My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Archiwum: January 2010

Chiptune remake

, ,


Chiptune

Palec boży, palce niebożąt

, ,


Dawniej, o ile pamiętam, to młodzież przystępującą do bierzmowania szanowano i miano niejakie zaufanie do jej uczciwości i honoru, podobnie jak i przy innych sakramentach. Mój młodszy brat musiał już wypełniać jakieś listy, dzienniczki, zbierać podpisy. Ale jak widać, to mało i Kościół w osobach swoich funkcjonariuszy* zaczyna być zwolennikiem przysłowiowego new world order:

Nowoczesny czytnik linii papilarnych sprawdza obecność młodzieży w kościele św. Jadwigi w Gryfowie Śląskim. Gimnazjaliści, którzy przyjmą sakrament bierzmowania, muszą odciskiem palca potwierdzić uczestnictwo w mszy.

W Gryfowie Śląskim w tym roku do sakramentu bierzmowania przystąpi około 120 nastolatków. Aby zdyscyplinować młodzież i sprawdzić ich udział w nabożeństwach wikary gryfowskiej parafii, jako listę obecności wprowadził czytnik linii papilarnych, który rejestruje odciski palców przed mszą Świętą i po jej zakończeniu. »»



W Wielkiej Brytanii są ciągłe awantury o przechowywanie odcisków palców osób niekaranych nawet przez Policję; uważa się, że nawet nadmierne przetrzymywanie odcisków osób podejrzanych to za daleko idąca kontrola społeczeństwa. A tu proszę: zwykli uczniowie traktowani są a priori jak przestępcy, tylko dlatego, że mogliby „spylić” z kościółka.

Nic to młodzieży, ducha nie trać**, czytuj zagraniczne serwisy dla majsterkowiczów, a nie tylko polskich Spryciarzy, to się wykręcisz. Bo oto już dawno temu na Instructables.com podano łatwy i tani, domowy sposób na sporządzenie sobie fałszywego odcisku palca. Potrzebne ingrediencje i sprzęt to tylko klej do drewna, klej cyjanoakrylowy, folia, aparat cyfrowy i laserowa drukarka. Sposób działa nawet na bardzo zaawansowane czytniki linii papilarnych, więc i proboszczowski da się oszwabić, choć podobno „nawet policjanci z Komendy Powiatowej Policji […] nie posiadają tak nowoczesnego czytnika linii papilarnych jak parafia”.
Film zamieszczony w serwisie znikł, ale opis i zdjęcia tłumaczą bardzo dokładnie, co i jak zrobić. A w komentarzach jest kilka dodatkowych sposobów na łatwe i nieskomplikowane oszukanie czytników, zabawne, jakie to jest banalnie proste.




Skoro już od najmłodszych lat dzieci mają się czuć jak przestępcy, to niech się i uczą, a co! Swoją drogą, zbieranie, przechowywanie i przetwarzanie takich danych, jak odciski palców, podlega konkretnym i bardzo rygorystycznym przepisom. Jestem ciekaw, jak też spełnia je parafia św. Jadwigi w Gryfowie Śląskim i czy ktoś to w ogóle sprawdza.

__________
* Wiem, że „funkcjonariusz” brzmi tu paskudnie, ale co miałem napisać? Pracownik? No nie mam pojęcia, jakie określenie byłoby odpowiednie i niepleonastyczne.
** Spirytusu nie rozlewaj, bo sanctus.

Zuo śmiechem zwyciężaj. Epizod II

, , , ...


