My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Archiwum: January 2010

„Crayon Physics Deluxe” — płać ile uważasz i graj legalnie

, , ,


O grze w „kredkową fizykę” pisałem w marcu. To innowacyjna, cudowna gra, polegająca na kreowaniu, rysowaniu świata, tworzeniu elementów, które doprowadzą namalowaną piłeczkę w namalowanym świecie do celu. Wszystkie namazane kredką obiekty natychmiast zyskują prawdziwe właściwości fizyczne: masę, ciężkość, tarcie… Szalenie przypomina to starą, dobrą kreskówkę „Zaczarowany ołówek”. Polecam cały wpis o grze „Crayon Physics”, gdzie rozwodziłem się szerzej o tej i podobnych grach i zaprezentowałem filmik z gry.

Crayon Physics

Dziś wracam do tematu, bo z okazji pierwszych urodzin gry jej autor zorganizował niecodzienną promocję: można kupić pełną wersję gry „Crayon Physics Deluxe” płacąc tyle, ile się uważa. Tak, każda suma może być, od jednego centa po… ile dla was będzie gra warta. Dotychczasowa cena wynosiła 20 dolarów, więc jeśli ktoś posiada PayPala (jedyny niestety kanał zakupu), naprawdę zachęcam. Promocja trwa tylko do 15 stycznia. Ach, jak zauważył Kościak, u którego zauważyłem notkę o promocji, 30 centów wynosi opłata za PayPal, wypada więc wpłacić chociaż nieco więcej.

Na zachętę prezentuję film z co bardziej odjechanymi sztuczkami w „Crayon Physics Deluxe” (polecam jednak najpierw obejrzeć wersję prostszą, żeby się nie przestraszyć).


[/ALIGN]

Czytaj dalej…

Małego Filodendryty przysłowie na sobotę

, , ,


Brzuch

Dobrze słyszy się tylko brzuchem.
Najważniejsze jest niesłyszalne
dla uszu.


Policyjna logika ścigania, czyli dozwolone jest zabronione

, , , ...


Mł. asp. Agnieszka HameluszGoście programu "24 Godziny" rozmawiali o problemie piractwa internetowego” — rozpoczyna się news na tvn24.pl. Artyści (Zbigniew Hołdys oczywiście, znany „bat na piratów”), krytycy, publicyści, policjanci… Programu nie oglądałem, ale z przytoczonej na tvn24.pl relacji to diagnozę stawiam jedną: poza mnóstwem komunałów dodatkowo stek idiotyzmów, wołający o pomstę do nieba. Zerknijmy, co „mądrego” powiedziała mł. asp. Agnieszka Hamelusz. Czy nie było nikogo poważniejszego i bardziej kompetentnego?

[…] policjanci zaczynają działać, jeśli artysta zgłosi im, że jakiś utwór został ściągnięty z Internetu. - Wtedy wszczynamy postępowanie, ustalamy, kto ściągnął nielegalnie plik z Internetu. Takiej osobie jest przedstawiany zarzut z ustawy o prawach autorskich i pokrewnych - powiedziała. »»



A-cha, czyli jak ktoś ściągnie plik, to go namierzają, biorą za szmaty i stawiają zarzuty. Rozumiem. Przerażenie wzbudza we mnie ciąg dalszy jej wypowiedzi, dosłownie następne zdanie:

I podkreśliła, że w Polsce prawo jest takie, że można ściągać z Internetu na własny użytek pliki muzyczne czy wideo. - Odpowiadamy za przywłaszczenie autorstwa, za rozpowszechnianie, a nie za samo ściąganie z Internetu pliku - wyjaśniła Hamelusz.



Podsumowując: policja z pełną świadomością ściga osoby nie popełniające – co sama przyznaje – żadnego przestępstwa i stawia im zarzuty na żądanie artysty, mimo iż nie ma na to podstaw prawnych. Czekam na wystawianie mandatów za przechodzenie na zielonym świetle i wrzucanie śmieci do kosza.

Jak wobec tego z tym zjawiskiem walczyć, skoro nie ma narzędzi prawnych?” — pytano w programie. Walczyć? Samo pytanie jest skandalem. Chciałem zauważyć, że kopiowanie multimediów na własny użytek – a ściąganie ich z internetu jest również po prostu kopiowaniem – jest legalne nie przez jakieś przeoczenie czy lukę w prawie. Jest to celowo przemyślana i wprowadzona użyteczność, nazywana „dozwolonym użytkiem”. I wcale nie jest na ona dana za darmo, wszyscy za tę możliwość płacimy. Obojętnie, czy z niej korzystamy, czy nie, państwo polskie pobiera powszechne opłaty za osobiste korzystanie z dóbr kultury, wobec czego czynienie jakichkolwiek zarzutów, o policyjnych czy prokuratorskich już nie mówiąc jest nie tylko bezpodstawne, ale jest wręcz naruszeniem dobrego imienia.

Jak wynika z artykułu i zamieszczonego fragmentu programu, nie był to rzetelny program publicystyczny, tylko typowa „ustawka” ze wszystkimi uczestnikami głoszącymi te same tezy i poklepującymi się po plechach. Zabrakło choćby jednej osoby o umiarkowanych poglądach, mogącej chociażby wytknąć luki w prezentowanej logice i oczywiste bzdury w wypowiedziach. Brawo, TVN, staczamy się dziennikarsko coraz niżej?

