My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Zasubskrybuj kanał RSS

Posty oznaczone tagiem "szpilki"

Cisi bohaterowie — ludzie nieocenieni i bezcenni

,


O skradzionym napisie ARBEIT MACHT FREI z bramy obozu w Auschwitz-Birkenau wszyscy na pewno słyszeli, o jego odzyskaniu również, nie ma więc sensu przypominanie tej historii. Uznanie wzbudziła skuteczna i bardzo szybka reakcja odpowiednich służb. Jak to się stało, że Policja, w wielu głośnych sprawach bezradna od lat (sprawa Olewników choćby, czy generała Papały, której rozwiązanie powinno być punktem honoru), tym razem uwinęła się w parę dni? Nie był to przypadek. Nic, kompletnie nic by w tej sprawie nie przedsięwzięto, gdyby nie pewien człowiek. Jeden człowiek. Pewnie nikt nawet nie dostrzegł jego bezcennego udziału, o docenieniu już nie mówiąc, chociaż przemknął nawet przez główne strony gazet i portali. To premier Izraela, Benjamin Natanjahu.

Premier Izraela Benjamin Netanjahu wezwał polskie władze do działań w celu zatrzymania przestępców, którzy ukradli napis "Arbeit macht frei" z bramy wejściowej byłego hitlerowskiego obozu zagłady Auschwitz. - Jestem wstrząśnięty tą kradzieżą i apeluję do polskiego rządu o działania w celu schwytania przestępców, którzy sprofanowali to miejsce, gdzie zostało zamordowanych ponad milion Żydów - powiedział izraelski premier przed posiedzeniem rady ministrów. »»



Pomyśleć, że gdyby nie ten bohaterski człowiek i jego trzeźwy i na czasie apel, nikt w Polsce, ani w rządzie, ani w policji nie pomyślałby nawet, że należy ścigać sprawców głośnego przestępstwa! Gdyby nie on, napis bez wątpienia nigdy by się nie odnalazł, zapewne w ogóle by go nie szukano.

Powinniśmy, jako naród, wyrazić ogromną wdzięczność premierowi Natanjahu. Wysłać jakąś delegację, która poprosiłaby go o kolejne, jakże cenne apele. Mógłby zaapelować o rozwiązanie innych spraw kryminalnych i politycznych, dotychczas nie rozwiązanych, począwszy od FOZZ, aż po aferę hazardową. Najlepiej byłoby wręczyć mu w ogóle listę ważnych spraw, żeby zaapelował hurtem, można by mu nawet zapłacić za poświęcony czas. Albo jeszcze lepiej, niechby zaapelował do rządu o wprowadzenie koniecznych reform: naprawienie służby zdrowia, systemu emerytalnego, reformy finansów, dywersyfikację dostaw energii… Wyobraźcie sobie: w ciągu kilku dni, dzięki apelowi pana Benjamina, mielibyśmy rozwiązane wszystkie nękające nas problemy, włącznie z bezrobociem, bezkarnością o. Rydzyka i spiskami żydokomunomasonerii… No, może z tymi ostatnimi się trochę rozpędziłem. Ale czyż nie opłacałoby się, drodzy Rodacy, zrobić ogólnonarodową ściepę i wynająć tego bezcennego człowieka?

Cudze chwalicie, swego nie znacie — mógłby mi ktoś powiedzieć, więc aby uniknąć tego zarzutu, przypomnę, że i w naszym kraju mamy osoby może nie aż tak znane, ale równie akuratne i niezbędne, nieocenione. Ludzi, którzy w cieniu, bez rozgłosu prowadzą swoje śledztwa i prace badawcze, w pocie czoła, poświęcając na to wiele lat nieraz, ustalają ważne fakty naszej historii. Tak, to pracownicy instytucji o nazwie IPN. Sprawa, którą chcę poruszyć, wiąże się zresztą z poprzednią.