Barbarzyńca — Zdobyłem kostkę Horadrimów! — triumfalnie oświadczył Barabarzyńca, wkraczając na targowisko. Był umazany krwią, szlamem i nie wiadomo, czym jeszcze, ale promieniał. — Tak jak mówiłeś, trzeba było zarżnąć potwora na ostatnim poziomie kanałów, tego, no, Remanenta. Nie lubię bawić się w rzeźnika, ale…
— Wspaniaaaale — zatarł ręce Deckard Klein, omal nie upuszczając swojej laski. — Ale czemu rzeźnika? A nieważne, pokaż…
         Uśmiech zamarł mu na ustach, kiedy Kaman wyciągnął zza pazuchy okrwawiony kawałek łydki ze stopą.
— Co to ma być? — Deckardowi opadła szczęka.
— No jak to, kostka. Nie mówiłeś, czy lewa, czy prawa, więc wziąłem obydwie.
         Reakcje przysłuchującej się rozmowie drużyny były… różne. Papladyn zrobił się zielony, jakby miał zaraz zwymiotować. Nerkomanta spadł ze skrzyni, na której siedział i turlał się po bruku, zwijając się ze śmiechu. Anaziomka walnęła się dłonią w czoło i kiwała w niemej rozpaczy nad intelektem kolegi.
— Ty mośkuuu — wysyczała tylko. — Mówiłam, żebyś nie szedł sam, bo coś spartolisz! Jak z tym Fallusem, który wziąłeś i…
— No czego, kurna? — zmarszczył brwi wojownik z mroźnej północy. Wzruszył ramionami i zaczął bawić się swoim toporem. — Każden się może pomylić. A kostka jest? Jest! Nawet dwie!
— Kostkę, w sensie: pudełko. Skrzynka! — jęknął Klein. — Takie otwierane coś! Puzderko!
— To trzeba było wyraźnie mówić, kurna dupa, że pudełko! — zdenerwował się Kaman. — Zgadywać mam, czy co?
— Nie było tam takiej metalowej skrzyneczki? — spytał z nadzieją sędziwy mag.
— Być to była. Ale drugi raz nie idę.
Nerkomanta zdołał wreszcie opanować śmiech i rzucił kąśliwie z dołu:
— Tylko czasem nie chwal się swoim osiągnięciem przed mieszkańcami Glut Olę, geniuszu.
— Bo co? Że czym?
— Że im zabiłeś jedynego kanalarza. Tego Remanenta, co im szamba czyścił. Jak się dowiedzą, to cię zlinczują, bo nikt tej roboty nie chce robić.

•••

Paladyn         Noce na pustyni są zimne i pełne niepokojącego szmeru: to nieustający wiatr przesypuje piasek na wydmach. Na takie szczegóły zwracał jednak uwagę tylko Papladyn. Reszta drużyny gaworzyła beztrosko w cieple ogniska, siedząc na kamieniach i wystających spod piasku fragmentach starych budowli. Jedynie Papladyn i przywołany przez Nerkomantę gliniany golem siedzieli z dala od płomieni.
— No mówię wam, może nie być wesoło. Już się połapali, że kanalarz nie żyje — mówił Nerkomanta. — Dzisiaj książę Churchyn chciał z nami rozmawiać, ale powiedziałem, że dopiero, jak wrócimy z misji.
— Wie już, co ten mosiek zrobił? — zaniepokoiła się Anaziomka.
— Chyba nie. Rozpytałem się służby, ponoć ma mieć dla nas jakąś robotę.
— To chyba dobrze, nie? — podsumował Barabarzyńca. — Ekstra fucha zawsze mile widziana.
— Niekoniecznie — zmarszczył brwi Zombisław. — Ponoć na ostatnim poziomie lochów pałacu…
— Pojawiły się demony? — spytał z nadzieją w głosie Papladyn.
— Gorzej. Szambo wybija. A życzeniu władcy odmówić nie będzie łatwo.
         Zapadła ponura cisza.
— No to na tę fuchę pójdzie Kanam — zaproponował kpiąco Papladyn. — To on nas wpakował, a poza tym przecież już ma wprawę w kanalarskiej robocie.
— Na pewno nie pójdzie taki laluś w polerowanej zbroi — odwarknął wściekle Kaman. — Nie bądź taki mądry… panie piorunochron.
         Zgromadzeni ryknęli śmiechem. Dzisiejsze spotkanie z miotającym błyskawice wielkim chrząszczem zakończyło się dla Papladyna bardzo nieprzyjemnie. Wszystko przez zbroję, która oczywiście ściągała iskry na siebie. Gorszą traumę niż przykre porażenie prądem wywoływał jedynie fakt, że dla reszty był to powód do prostackich dowcipów i ubawu. Urażony rycerz cofnął się jeszcze dalej od ognia i wiercił niespokojnie. Metalowe nagolenniki nagrzewały się i parzyły, podczas gdy od pleców ziębił go pustynny chłód.
— Tu parzy, tam zimno, jeszcze wilka złapię. Cholerna zbroja — mruczał do siebie, rozżalony. Nie potrafił nigdy odparować nawet kpin mocarnego brutala, o wyszczekanym przywoływaczu już nie mówiąc. Tylko Anaziomka traktowała go w miarę po ludzku. I to też był problem. Nie miał śmiałości do kobiet. Gadki o znaczeniu czystego serca w walce ze złem jakoś na nie nie działały.
Drużyna tymczasem już zapomniała o ostatniej wymianie zdań, opróżniono bukłak wina. Leśna wojowniczka pierwsza zaintonowała zaimprowizowaną pieśń:
— Niech żyje Baal…! — zaczęła pełnym głosem.
— Wszyscy walczą… i groby są otwaaarte! — na swoją nutę dołączyli się Kaman i Zombisław.
         Papladyn westchnął i przysunął się bliżej golema, który okazywał się w takich momentach najlepszym, bo cierpliwym słuchaczem. W istocie gliniany golem nie przejmował się niczym. Siedział z daleka od ognia, żeby się nie wypalić. Wpatrywał się w ciemność i beztrosko dłubał w nosie. Z tak pozyskanego materiału machinalne lepił małe gliniane dzbanuszki. Papladyn spojrzał z niesmakiem na rząd naczynek i odsunął się również od golema.[/ALIGN]

