Wiadomo: nie ma świąt bez bigosu. Nie w naszym kraju. Bigos to podstawa, a najlepszy jest bigos co najmniej raz zamrożony do —15º i dopiero odgrzany. Taki z dużą ilością leśnych grzybów, pycha, co właśnie potwierdziłem organoleptycznie i osobiście. Niestety, takie cudo kulinarne jest też mocno ciężkostrawne, dlatego nie ze wszystkim się komponuje.
Nie należy więc na przykład popijać bigosu oranżadą, co zresztą jest profanacją. Nie należy też, co właśnie stwierdziłem organoleptycznie i osobiście, po spożyciu bigosu oglądać Mody na sukces. Grozi ciężką… Przepraszam, muszę wyjść… dziś i w tym roku już nie będę pisał… najlepszego w nowym życzę…
Fancy dishes? Not for me. I prefer cooking cheap, fast, not bothersome and with the supplies already available. Preferably remains from yesterday dinner.
À propos: do you know, how to make a Fibonacci's salad? You take remains of yesterday's salad and mix it with remains of a day before yesterday's salad. Tastes best served every day. Kind of a geek food.
Yes, that is the kind of mu kitchen. Also, I love to improvise. I do not make any dish twice. So, this way comes my the only one: casserole de relic.
Ingredients: • Potatoes remained from yesterday dinner. • Some cheese, not used for sandwiches. • Some slices of fat bacon, may be any sausage instead (preferably fat). • Decompleted instant soup from bag (someone took seasonings): pasta and flavouring oil. • Some boiling water.
Tools: • A bowl. • A strainer (must fit into bowl). • A frying-pan (teflon). • A knife and/or cheese-slicer (preferably with Opera logo).
Pamiętacie chyba tę klasyczną komedię, w której pewien profesor badał zawartość cukru w cukrze? Świat poszedł do przodu, system się zmienił, ale okazuje się, że z pozoru bezsensowne czynności mają głęboki sens.
Zbliża się sezon na przeziębienia, postanowiłem więc sobie kupić profilaktycznie jakiś dobry sok lub syrop owocowy, który byłby napotny. Czyli lipowy, albo malinowy najlepiej. Tanie syropy z marketów, jak już się przekonałem, nie zawierają soku w ogóle, tylko syrop glukozowo-fruktozowy i trochę syntetycznych aromatów. Udałem się więc do zwykłego sklepu. Pomny wszakże rad, żeby być świadomym konsumentem i oglądać skład na etykietach, nie poprzestałem na kierowaniu się marką, czy ceną. Stanąłem przed regałem z sokami i zacząłem szukać, który z soków malinowych zawiera największy procent soku malinowego. Nie spodziewałem się 90%, bo przecież nawet soki 100% to ściema. Oglądam, oglądam i zaliczyłem opad szczęki i czarną rozpacz. Nie tego się spodziewałem, nawet uznane marki, które zawsze mi smakowały, jak Herbapol, czy Victoria Cymes… Nie…