My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Archiwum: January 2009

Figle i sztuczki matematyczne

, ,

Dzisiejszy wpis dedykuję Andsolowi, nieugiętemu popularyzatorowi matematyki, który potrafi zainteresować królową nauk nawet takiego humanistę, jak ja. Ale nie jestem wcale pierwszym humanistą, który wpadł w sidła wiedzy ścisłej. Przed wojną jeszcze dali się w nie złapać członkowie grupy Skamander, czyli wybitni polscy poeci: Antoni Słonimski, Julian Tuwim, Jan Lechoń. Znając ich zacięcie (zacięcie papieru, zacięcie papieru, zacięcie papieru), można było przewidzieć, co z tego wyjdzie. Kto nie wie, niech czyta dalej, zamieszczone dziś zabawy matematyczne są ich autorstwa.

Czytaj dalej…

Pocieszające przysłowie na sobotę

, , ,

kapsel

Biednemu zawsze wiatr w oczy…
i chuj w dupę.

Kapuścińskiego podróże z mistrzem

, ,

The true quarry of any great adventurer
is the undiscovered territory of their own soul.

Prawdziwą zdobyczą każdego wielkiego podróżnika
są nieodkryte obszary jego własnej duszy


Lady Aenea Makros, “The Metaphysics of Motion”, CY 6416 1)



Ryszard Kapuściński — chyba największy polski reportażysta, doceniany, uwielbiany, nagradzany – a jego nagród nie sposób wymienić. Chyba tylko Nobla wśród nich brakło, a spokojnie na niego sobie zasłużył. Jego „Podróże z Herodotem” to książka inna od reszty jego dokonań. Zaskakująca, chwilami dziwna. Chwilami czytając sami nie wiemy, czy jesteśmy tu i teraz, czy uczestniczymy w podróżach autora w XX wieku, czy może znaleźliśmy się dwa i pół tysiąca lat temu wśród ludów starożytnych. To książka wyjątkowo osobista, ja tak ją odbieram. Nie tylko dlatego, że Kapuściński opisuje w niej swoje pierwsze podróże zagraniczne, że pokazuje nam się jako nieopierzony młokos, zagubiony i zdezorientowany reporter in spe. Również dlatego, może nawet bardziej, że pokazuje nam dzieło Herodota, mówiąc, dając do zrozumienia „oto był mój mistrz”. To Herodot wyrasta na głównego bohatera tej książki, może nawet jej współautora.

Czytaj dalej…

Notki z podróży, Kalisz: pomnik transformersa

,

Jednym z najciekawszych pomników, nie tylko w Kaliszu, ale chyba w ogóle jest znajdujący się w pobliżu dworca PKS Pomnik Transformersa. To jedyny taki, o ile mi wiadomo, na świecie, a może i w całej Galaktyce. Zwróćcie uwagę na świeży cement na stopach, ślad po remoncie, jeszcze we wrześniu w tym miejscu wystawały gołe druty. To efekt niedawno odbytej ciężkiej walki z Wściekłymi Różowymi Barbolami z Alfa Centauri. Gdyby nie pomoc pobliskiej jednostki robomarines, zakamuflowanej w postaci Wieży Ciśnień, byłoby krucho. Zadumajmy się zatem na chwilę, oddając cześć bohaterom.
pomnik transformersa pomnik transformersa