Biblijna mądrość ery bankowości

, , ,


Bankomat

Z pustego i Salomon nie wypłaci
(chyba, że na debet).


Vox internauti, vox Dei? Czyli dyktatorum prosumentum

, ,


O tym, że dużemu wolno więcej (a przynajmniej tak mu się wydaje) pisałem nawet niedawno przy okazji sprawy piracenia muzycznej twórczości przez… koncerny płytowe. Obrosłe w pewność siebie i tłustych prawników międzynarodowe koncerny z upodobaniem stosują inne prawa i zasady etyczne dla siebie, a inne dla konsumentów. I nie dotyczy to jedynie spraw autorskich i multimedialnych.

Duże firmy i koncerny przez lata przyzwyczaiły się, że mogą w sądach przeforsować niemal co zechcą. Mają omal nieograniczone fundusze na prawników-macherów chętnie z nich korzystają, na przykład groźbami i pozwami sądowymi dusząc próby krytyki ze strony niezadowolonych klientów. Ostatnie lata to jednak coraz częstsze ich porażki w starciu z… Internetem. Szarego człowieka można zdusić, jeśli ktoś się za nim nie ujmie – na przykład prasa, której jedynie się tradycyjnie bano – tymczasem blogger, człowiek równie szary, w podobnej sytuacji często może liczyć na poparcie innych blogerów i zwykłych użytkowników internetu.

Internet zjada już prasę i zaczyna zjadać telewizję, co więcej, jest medium o wiele bardziej demokratycznym, a może nawet anarchistycznym? Tu już nie tylko duże portale mają coś do powiedzenia, tu liczy się masa użytkowników, powiązana znajomościami, sieciami społecznościowymi, pełna idealistów, lub wręcz maniaków, którzy rzucą się na każdą okazję do zrobienia szumu medialnego, kiedy koncerny atakują „jednego z naszych”. Jedną osobę można zastraszyć, setki i tysiące półanonimowych ludków jest fatalnym celem dla prawniczej artylerii.