Instytut Pamięci Narodowej prowadził śledztwo wobec przywódców III Rzeszy. Umorzył je z powodu ich śmierci. Krakowski oddział pionu prokuratorskiego IPN (Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu) ogłosił dzisiaj, że umarza śledztwo o zbrodnię wojenną "w stosunku do Adolfa Hitlera, Heinricha Himmlera i Ericha von dem Bacha-Zelewskiego" "wobec śmierci sprawców". Szef komisji w Krakowie, prok. Piotr Piątek […] nie odpowiada wprost. Tłumaczy, że śledztwo prowadzone było od 2001 r. […] Przesłuchano 171 osób […] »»



Nikt chyba nie ma wątpliwości, że Adolf Hitler czy Heinrich Himmler to wyjątkowi zbrodniarze. Ustalenie, że nie żyją, warte było tych ośmiu lat mozolnej pracy wielu osób. Mówiąc o IPN nie narzekajmy zatem, że na jego funkcjonowanie idą miliony złotych z naszych podatków, że lepiej byłoby je przeznaczyć na szkolnictwo, służbę zdrowia, czy remonty dróg.

Zwłaszcza teraz, kiedy IPN zamierza przeprowadzić – jak zwykle błyskawiczne – śledztwo w sprawie zamachu na papieża Wojtyłę, nie rzucajmy kłód pod nogi. Być może już za 10-15 lat dowiemy się, kto strzelał (chyba, że tymczasem umrze), a odkrycie, że Jan Paweł wówczas przeżył, a potem umarł, będzie zaiste bezcenne.

Medale za nic
Dziś ponownie arcytrafny Marek Raczkowski, no sam wchodzi mi w ręce.

[/ALIGN]

Jesteś głupi? Pokazuj to z dumą i nonszalancją

, ,


TV, ogólnoświatowy kanał publiczny Telewizji Polskiej… w świat idzie taka oto scenka: siedzą sobie pani i panowie posłowie z popularnej ostatnio komisji śledczej, posiedzenie mają, znaczy pracują, ważne dla kraju rzeczy mają rozstrzygnąć. Przewodniczący zadaje członkini dość proste pytanie: „czy czytała Pani te dokumenty?”. Wydawałoby się — nic prostszego odpowiedzieć. Możliwe odpowiedzi: „tak”, „nie”, „nie wiem”, „nie rozumiem pytania”. Ale w parlamencie chyba nie może być prosto. Odpowiedź posłanki to przydługi elaborat, zaczynający się od słów: „a ja to pana posła x (tu nazwisko) to w ogóle nie widziałam żeby czytał te dokumenty…”, wygłoszony zresztą wybitnie napastliwym tonem. Poczuła się z niedocieczonego powodu dotknięta? A może jednak nie zrozumiała pytania, tylko wstydzi się przyznać? Przewodniczący cierpliwie powtarza pytanie. Odpowiedź znów taka sama. Zaczynam dochodzić do wniosku, że na wymienionej przeze mnie liście możliwych odpowiedzi brakuje „mam cię w dupie”. Bingo, na kolejne powtórzenie pytania posłanka odpowiada „nie odpowiem na to pytanie”. Co chyba właśnie należy tak rozumieć.