Wydra jak hydra

, ,

Kaczka dziennikarska Zaledwie wczoraj pisałem o – delikatnie mówiąc – naciąganiu przez dziennikarzy faktów celem sprokurowania naprędkiej sensacyjki dla gawiedzi. Również wczoraj pojawiła się wieść o badaniach, które jakoby wskazywały, że jedno wyszukanie w Google generuje tyle dwutlenku węgla, co zagotowanie pół czajnika herbaty, czyli całe siedem gramów (jako pierwszy chyba w polskim Internecie odnotował to Alek Tarkowski na blogu Kultura 2.0). Potem ta sensacja pojawiała się cały dzień w coraz to nowych mediach, portalacj i blogach. Tak mi szczerze mówiąc ta rewelacja od początku niezbyt się podobała i powątpiewałem w jej rzetelność, czemu dawałem wyraz w komentarzach pod wpisami, czy artykułami. Raz, że wartość dziwnie duża, dwa, że podejście do tematu absurdalne.
Oczywista, dziś pojawiło się sprostowanie, nieco już półgębkiem. Przerewelacja okazała się wymysłem dziennikarzy The Times. Autor badań, Alex Wissner-Gross musiał się co rusz tłumaczyć, że nic takiego nie napisał. Pisał wprawdzie ogólnie o dwutlenku węgla generowanym przez korzystanie z Internetu, ale nie w ten sposób. A już liczba 7g na wyszukanie wzięła się nie wiadomo skąd. Czy ją kaczka dziennikarska przyniosła, czy może z palca wyssano…
Palec Wysysalec

Czy to pies, czy to wydra (dziennikarska)

, , , ...

O pleceniu dub smalonych przez media pisałem już nie raz i nie dwa. Pal licho, jeśli chodzi o politykę, to i tak jeden wielki bełkot sam w sobie. Gorzej, jeśli w ten sposób dezinformuje się ludzi pisząc o ważnych sprawach, gdzie przydałoby się trzeźwe i rzetelne spojrzenie (choćby sprawa żywności modyfikowanej genetycznie). Niestety, właśnie w kwestiach nauki szukanie sensacji na siłę odbija się szczególnie brzydko pachnącą czkawką. Ot, niedawne zdarzenie: jedna z (chyba amerykańskich) badaczek popełniła pracę na temat zachowania włókien, która dowodziła nieuchronności ich splątywania się powyżej pewnej długości (oczywiście mocno upraszczam sprawę, nie o szczegóły tu chodzi). Wspomniana praca stanowi duży postęp np. w badaniach nad łączeniem się nici RNA czy DNA, czyli jest dość doniosła. Prasa natomiast doniosła, że oto głupi naukowiec udowodnił nieuchronność poplątania się lampek choinkowych… Cudne, nieprawdaż?

Czytaj dalej…

Przysłowie dla tych na rozdrożu

, , ,

Droga

Każda droga prowadzi
do zmęczenia.