Było wiele takich spraw. Choćby głośna na świecie sprawa ujawnienia w sieci uniwersalnego kodu łamiącego zabezpieczenia DVD. Próba usunięcia ich ze strony zaowocowała tym, że pojawił się nie tylko na milionach innych stron, w różnych formach, ale nawet na koszulkach, kubkach i innych gadżetach. Kiedy do sieci wyciekł film z Kamilem Durczokiem klnącym nad brudnym stołem, TVN rozpaczliwie próbował usuwać kolejne jego kopie. Sprawa nabrała jeszcze większego rozgłosu, film pojawił się w sieciach P2P oraz w serwisach, które mają w nosie prawa autorskie. Koncerny zdają się wręcz stać na straconej pozycji, nawet, jeśli racja jest po ich stronie Spór koncernu Dr Oetker z blogerem Kominkiem zakończył się porażką tego pierwszego, sprytnie podpuszczonego i obśmianego przez internetowego publicystę. Skutek był odwrotny, hałas wokół próby (chyba jednak rzekomej) cenzury przysporzył kontrowersyjnemu Kominkowi (który sam dość mocno cenzuruje swoje blogi) popularności. A wulgarne słowa pod kierunkiem Dra Oetkera na pierwszej stronie wyników Google jak były, tak są.

Ostatnio wtopę zaliczył startujący serwis Authalia, obiecujący łatwe i tanie zajęcie się prawami autorskimi na życzenie. Założenia i sens projektu podważył Olgierd Rudak — znany w blogosferze prawnik, autor bloga Lege Artis. W ferworze sprostowań i pretensji firma usiłowała uciszyć wścibskiego blogera pogróżkami prawnymi, z rozmachu atakując również innych, którzy dociekania pana Rudaka relacjonowali. I co? Ich największe „osiągnięcie” to pojawienie się krytycznych wpisów na pierwszej stronie wyników, zajęcie się tematem przez większe, branżowe wortale, oraz… chyba kompletna utrata reputacji na wstępie działalności.

Zainstalowałem sobie w Operze dodatek WOT: Web of Trust, pokazujący stopień zaufania do stron internetowych, oceniającym jest społeczność skupiona wokół WOT. I co widzimy po wpisaniu zapytania „Authalia”?

Authalia: Google z WOT

Strona Authalia.com jest pokazywana jak kompletnie niegodna zaufania. Są też inne mechanizmy i społeczności oceniające witryny w sieci, jest specjalny dodatek do Firefoksa, jest rekomendowanie wbudowane w samo Google (dla zalogowanych użytkowników), można iść o zakład, że i tam firma podpadająca internautom dostanie „po buzi”.

Fachowcy mówią, że oto nastają czasu „prosumentów”, czyli konsumentów i użytkowników świadomych swoich praw i swojej siły. Niedawno przecież klienci wygrali nawet z bankiem, sprawa „nabici w m-bank” nie gościła na ekranach telewizorów, ale bankowcy pewnie uznali by ją za jedno z najważniejszych wydarzeń ostatnich lat.

Zuo śmiechem zwyciężaj. Epizod I

, , , ...