Lepszego rysunkowego komentarza nie sposób chyba znaleźć. © Marek Raczkowski

Gdybyż to koniec był, ale nie! Mamy odjazd kamery i widzimy, że powyższą scenkę oglądają uczestnicy jakiegoś programu publicystycznego. Z napuszonych min od razu widać, ze politycy, najpewniej posłowie, chyba ze wszystkich aktualnych opcji. Prowadzący program zadaje dość proste pytanie, nawiązujące do pokazanej scenki: „czy w takim razie komisje śledcze mają jakiś sens? Czy w przyszłości zagłosowałby pan za powołaniem takiej komisji śledczej? Wydawałoby się — nic prostszego odpowiedzieć. Możliwe odpowiedzi: „tak”, „nie”, „nie wiem”, „nie rozumiem pytania”. Ale jak mamy do czynienia z politykami, nie ma tak łatwo. Odpowiada pierwszy od lewej. Ględzi długo i nudno o walce politycznej największych partii, czyli o większe banały już trudno. Wyględził się, skończył, nie przedstawił żadnej konkluzji. Na zadane pytanie też nie odpowiedział. Prowadzący zdaje się tego nie widzieć, oddaje głos następnemu z kolei. Znów mamy to samo: długie ględzenie bez żadnej wartościowej myśli, bez przesłania, bez odpowiedzi na zadane pytanie. I znów trzeci to samo, kompletny brak treści, kompletny brak indywidualności – bo faktu obwiniania o sytuację innej strony nie liczę – brak odpowiedzi na pytanie. Jak słyszę frazę „bezpardonowa walka (partii) ‹A› z (partią) ‹B›”, to wychodzę, bo mi jedzenie stanęło. Długo mnie nie było. Pozmywałem po kolacji, zrobiłem sobie herbatę, poszedłem do toalety (na długo). Wracam i na wejściu słyszę frazę „bezpardonowa walka (partii) ‹A› z (partią) ‹B›”. Déjà vu? Ten sam gada? Nie, gada kolejny, oczywiście też bez sensu, bez ładu i składu. Na zadane proste pytanie żaden z pytanych nie odpowiedział.

I to mają być reprezentanci narodu? Elita? Władza? Pajace, nie potrafiący odpowiedzieć na najprostsze zadane pytanie? O wyciągnięciu wniosku, morału z obejrzanej scenki już nie wspomnę. Naprawdę są tak głupi, że nie rozumieją pytania? Jakby mi uczeń tak ględził nie na temat, to by na kopach wyleciał. Dochodzę do wniosku, że znów zachodzi casus odpowiedzi „mam cię w dupie”. Dokładniej, rozwinąwszy ta odpowiedź brzmi „mam cię w dupie, dziennikarzyno i twoje pytania, przyszedłem z gotowym wykutym na blachę tekstem i powiem co mi się podoba. Słuchających obywateli też mam dupie”.

I w tym swoim napuszeniu i parciu na szkło w ogóle nie zauważają, że naród też ma ich w dupie. Że to ich pajacowanie, nieudolność, niekompetencja są widoczne jak na dłoni. A potem dziwią się, że słupki sondażowe chodzą odwrotnie, niżby się spodziewali. Że im kogo więcej pokazują w publicznej telewizji, tym niższe ma poparcie i wyniki w wyborach. Tak, tak, chodźcie gołąbeczki pokazywać się w telewizji, pokażcie, co sobą reprezentujecie…
[/ALIGN]

Sztuka filmowa zgłębia tajniki ludzkiej duszy, czyli moja autodiagnoza artystyczna

, ,


Hicham Ayouch. W życiu o nim nie słyszałem i chyba nie tylko ja, bo nie ma o nim nawet słowa na Wikipedii. W wiadomościach kulturalnych na kanale Euronews zaprezentowano go jako reżysera. Po prawdzie słuchałem jednym uchem, może źle usłyszałem, minimalistyczna wzmianka na imdb.com określa go jako „writer, cinematographer, composer”, jego profil na myspace.com jest po francusku, tłumacz Google wydobył mi z tego zawód „autor dyrektora”. Z zamieszczonego CV wynika, że wszechstronna to bestia, poza powyższymi: dziennikarz, producent, dokumentalista, scenarzysta, komentator sportowy (o ile można polegać na automatycznym tłumaczeniu). Zamieszczona w profilu muzyka (chyba jego) to taki francuski hip-hop, jakiego nie znoszę, bardziej głupio brzmi tylko japoński hip-hop. Już nawet disco-polo śpiewane po chińsku brzmi lepiej (tak, jeden z polskich zespołów tego nurtu zamierza robić karierę w Państwie Środka). Ale do rzeczy (a rzeczy do szafy, jak mawia Tkacz, jeden z filarów filodendryzmu).

