacalne wyjście: jeden czytnik za kilkaset złotych wystarczy na kilka lat edukacji, oferując poza podręcznikami darmowy dostęp również do lektur oraz nagrań audio. W przyszłości ambitny nauczyciel będzie mógł opracować własną, ulepszoną wersję i natychmiast zaoferować ją swoim uczniom.

Tylko od nas zależy, czy ta piękna przyszłość się ziści, czy ciągle będziemy skazani na łaskę ministerstw i wydawnictw, produkujących drogie, komercyjne i nie zawsze dobre podręczniki.

Fundacja Nowoczesna Polska
Eksiazki.org: Podręczniki za darmo
TVN24.pl: Podręczniki z internetu? MAJĄ BYĆ DARMOWE I OGÓLNODOSTĘPNE

Po co wam prywatność? Macie przecież internet! Czyli francuski rząd chce szpiegować internautów

, , , ...


Nieskończone są pomysły demokratycznych polityków w szerzeniu wolności, demokracji, praw człowieka, poszanowania cudzej prywatności… No dobrze, co jednak kryje się pod tą ściemą? Przyjrzyjmy się takiej Francji. Nie tak dawno relacjonowałem hecę z ustawą i urzędem o nazwie HADOPI, myślałby kto, że to koniec, a tu BĘC!. Przypomnimy: francuski rząd, w trosce o dobrobyt koncernów medialnych (których prezesi absolutnym przypadkiem są kolegami prezydenta Sarkozy'ego i tylko przypadkiem fundują mu obiadki i wakacje na jachcie) postanowił ukrócić internetowe piractwo. Zdecydował zatem powołać HADOPI – urząd o specuprawnieniach do pilnowania i karania niesfornych obywateli.

Rzeczony HADOPI miał w założeniu mieć prawo – po powzięciu podejrzenia o łamaniu praw autorskich – wysłać upomnienie domniemanemu piratowi, zaś w przypadku podejrzenia recydywy – odcięcia mu internetu. Całkowitego i nieodwołalnego, bez żadnego dochodzenia winy. Na wszelki wypadek uchwalono, że podejrzany ma za odebrany internet nadal płacić. Żeby mu zrekompensować stratę, uchwalono zaś, że nie ma prawa do żadnego odwołania, obrony ani procesu. Żeby przypadkiem nie okazało się, że jednak internauta miał rację i żeby nie podrywać autorytetu superurzędu.

Ustawa przeszła przez sejm, senat i podpis prezydenta. Tak, prawica dba o prawa obywatelskie. Jednak po awanturach ze strony lewicy i zaskarżaniu ustawy do tamtejszego sądu konstytucyjnego zapisy ustawy złagodzono.

Loi HADOPI

Ugodzona w swą dumę prawica i HADOPI najwyraźniej postanowiły się odkuć. Właśnie proponują nowe, arcyśmieszne rozwiązania. Każdy z obywatelów Republiki Francuskiej, który chce uniknąć oskarżenia o piractwo, powinien dobrowolnie zainstalować na swoim komputerze rządowego trojana/wirusa, który będzie monitorował wszystko, co prawowierny obywatel robi. W razie oskarżenia zatem będzie mógł poświadczyć, że do przestępstwa kradzieży empetrójki nie doszło. Ponadto na życzenie życzliwego HADOPI będzie usłużnie meldował o wszystkich czynnościach internauty, nawet rok wstecz. Och, bez obaw, to na początek, później pewnie się ten okres wydłuży. Oraz poszerzy – uprawnienia.

Chyba że ci paskudni obrońcy tak zwanych praw obywatelskich znowu zaczną rządowi kłaść kij w szprychy… czy tam w rutery… Naiwniacy. Ja bym ten kij takiemu rządowi włożył całkiem gdzie indziej. Domyślcie się, kaj.



Jak wymamić kasę, czyli „Czarownicy z krainy OZZ”

,


Do czego służy aparat fotograficzny? Wydawałoby się, że odpowiedź jest jednoznaczna: do robienia zdjęć. Otóż nie dla wszystkich. Specjaliści odkryli, że główną funkcją fotoaparatów jest… piratowanie książek. Tak i w związku z tym wszyscy posiadacze aparatów fotograficznych powinni płacić owym „specjalistom” za to fenomenalne odkrycie. Ci specjaliści to tzw. „organizacje zbiorowego zarządzania” (OZZ, ja tam na nich mówię: pasożyty a czemu, o tym dalej) a konkretnie: KOPIPOL, REPROPOL i „Polska Książka”, czyli organizacje mające rzekomo dbać o interes autorów i wydawców.