         Zapadał zmierzch nad pustkowiem Krwawego Wrzosowiska. Łotrzyce przysiadały przy ogniskach warownego obozu, starannie sprawdzając swoje łuki i strzały. Z palisady dobiegały pokrzykiwania straży, obserwującej równinę. Wszystkie kobiety odwracały głowę za idącym przez obozowisko, muskularnym wojownikiem z dalekiej północy. Był półnagi – po mrozach i śniegach jego rodzinnych stron chłód umiarkowanego klimatu był dla niego niczym – niósł nieco sfatygowany puklerz i topór. Blask ogni igrał na jego skórze, podkreślając muskulaturę. Kierował się prosto w stronę namiotu kowala, który akurat przerwał pracę, rozmawiając z rycerzykiem w wypucowanej zbroi. Wojownik przystanął na chwilę zdziwiony: kowalem była kobieta. Podszedł wolnym krokiem, łowiąc wymianę zdań.
— Walka ze złem wymaga czystości serca, moja droga. Wiedzy i czystości serca. Jakże smutne jest to, że walką kalać muszą się i kobiety, w jakichże to czasach żyć nam przyszło… Zaiste ciężkie to musi być brzemię, miast ogniska domowego, kowalnego paleniska doglądać…
         Blondynka w skórzanym fartuchu kowala tylko słuchała, kiwając głową i niecierpliwie przekładając młot z ręki do ręki. Wyraźnie nie mogła dojść do słowa. Na to jednak z odsieczą pospieszył wojownik północy. Klepnął rozgadanego rycerza w plecy, aż ten przysiadł.
— Cze, ziom. Blache już wyklepałeś, to suń się nieco. Topora mam do ostrzenia.
         Podniósł z ziemi jakąś szmatkę.
— Masz, zbroję sobie powalałeś na plecach, hehehe.
         Rycerz zdetonowany złapał szmatkę, mruknął jakieś pożegnanie i oddalił się w lekkiej panice. Przybysz zmierzył okiem zgrabną pannę kowal.
— Co za jeden? — spytał, pokazując kciukiem za siebie.
— Ach, to papladyn — westchnęła. — Omal mnie nie zapaplał na śmierć. Mógłby potwory zanudzać na śmierć gadaniem, gdyby większość z nich nie była już martwa. Och, a ja jestem Charsi, jestem tu kowalem. A ty jesteś barabarzyńcą, prawda? Jeszcze nigdy nie widziałam żadnego z was.
         Przesunęła palcem po imponującym bicepsie barabarzyńcy.
— Chętnie zajmę się, hihihi, twoim orężem, wojowniku. Jestem naprawdę dobra — puściła mu perskie oko. — Jak cię wołają, bohaterze?
— Kaman. Kaman Barabarzyńca jestem. Wołają na mnie Kaman, to przychodzę, hehehe — zaśmiał się gardłowo. Muskularna dziewczyna zdecydowanie mu się podobała.
Kaman i Charsi
• • •

         Dwa wozy dalej ubrany na czarno mężczyzna o ponurym wejrzeniu próbował handlować z miejscowym kupcem.
— Jak to: nie masz na stanie nerek, panie Gheed?
— Proste, mam zbroje, mam broń, mam talizmany. Nie handluję podrobami! Możesz próbować sobie coś upolować na równinie, ale wątpię, żeby były świeże, tam same zombiaki, panie Zombisławski, hahaha — zaśmiał się z własnego dowcipu.
— Nie da rady czegoś skombinować? Jesteś kupiec, czy nie?
— Nie obiecuję. A w ogóle to po co ci te cynaderki?
— Ile razy mam powtarzać, że jestem nerkomantą? Wróżę z nerek. Ale muszą być świeże.
— Jak wywróżysz, w jaki sposób pozbyć się Diablo i jego demonów, to cię ozłocimy. Dasz radę?
— Tak, jak będę miał jego nerki. A różdżki masz? — pomachał znacząco trzymanym w ręku patykiem.
— Różdżki, eliksiry i takie tam to u kapłanki. Sam swego czasu u niej brałem, jak chwilowo zaniemogłem. Bo moja świętej pamięci żona to wiesz, wymagająca była…
Zombisław i Gheed
• • •

         Tymczasem rozmowa Kamana Barabarzyńcy z Charsi rozwijała się w najlepsze.
— Wiesz, gdybym mogła prosić cię o przysługę… Już kilku próbowało bezskutecznie, ale taki wojownik jak ty…
— No w czym problem, mała?
— Uciekając z klasztoru przed sługusami Andariel zostawiłam tam w pośpiechu mój magiczny Fallus Horadrimów… Bez niego to jak nie przymierzając, bez ręki, gdybym oczywiście była facetem. Gdyby udało ci się go odzyskać…
— Jasne, bejbi. Naostrz mi tylko toporasa i zaraz wyruszam. Więc mówisz, że już ktoś próbował?
— Tak, nawet niedawno była tu wojowniczka, nowa u nas, anaziomka. Mówiła, że stanie na głowie, a taki artefakt to musi odzyskać. Wyruszyła jeszcze przed południem, na razie nie wróciła…

• • •

         W tym samym czasie, na równinie blondwłosa anaziomka stała bez ruchu, podpierając się włócznią. Wpatrywała się z lekkim zdumieniem w tabliczkę osadzoną obok wejścia do ciemnej jaskini.