Przy okazji omawiania jakiegoś festiwalu filmowego zaprezentowano niewielki fragment wywiadu z nim oraz fragmenty jakiegoś filmu. Tytuł mi umknął, nazwa festiwalu też, nie moja działka. Z wywiadu to w zasadzie złapałem tyle jego filozofii artystycznej:

I want to look deep into human soul. *)


Zaraz potem pokazano urywek omawianego filmu, reprezentatywny dla powyższego celu, jak mniemam. Ciemny, niewyraźny obraz z ledwie widocznymi twarzami bohaterów zapewne ma symbolizować mroki ludzkiej duszy.

Scena pierwsza, kobieta mówi do mężczyzny:

I want you to fuck me real hard. Right now. **)


Scena druga, mężczyzna mówi do kobiety:

Come back, you bitch! ***)



Dama z dupą Deklaracje artystyczne traktuję bardzo poważnie, zakładając, że autor wie, co mówi, dlatego zadumałem się (nomen omen) głęboko nad przedstawioną wizją ludzkiej duszy i jej głębin. Jak to sztuka potrafi wydobyć tę głębię. Ta francuska finezja. Uniwersalny klucz do ludzkości. Freud się chowa.

Ino jakbym nie kombinował, jakbym się nie przymierzał, wychodzi mi, że według koncepcji Hichama Ayoucha albo nie posiadam duszy, albo nie jestem człowiekiem. Po dłuższym namyśle, jakoś mi wcale nie doskwiera tęsknota. Ani za jednym, ani za drugim. Nie żal mi i już.


__________
*) Cytuję z pamięci. Po namyśle postanowiłem zrezygnować z tłumaczenia.

Tajemnica jego sukcesu

, , ,


Witam Państwa, tutaj John Watts z Kanału Przedostatniego, znajdujemy się w gmachu Opery, gdzie już wkrótce rozpocznie się ekskluzywny koncert kontrowersyjnego muzyka Lorda Blah-Blah, najpopularniejszego artysty grającego muzykę „trans”. Muzyka wzbudzała wielkie emocje chyba od zawsze, ale na czym polega fenomen tego wykonawcy, który – jak przyznają wszyscy – geniuszem muzycznym nie jest? Ten krótki reportaż nie rości sobie praw do rozwiązania zagadki, ale nie możemy nie zadać tego pytania, skoro już tu jesteśmy. Mam nadzieję, że słyszą mnie Państwo dobrze mimo skandowania rozentuzjazmowania tłumu, mimo że jesteśmy za kulisami, a fani dopiero się schodzą, ściany aż drżą. O proszę, chodźmy tędy, nasz kanał otrzymał specjalną, ekskluzywną przepustkę, dzięki której będziemy mogli zadać jedno pytanie kultowemu Lordowi w jego garderobie! Wchodzimy, a o to i bożyszcze tłumów. Lordzie Blah-Blah, cały świat zadaje sobie pytanie: jaka jest tajemnica twojego sukcesu? Ten sekretny klucz do serc fanów, milionów fanów? Przecież sam mówisz, że nie jest nim wybitność twojej muzyki? Czy to tylko charyzma?
— Zdecydowanie nie (śmiech). Nie czarujmy, muzykiem jestem dość marnym (śmiech). Charyzmy zapewne trochę mam, ale nie o to tu chodzi. Należy zrozumieć, czego ludzie potrzebują naprawdę i to właśnie im zaoferować.
— Czego zatem potrzebują, twoim zdaniem, co takiego dajesz im właśnie ty?
— Ależ to proste: potrzebują katharsis.
— Co proszę?
— Katharsis. Jak w antycznej greckiej tragedii. Oczyszczającego przeżycia. Życie we współczesnej cywilizacji to stres, pęd, pośpiech. Nie sposób uwolnić się od negatywnych emocji, one nie znikną nawet po zastopowaniu i odpoczynku. Potrzebne jest epickie katharsis.
— Em, acha, a jak to dokładnie działa?
— Na początku ludzie są ogłuszeni moją muzyką. To rozbija ich bariery emocjonalne. Potem, kiedy słyszą jak gram, następuje głęboki smutek, żal, że wydało się tyle pieniędzy na bilet. Ludzie niejednokrotnie płaczą. Jednocześnie poczucie wyższości, spowodowane moim kiepskim wokalem (śmiech) łagodzi napięcia spowodowane kompleksami, daje im pewien komfort psychiczny. W poczuciu emocjonalnego bezpieczeństwa uwalnia się w nich agresja i złość na moją muzykę. To ważne, bo przestają tłumić te emocje w sobie, pozwalają im ujść na zewnątrz. Gniew przeradza się stopniowo w bezradność i rozpacz. To też uczucia, od których potrzebują się uwolnić. Koncert wieńczy ulga i radość, że już się skończył. Następuje oczyszczenie, jak w greckim dramacie.
— Acha, skomplikowane to, ale chyba rzeczywiście działa. Chyba zająłem co nieco więcej czasu, niż się umawialiśmy…
— Nie szkodzi (śmiech). Ale teraz niestety muszę się przygotować do koncertu, za pięć minut rozpoczynamy. Zostaniesz posłuchać?
— Nie, dziękuję. My się szybciutko wycofamy i teraz, proszę Państwa, póki mamy jeszcze kilka minut, zadamy to samo pytanie komuś z fanów Lorda Blah-Blah. O, jest jakiś spóźniony… Hej, hej, kolego, poprosimy o mały wywiad dla muzycznego Kanału Przedostatniego! Zgodzisz się odpowiedzieć na jedno pytanie przed kamerą?
— No, czemu nie? Moge odpowiedzieć.
— Powiedz nam, co takiego jest w fenomenie Lorda Blah-Blah?
— Że co?
— No, dlaczego jesteś jego fanem? Co takiego sprawia, że przychodzisz na drogi koncert artysty, który sam przyznaje, że muzykiem jest kiepskim?
— A. No bo fajne cycki ma.
— Co? Przecież to jest facet!
— No. Ale cycki ma fajne. I dupe.