Dla osób nie znających kontekstu: w naszym kraju obowiązuje tzw. opłata reprograficzna, mająca zrekompensować artystom i wydawcom „dozwolony użytek” (czyli to, że możesz legalnie np. pożyczyć koledze książkę lub kasetę). Doliczana ona jest do ceny wszystkich urządzeń mogących służyć do kopiowania: nagrywarek CD/DVD, skanerów, drukarek, kserokopiarek, itp. Doliczana jest również do wszystkich nośników: czystych płyt, kaset, papieru, itd.

Obecnie „czarownicy z krainy OZZ” doszli do wniosku, że to za mało i chcą więcej. Primo: chcą podwyższenia opłaty za papier A3 i A4 ×1500 (słownie: tysiąc pięćset razy). Secundo: domagają się obłożenia opłatą cyfrowych aparatów fotograficznych, dowodząc, że służą one do kopiowania książek. Ministerstwu Kultury i Dziewictwa Narodowego posłusznie przygotowało stosowny projekt. Nie bardzo jednak rozumiem czemu akurat pominęli w nim aparaty analogowe. Pominęli też aparaty w komórkach mimo że są cyfrowe – argumentując, że telefony komórkowe służą głównie do rozmawiania. Jak z tego wynika, zdaniem ministerstwa aparaty fotograficzne służą głównie do robienia sobie kopii książek. Czy to już kraj Monty Pythona? Aż dziw, że jeszcze nie obciążono opłatą długopisów, ołówków i kredek. Przecież takimi kredkami można sobie skopiować obrazy!

Sama idea opłat za produkcję i import drukarek czy skanerów (a także nagrywarek) nie wzbudza we mnie szczególnych oporów, skoro to jest cena za dozwolony użytek. Niestety, z jednej strony rozszerza się i winduje te opłaty wbrew zdrowemu rozsądkowi i przyzwoitości, z drugiej jednocześnie próbuje wmówić i przeforsować interpretację, że dozwolony użytek (za który płacimy!) jest przestępstwem.

A co najlepsze: autorzy tych pieniędzy i tak na oczy nie widzą. Sąd Najwyższy uznał, że OZZ wcale nie mają obowiązku dzielić się z twórcami. Organizacje mające bronić praw autorów zatem same wszystko przejadają: przecież zatrudnienie osób do tworzenia wniosków o podwyższenie opłat i pisanie uzasadnień kosztuje! I tak opłata reprograficzna finansuje organizacje dbające o opłatę reprograficzną. Nie ma to jak się dobrze ustawić.

Czytaj dalej…

Prosimy nie robić scen!

, , ,


Nowe technologie są wykorzystywane w różny sposób. Kiedy jedni siedzą i oglądają śmiszne filmiki na YouTube, inni biegają i takie filmiki kręcą. Nie chcę przynudzać w taki upał, więc jedynie zachęcę do zapoznana się z dorobkiem grupy IMPROV EVERYWHERE.

My robimy sceny! — takie sobie obrali motto. I robią sceny, czyli uliczne i znienackie happeningi ku uciesze gawiedzi, które nagrywają i wrzucają na YouTube, ku uciesze gawiedzi, czyli naszej. Szczególnie wychodzą im skecze oparte o klasykę popkultury.

Na przykład Gwiezdne Wojny w metrze:



Albo Pogromcy duchów w publicznej bibliotece:



Księżniczka Leia, czytająca podręcznik „Galaktyczna rebelia dla opornych” jest rozbrajająca. Drugi film zaskakuje pozytywnym podejściem ludzi do nagłych wydarzeń. Nawet ochrona nie reaguje na pojawiające się duchy, a potem ich pogromców.

Tak niewiele trzeba, żeby zrobić coś fajnego, znam jedną ekipę, która klka lat temu kręciła domowym sposobem, tanim aparatem, filmy kryminalno-szpiegowskie. Niestety, chyba nie są nigdzie udostępnione. Zatem, wbrew tytułowi: róbmy sceny! Warto.