SIEDLISKO ZUA
Otwieramy o północy
Czynne do ostatniego nieumarłego

Amaziomka i Siedlisko Zua
• • •

         Zapadła noc. Barabarzyńca wolnym krokiem szedł przez obozowisko, kciukiem sprawdzając ostrość topora. Dojrzał papladyna, który chyba wracał od kapłanki.
— Te, rycerzyk?
— Słucham?
— Ty to chyba po szkołach jesteś, nie? Kształcony?
— Oczywiście, walka ze złem wymaga wiedzy i…
— Jasne; i ostrego topora. Jakeś taki uczony, to mi powiedz, co to jest fallus.
— Fallus?
— No fallus.
— A to nie wiem — stropił się Papladyn. — W przyklasztornej szkole tego nie uczyli. O, może ten ubrany na czarno będzie wiedział…?
[/ALIGN]

• Epizod drugi już w niedzielę •

Gazeta.pl proponuje: myślenie totalitarne na co dzień

,


Przy okazji medialnego szumu wokół filmu „Avatar” portal gazeta.pl zamieścił „poruszający”, aż dwustronicowy artykuł, jak to branża filmów porno – która notabene za przyczyną internetu ponoć robi bokami – waha się, czy pójść w kręcenie „dupczenia w trójwymiarze”, bo to i chciałaby, i boi się, i koszty duże… Normalnie prychnął bym tylko nad ich problemami, ale zirytowała mnie zamieszczona przy artykule sonda. Praktycznie wszystkie sondy na gazeta.pl są treścią tak bezdennie głupie, że nie nadają się do głosowania, ale ta akurat stanowi doskonałą ilustrację tendencji.

Sondaż: porno w 3D

I w co ja mam kliknąć? Nie ma tu opcji dla mnie. Filmów porno nie oglądam, więc odruchowo mysz sięga do ostatniej opcji. Ale zaraz. Dlaczego „to jest chore”? Nie rozumiem. Nie oglądam porno, bo mnie nudzi, w życiu widziałem jeden taki film, który nadawał się do obejrzenia. Fragmentami. Lżejszej erotyki praktycznie nikt nie kręci, a to co w ogóle jest, jest żenującej jakości jak dla mnie. Czy jeśli coś mi się nie podoba, to od razu ma dla mnie być „chore”? Tak się rodzi totalitarne myślenie: „jak coś mi się nie podoba, to innym też zabronię”, widoczne u politycznych ekstremistów z obu stron (z prawej bardziej, bo lewicowych wykosiło z upadłym systemem).

Jak ktoś lubi oglądać „grzanie na ekranie”, to jego sprawa, a nie moja, guzik mi do tego. Czemu mam to wartościować? Póki nikomu nie dzieje się krzywda, tudzież nikt nie wtyka nochala w moje prywatne upodobania, to nie widzę nawet powodu do poruszania tematu. Nawet jak ktoś do osiągnięcia satysfakcji potrzebuje francuskiej kelnerki w pilotce i z mokrym selerem*. A może dla autorów z gazeta.pl każdy internauta to albo nałogowy pornoman, albo skrywany pornoman, który ślini się w ukryciu, a publicznie gromi? Jeśli tak, to współczucie, bo każdy mierzy własną miarą…

__________
* Zagadka: skąd jest ten motyw? Nagród nie ma. wink

Kij Möbiusa, czyli komu chcemy przyłożyć parytetem?

, , , ...


Parytet Nieraz już pisałem o politpoprawności i parytetach, nie kryjąc bynajmniej mocnego sceptycyzmu. I wcale nie dlatego, żebym był przeciwko równości — wręcz przeciwnie. Po prostu polityka nakazowo-rozdzielcza nie sprawdziła się nawet w ekonomii, tym bardziej nie wierzę w jej cudowną moc w sferze obyczaju i dobrego zwyczaju. To coś jak redystrybucja dóbr: na jej funkcjonowaniu bardziej niż potrzebujący korzystają zaradni redystrybutorzy. To takie lenistwo, bo łatwiej uchwalić jedno „cudowne” prawo, niż zapierniczać u podstaw nad zmianą społecznej mentalności.