Cycki. I dupa

• Wpis na temat pokrewny, czyli o dupie jako wartości dodanej.
• I jeszcze przysłowie o dupie, a co.

O tym, że spadek jakości nie oznacza jej pogorszenia

,


Gazeta.pl podsumowała, w półalarmującym tonie, ostatni raport Inspekcji Handlowej na temat jakości kupowanego i spożywanego przez nas pożywienia. Po lekturze poczułem pewne oszołomienie, choć ze zgoła zaskakującego powodu. Otóż już pierwsze zdanie, w wytłuszczonym lidzie alarmuje:

Jemy gorszej jakości masło, wyroby mięsne i miód.



Niemiła to wiadomość, ale – prawdopodobnie aby nie wywoływać paniki – dwa akapity dalej czytamy uspokajające zapewnienie:

Jak wyjaśniła wiceprezes UOKiK […] nie znaczy to jednak, że jedzenie gwałtownie się pogorszyło lecz dokładniejsze są metody badań.



Ach, co za ulga, choć nie do końca. No to jakość się pogorszyła, czy nie? A jeśli nie, to czemu jemy żywność gorszej jakości? Parę akapitów dalej czytamy:

Okazało się, że wielu producentów nie przestrzega nawet norm, które sami ustanowili. […] Inspekcja Handlowa zbadała prawie 3 tys. próbek wyrobów mięsnych. W porównaniu z poprzednim badaniem, odsetek nieprawidłowości wzrósł z 8,7 do 17,7 proc.



Znów powiało grozą. I nie wiem, czy większa ilość nieprawidłowości oznacza gorszą jakość, czy nie? Gdyby ktoś miał wątpliwości, to znów dwa akapity dalej:

Gorzej niż rok temu wypadło badanie przetworów mlecznych. Inspekcja miała uwagi do 19,4 proc., podczas, gdy w 2008 r. zakwestionowała 16 proc. Próbek. […] Nieprawidłowości zostały wykryte w 22,5 proc. skontrolowanych partii miodu (rok wcześniej 19,3 proc.).



Mimo, że nie było pogorszenia, to jest gorzej, niż rok temu. Na szczęście powiew grozy studzi przeplatająca się z resztą informacja, że poprawiła się jakość ryb.