Mnie osobiście w dokonaniach IMPROV EVERYWHERE brakuje nawiązania do Star Treka. A tak bym chciał zobaczyć jednego z moich idoli: Mr Spocka, albo komandora Datę. A jeszcze chętniej obejrzałbym scenki z naszej rodzimej kinematografii, coś z klasyki komedii. I niekoniecznie scenę z rozmową o sztuce w odmętach rzeki…
[/ALIGN]

Kto krzyczy „łapaj złodzieja”?

, , ,


Cenzura wydaje się głównie narzędziem opresyjnych reżimów (PRL, ZSRR, Iran, Chiny), ale nie tylko coraz częściej sięgają po nią kraje demokratyczne, jeszcze wygodniejszą rzeczą cenzura jest dla wielkich koncernów medialnych. Ostatnio Międzynarodowa Federacja Przemysłu Nagraniowego (IFPI) zażądała od Google usunięcia odnośników do strony The Pirate Bay. Przemysł medialny zaangażował w walkę z tą witryną gigantyczne pieniądze, jak dotąd bezskutecznie. Powodem ma być łamanie prawa autorskiego. Manipulacja, proszę państwa! Oto gołe fakty:

• Google, podobnie jak inni operatorzy stron, na żądanie usuwa z indeksu odnośniki do pobierania nielegalnych treści, ale konkretnych treści, a nie całych stron.
IFPI zażądała tymczasem usunięcia odnośników do całej strony jako takiej, podczas gdy:
• strona thepiratebay.org sama nie zamieszcza żadnych nielegalnych materiałów,
• zamieszczane tam kontrowersyjne materiały, czyli pliki torrent nie są w żaden sposób materiałami nielegalnymi, czy pirackimi,
• działalność witryny jest kontrowersyjna i na granicy prawa (czy też raczej wykorzystuje luki prawne), ale bezpośrednio żadnego prawa nie łamie,
• jeśli działalność strony jest nielegalna, to istnieją prawne środki na sądowne jej zamknięcie, i takie środki należy stosować, a nie metody nacisków pod stołem.

Mój komentarz do sprawy jest krótki (uzasadnienie będzie dłuższe). Stara mądrość mówi: Kto najgłośniej krzyczy „łapaj złodzieja?”. Otóż sam złodziej, drodzy państwo. Bo koncerny medialne same są złodziejami. Tak, to nie żadna sztuczka retoryczna, chwyt ideologiczny: wprost, łamiąc prawo, koncerny medialne, te same, które stoją za powyższym cenzorskim wnioskiem, okradają artystów, na dodatek bezkarnie. Już spieszę udowodnić…

Czytaj dalej…

Gwiezdny humor niepocięty

, , , ...


W wakacje pisałem o projekcie Star Wars Uncut — szalonym pomyśle pewnego filmowca amatora na nakręcenie od nowa Gwiezdnych Wojen. Zbzikowany ten człek podzielił „Nową nadzieję” na 903 piętnastosekundowe fragmenty i skrzyknął internautów do nakręcenia tych fragmentów, każdy swój, dowolnymi metodami. Całość będzie zmontowana, tworząc swego rodzaju film-patchwork. Ponieważ chętnych było więcej, niż fragmentów, każdy piętnastosekundowy kawałek będzie nakręcony po kilka razy. O rety, tworzy to gigantyczną liczbę możliwych wariacji, bo aż… przepraszam, policzcie sobie sami, jest późno i chce mi się spać, a nie kalkulować w pamięci.

Star Wars Uncut

W każdym razie, po zakończeniu prac „na planie” odbędzie się głosowanie na najlepsze realizacje poszczególnych fragmentów, zwycięzcy znajdą się w końcowym filmie. A przegrani? Wszystkie prace lądują na Vimeo, więc każdy będzie mógł sobie zmontować własną wersję.

Można się już przekonać, co to będzie, bo pojawił się pierwszy trailer, oraz przykładowy fragment, rozpoczynający się od słynnej sceny pojedynku Obi Wana z Darthem Vaderem, potem ucieczka z Gwiazdy Śmierci i pościg myśliwców Imperium za Sokołem Millenium… I co piętnaście sekund zmiana stylu, sposobu i techniki, o podejściu już nie mówiąc. Wyszło to i tak zdumiewająco spójnie i nie szkodzi nawet, że człowiek na zmianę wpada w podziw dla filmowców amatorów, bądź ryczy ze śmiechu. Proszę, pierwsze cięcia Gwiezdnych Wojen Niepociętych:




[/ALIGN]

Pomóż uwolnić laptopa, dla siebie i innych

, ,


Co jakiś czas reklamuję na swoim blogu społeczne akcje nacisku: a to protesty przeciwko cenzurze w sieci, a to apele o ratowanie wartościowego dziedzictwa. Czasem się udaje coś wywalczyć, czasem nie, ale uważam taką działalność za element demokracji ważniejszy nawet od wyborów. Tak, bez ciągłej społecznej (naszej) kontroli, nacisku i domagania się, każdy wybrany do rządzenia szybko zapomni, kto go wybrał. Zresztą nie tylko polityków można w ten sposób dyscyplinować, ale również instytucje, media, czy prywatne firmy. Internet bardzo to ułatwia. Zamiast zatem narzekać, że źle się dzieje, trzeba po prostu duszyć rupę.

Chyba każdy, kto kupował komputer, zdaje sobie sprawę, że razem ze sprzętem jesteśmy praktycznie skazani na zakup systemu operacyjnego znanej firmy. Nie ma praktycznie wyboru, zwykle nawet nie sposób wybrać sobie wersji tegoż systemu, nie mówiąc o tym, że czasem chciałoby się kupić inny system, albo goły sprzęt – bo system już mamy. O ile jeszcze w przypadku komputera stacjonarnego można coś wskórać – zwłaszcza biorąc tzw. składaka – o tyle w przypadku laptopa to firma decyduje, co dla nas dobre.

Oczywiście wielu konsumentom taka sytuacja odpowiada, albo nie zdają sobie sprawy, że mogłoby być inaczej, ale jest też wiele osób, które muszą wybierać między kupnem wybranego modelu z niepotrzebnym systemem (i dopłacaniem kilkuset złotych za coś, czego nie potrzebują i nie chcą), a… no właśnie, chyba niekupowaniem w ogóle, bo często nie ma żadnej alternatywy. To są zwykle użytkownicy otwartych systemów (Linux, BSD i inne), bądź osoby posiadające system na licencji MSDN AA lub w wersji BOX. Ale nie tylko.

Nawet reflektując na kupno Windowsa razem z komputerem jesteśmy zwykle skazani na jedną jego wersję. Ja musiałem zrezygnować z upatrzonego modelu laptopa i kupić słabszy… bo nie było innego sposobu na kupno laptopa z XP zamiast niechcianej przeze mnie Visty. Gdyby można było kupić laptopa chociaż bez systemu, mógłbym kupić sobie Windows XP osobno. A tu w sumie guzik, bo nie zamierzam kupować Windowsa dwa razy: raz w pudełku i raz z komputerem. Dlatego popieram akcję Uwolnij Laptopa.

Logo

Teoretycznie przy instalacji możemy nie zgodzić się na warunki licencji i domagać się zwrotu pieniędzy, które dopłaciliśmy za przymusowy system. Niestety, bardzo niewiele firm respektuje to nasze prawo, większość klientów traktuje jak głupie dojne cielęta, odmawiając zwrotu pieniędzy, albo uprawiając spychologię. Prywatna inicjatywa Uwolnij Laptopa ma na celu wywarcie presji na oporne koncerny i zainteresowanie sprawą Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta. Ale każdy z nas może pomóc. Jak?

Nagłaśniajmy akcję i publicznie piętnujmy lekceważących nas producentów. Dopytujmy się o nasze prawa w sklepach i serwisach. Każdy z nas może po kupnie zadzwonić do pomocy technicznej, zadać kilka niewygodnych pytań i wyrazić swoje oburzenie. Można napisać e-maila do producenta sprzętu, jaki mamy, bądź chcemy kupić. Wreszcie możemy sięgnąć po broń ostateczną: głosowanie portfelem.

• Producenci, którzy szanują nas jako klientów i respektują nasze prawa do odmowy przymusowego kupna systemu to Asus i Acer. Tak, aż dwóch. Dużo, prawda?

• Producenci, którzy nas lekceważą, uważają za matołów i nie refundują kosztu systemu to: HP, Samsung, Sony, Fujitsu, Lenovo, Dell. Patrzcie, a niby to takie szanowne firmy, wydawałoby się.

• Niektórzy producenci kompletnie mają nas w dupie i nawet nie raczę odpowiedzieć na pytanie w tej kwestii: Toshiba, NTT i MSI.