Swego czasu nawet dość zawzięcie dyskutowałem na sąsiedzkim blogu na ten temat, wyrażając wątpliwości – na bazie wielu przeczytanych analiz – czy to w ogóle działa. Wychodziło z różnych prac, że w jednych krajach parytet działa, jak np. w Szwecji, w innych nie, jak we Francji. Czy zatem naprawdę urzędowy rozdział działa, czy to jednak tylko koincydencja — Szwecja chyba od zawsze (od niemal stulecia przynajmniej, dla nas to jak od zawsze) jest w awangardzie przemian obyczajowych. Nie mam patentu na nieomylność, mogę nie mieć racji. Ale…

Wygląda na to, że w krainie będącej awangardą w tej dziedzinie, w Szwecji właśnie, poważnie zwątpiono w parytet. Okazało się, że nie działa on tak, jak by chcieli jego zwolennicy. Wręcz „parytet dyskryminuje kobiety”. Haha?

Parytet płci pomaga kobietom? Niekoniecznie. Właśnie zrezygnowały z niego szwedzkie uczelnie. Od tej pory o przyjęciu na studia będą decydować... wyniki w nauce.

Dotychczas przepis w ustawie o szkolnictwie wyższym umożliwiał stosowanie przez uczelnie w czasie procesu rekrutacji kryterium płci. Okazało się jednak, że w wielu przypadkach przepis mający pierwotnie pomagać przede wszystkim kobietom dyskryminuje je, promując mniej zdolnych mężczyzn.

Problem dotyczy zwłaszcza sytuacji, kiedy na popularne kierunki studiów jest bardzo dużo chętnych ze znakomitymi wynikami w nauce, a dostają się osoby o gorszych wynikach, których płeć jest w mniejszości.

Paradoksalnie uderza to przede wszystkim w zdolne kobiety, które chcą studiować stomatologię, psychologię czy weterynarię, czyli sfeminizowane kierunki. Tam dziś większą szansę mają będący w mniejszości ich słabsi koledzy. »»



No ja od zawsze uważałem, że w przyjmowaniu na studia powinna się liczyć wiedza, a nie płeć, pochodzenie społeczne, czy czystość rasowa. Czy ja jakiś dziwny jestem, bo chyba nie prorok? Trzeba było eksperymentów, żeby dojść do tak odkrywczego wniosku?

Tak już luźniej muszę zauważyć inną niepokojącą rzecz. Otóż prawo powinno być równe dla wszystkich, takie są – zdawałoby się – fundamenty naszej cywilizacji. Prawo stanowi się z poszanowaniem tej zasady i zrozumieniem faktu, że każde prawo, jak kij, ma dwa końce. A takie wprowadzanie prawa tam, gdzie nam pasuje, i jak nam pasuje, niebezpiecznie przypomina mi filozofię „prawo prawem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie”.

Ujmując rzecz filodendrycko, ktoś próbuje stworzyć kij, który ma tylko jeden koniec.
Ot, taki kij Möbiusa.

[/ALIGN]

A jednak może być ładnie

,


Czasami drobnostka potrafi poprawić humor w upiorny, zimowy dzień, kiedy z bolącą nogą człowiek przedziera się przez zaspy celem opłacenia kolejnego rachunku za internet. Oto stacja transformatorów na jednym z osiedli spółdzielni Tęcza.

Bajkowe Trafo

Bajkowe Trafo

Bajkowe Trafo


Ciekawe, kto jest sprawcą tego bajkowego figla: grafficiarze, administracja spółdzielni, a może dzieci z pobliskiego przedszkola (widoczne z tyłu na zdjęciu nr 2)? Nieważne, pokazuje to, że może być ładnie i zabawnie niemal zerowym kosztem, komponując się ze świeżo odnowionymi blokami na osiedlu. A przy okazji maluchy mają na pewno świetną zabawę idąc do i z przedszkola. Oby wszystkie dzieci miały tak kolorowy świat dzieciństwa.
[/ALIGN]