Przygody dobrego klienta szwejka

,

Lidl Wpis na zaprzyjaźnionym blogu przypomniał mi o scence, jaką ostatnio miałem przyjemność… możność oglądać. Wchodzę ci ja do marketu, jaki stoi niedaleko mojego mieszkadła. Za wejśćiem do sklepu, co dość typowe, znajduje się obrotowa bramka, pozwalająca wchodzić tylko pojedynczo (pewnie na okazję wyprzedaży, żeby lepiej kontrolować przepływ). Przede mną stanął sobie jakiś zagubiony klient, akurat prawie w samej bramce i głośno rozmyśla „a koszyk? może lepiej wziąć koszyk?“ W markecie tym nie ma koszyków, są tylko wózki, znajdują się na zewnątrz, więc musiałby się po niego cofnąć. Jako że drzwi są na fotokomórkę i przepuszczają tylko do wewnątrz, ździebko spóźniona refleksja. Stanąłem ci ja za nim i ostentacyjnie czekam, aż ruszy się w którąś stronę. Mogłem powiedzieć „przepraszam”, ale nie spieszyło mi się. Uważam, że jak ktoś sobie uświadomi sam, to ma to o wiele większe działanie edukacyjno-wychowawcze. Zwykle taki zawalidroga w tym momencie się reflektuje i przepuszcza, czasem nawet ze słowem „przepraszam”. Ale nie ten. Popatrzył na mnie przez ramię i nic. Stoi. Towarzysząca mu kobieta syczy na niego „no chodź! W rękę se weźmiesz!“. A on stoi, i myśli, i mamrocze. Tamta czerwona na twarzy już nie tylko z powodu mrozu (który był siarczysty) syczy znów „no k*** chodź! nie stój w przejściu!“. A on nic, stoi. I tak to trwało jeszcze dobrą chwilę, wreszcie ruszył z wahaniem, roztargnieniem i takim dobrodusznym dziwieniem się światu. Chyba w ogóle sobie nie zdawał sprawy, że komuś przeszkadzał w przejściu.
Ponieważ i ja się pałętałem po sklepie, szukając niewiadomoczego, i oni, mijałem i widziałem ich jeszcze wielekrotnie. Za każdym razem z jego towarzyszki coraz bardziej parowało ze złości. Ot choćby (znów na głos) myśli „a może by jeszcze płyn wziąć?“. „No to bierz“, złapała ona płyn z kartonu i wsadziła mu do ręki. „A to na pewno płyn?“ powątpiewa on. „Na pewno, rusz się wreszcie!“. Przy kasie znów „no to zapłać“, „a gdzie ja mam pieniądze?“, itd.
Dzięki temu zresztą udało mi się ich wyprzedzić w kolejce do kasy i chwała, że stanęli za mną, a nie przede mną. Kasy w tym sklepie są bowiem tak nieszczęśliwie zaprojektowane, że jest miejsce na tylko jedną osobę. W ogóle są przystosowane tylko do osób z wózkami, które szybko przerzucą towar z powrotem. Jeśli ktoś nie ma wózka, to musi się pakować do torby z taką samą prędkością, z jaką kasjerka przeciąga towar przez czytnik, inaczej robi się zator. Oczywiście, że się za mną zrobił zator. Za naszym bohaterem przeszło jeszcze trzech kolejnych klientów, a on jeszcze rooozwijał folijki, wkłaaadał, oj, upadło mu... Kobita w ogóle go zostawiła przy tej kasie, usiadła na parapecie i udawała, że sprawa jej nie dotyczy.
Taki spokojny człek, a tak potrafi wyprowadzać z równowagi.
Jaki z tego morał? Nie wiem, ale dość to zabawne, więc niech zostanie dla potomności.

Kto googla pod latarnią

, , ,

…bo akurat tam jest jasno?

Najlepszym uniwersytetem w XX wieku
jest biblioteka.
— Thomas Carlyle



Takie oto (mniej więcej, gdyż cytuję z pamięci) motto zdobi bibliotekę publiczną w moim mieście. Ze wszech miar trafne, ale obecnie już nieco postarzałe i przez to niekompletne. Należałoby je moim zdaniem uzupełnić np. w taki sposób:

Najlepszą biblioteką w XXI wieku
jest Internet.
— Jurgi



Temat internetowych zbiorów jest obecnie nośny, modny i powszechnie wykorzystywany. Pisze się na ten temat mądrze, np. na blogu Kultura 2.0 czy Antymatrix, pisze się też tandetnie i po łebkach, łapiąc (a raczej tworząc) dziennikarską sensację. Strony gazetowe odgrzebały akurat tekst Rizy Berkana sprzed prawie miesiąca na ten temat, pod sensacyjnym tytułem „Przyszłości nie szukaj w googlu” (dlaczego małą literą, przecież to nazwa własna?). Jakoś wcześniej mi umknął, przeczytałem dziś. I westchnąłem, bo to jest raczej ten drugi sposób pisania. Przyjrzyjmy się bliżej.

Niedługo można będzie skończyć szkołę średnią, nie otwierając żadnej książki. Dwadzieścia lat temu było to możliwe bez otwierania komputera. W ciągu paru dziesięcioleci technologia komputerowa i internet przeobraziły podstawy wiedzy, informacji i edukacji.

Dziś na twardym dysku laptopa mieści się więcej książek niż w księgarni z 60 tys. tytułów. Liczba stron sieci przekroczyła podobno 500 miliardów - dość, by wypełnić dziesięć nowoczesnych samolotów transportowych odpowiednią liczbą 500-stronicowych, półkilogramowych książek.


Czytaj dalej…