Nie kpij z blondasa, bo dostaniesz…

, , ,

UT screenshot

Z pozdrowieniami dla Toporasa. };>

Skąd się w ogóle wzięli imć „królowie”?

, , ,


Politycy z zapamiętaniem kruszą kopie o święto poświęcone (o matko, jakie masło maślane) biblijnym trzem królom… Pewnie dlatego, że to łatwiejsze, niż zakasać rękawy i zabrać się do pożytecznej roboty. Ale może w takim razie warto się przyjrzeć, skąd się ci królowie wzięli?

Z narosłej wokół nich legendy wygląda bardzo konkretny obraz i można by się spodziewać, że ma on swoje źródło w ewangeliach. A tu guzik. Marek, Mateusz i Łukasz nie piszą o nich ani słowa. Krótka wzmianka pojawia się tylko u Mateusza. Tyle, że u niego to wcale nie są królowie, a mędrcy bądź magowie (zapewne astrolodzy, skoro wędrowali za gwiazdą). Nie ma też u Mateusza wzmianki, jak się oni nazywali. Zatem i malowane im na ikonografii korony, i imiona, i różne kolory twarzy są w zasadzie radosną twórczością wieków późniejszych. Ale skąd się wzięły?

Otóż według badań, wszystkie opowieści o dzieciństwie Jezusa pochodzą ze zbioru perskich i buddyjskich (sic!) podań i legend, powstałych przed V wiekiem. Stąd właśnie czerpali inspiracje autorzy apokryfów, stąd mędrcy stali się Persami, a do około VIII wieku awansowali na królów. Żeby było zabawniej, to bardzo długo nawet ich liczba nie była stała, bo na różnych wizerunkach wahała się od dwóch do nawet dwunastu. Na ich perski rodowód zapewne wziął się z wpływu perskiego zaratusztrianizmu na judaizm, zaś bezpośrednią inspiracją sceny przywożenia darów mogła być wizyta króla Armenii, Tyrydatesa, który w roku 66 złożył bogate dary Neronowi. Ewangelia zaś Mateusza powstała akurat nieco później, bo około roku 80.

Tak to z legend, niedopowiedzeń, przeinaczeń, wzięła się zaciekła walka prezydenta Kropiwnickiego et consortes o dodatkowy dzień wolny od pracy i nudy na sejmowej sali.

Czytaj dalej…

Zespół starych klamotów, czyli muzyka mechaniczna

, , , ...


Michael Vorfeld gra melodyjki na żarówkach. Nie, wcale nie w ten sposób, jaki podsuwa nam wyobraźnia, nie używa żarówek jako „cymbałków”, jak można by pomyśleć. Zmusza żarówki do wydawania dźwięków po prostu włączając je i wyłączając. Mało kto w ogóle zwraca uwagę, że żarówki wydają jakiś cichy odgłosik przy włączaniu, a żeby jeszcze zrobić z tego muzykę? Ten pan na to wpadł, tworząc szczególny spektakl dźwiękowo-wizualny, w którym światło rodzi się naprawdę razem z muzyką.



Pierwszy raz z mechamuzyką (jest na to jakiś polski termin?) zetknąłem się podczas pracy i zabawy z komputerami ośmiobitowymi. Kolega Tkacz był posiadaczem Commodore 64 i razu pewnego zademonstrował mi program, który potrafił odgrywać muzykę… przy pomocy stacji dysków. Stacja wybrzękiwała i wystukiwała melodię całkiem wyraźnie przy pomocy głowicy i silniczka krokowego. Niestety, po kilku koncertach stwierdziła, że muzykowanie woli bardziej i odmówiła swojej codziennej pracy, czyli czytania i zapisywania dyskietek…
[/ALIGN]

Czytaj dalej…

Ja to nie ja, czyli nie klonujcie mnie

, ,

Z archiwum:

Klon owcy Dolly

Wygląda na to, że klony wbrew obiegowej opinii nie muszą być identyczne. Dolly po sklonowaniu wygląda zdecydowanie bardziej… owczo. Za to klonowanie wyraźnie pobudza wzrost owłosienia. Panaceum dla łysych? Z angielska mówią na to: epic fail.

Przysłowie noworoczne 2010

, , ,


Gdy Nowy Rok w progi, to cała wódka w nogi.



[/ALIGN]

Spóźniony zapłon

, ,


Tytus Ech. Upłynął niemal cały dzień nowego roku, a ja jeszcze nikogo i niczego nie wyśmiałem. Zmęczenie? Znużenie? Czyżby opóźniony zapłon wyśmiewczy? Spanie do południa? Dół po męczącym Sylwestrze? Wszystko to byłyby tylko wykręty. Nic nie ma i tyle. Dziś wpis na przeczekanie, pod pretekstem cyklu „stare polskie komiksy i filmy komentarzem na wszystko”.

Na komiksie, którego fragment widzicie, uczyłem się czytać. Poczucie humoru chyba też mi na zawsze spaczył, razem z chorymi historiami Tadeusza Baranowskiego. Dziękuję, Papciu Chmielu! Chociaż posturą bardziej przypominam Romka, idę sobie porysować maski i zakleić lustro karykaturą Tkacza.