Pierwsza moja myśl to taka, że jak praktykantka swego czasu przyniosła mi do korekty tak nieskładnie napisany artykuł, to musiała pisać go od nowa. No, ale myśmy byli małym, powiatowym tygodnikiem, a nie największym ogólnopolskim portalem.

Druga myśl to taka, że anonimowy autor tekstu mógłby wiele zdziałać na przykład na polu popularyzacji nauki. Na przykład pogodzić ewolucjonistów i kreacjonistów. Ewolucja była i jednocześnie to jej wcale nie było. Albo zwolenników i przeciwników teorii globalnego ocieplenia. Temperatura się podnosi, ale ocieplenia nie ma.

A trzecia, to że autor prawdopodobnie szykuje się do wejścia do polityki i już trenuje przed kampanią wyborczą. Jak przekonująco ogłosi, że obniży podatki i zgromadzi do budżetu więcej pieniędzy, że obniży wydatki, ale wszyscy dostaną więcej pieniędzy… To ma murowany angaż w jednej z polskich partii i mandat posła.

Przezorny zawsze… sceptyczny

, ,


Niedziałająca strona demotywatory.pl
Z dedykacją dla strony demotywatory.pl.
[/ALIGN]

Burak cukrowy w torcie ziemniaczanym

, ,


Pewne sprawy powracają co jakiś czas, uparcie podnoszone przez różnego rodzaju oszołomów. Taką sprawą są żądania wyburzenia Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, absurdalne, głupie i zapiekłe.

Nie, nie jestem jakimś szczególnym miłośnikiem tej budowli, zaciekłym obrońcą. Natomiast zwolennicy takiego kosztownego pomysłu nigdy jeszcze nie przedstawili ani jednego rozumnego argumentu. A przynajmniej ja nie słyszałem. Podkreślam, ani jednego. Co więc zwykle słyszymy?

PKiN jest brzydki i szpeci stolicę. Jeśli rzeczywiście z powodu brzydoty należy burzyć budynki, to zgoda. Ale chyba, a raczej na pewno, jest wiele brzydszych budowli, wymagających znacznie pilniejszej rozbiórki? Poza tym, bardziej bezstronne osoby, w tym architekci, nie uważają go wcale za brzydki, a niektórzy nawet wręcz przeciwnie — za wybitne i wyjątkowe dzieło architektury. Ja tam się nim nie zachwycam, ale i nie otrząsa mnie na jego widok.

PKiN to okropny przykład architektury komunistycznej. Szkopuł w tym, że – kto się chociaż ciupkę interesował lub posłuchał mądrzejszych, ten wie – to wcale nie jest architektura komunistyczna, bo projekt jest kopią nieco wcześniejszej architektury kapitalistycznych i demokratycznych Stanów Zjednoczonych Ameryki.

PKiN jest stary, nieopłacalny w utrzymaniu i niedługo wszyscy najemcy z niego uciekną. Dziwne, na razie nie uciekli. Proszę przyjść z tym argumentem, jak Pałac będzie stał pusty i zaniedbany. A, zaraz, to zerknijmy może na opłacalność w utrzymaniu innych budowli w kraju?

PKiN to symbol ciemężenia narodu polskiego. No jak dla mnie to chyba prędzej argument za tym, żeby go pozostawić, ku przestrodze i pamięci. Ale dobrze, przyjmijmy, że symbole ciemężenia należy likwidować. Oczekuję, że w trybie natychmiastowym rzecznicy tej opcji zażądają wyburzenia tysięcy innych symboli ciemężenia naszego narodu, jakie mamy w kraju. Zaczniemy od Pałacu, potem pójdzie pod młotek obecna siedziba Giełdy Warszawskiej, tysiące wybudowanych w czasach PRL budowli, w tym szkoły, szpitale… aaa, że chodzi tylko o te duże symboliczne? No to na pierwszy ogień powinien pójść okropny symbol krzyżackiego ciemężenia Polaków — zamek w Malborku. Poza tym, według współczesnych standardów, też jest brzydki. I psuje naturalny krajobraz Mazur. Zamków i pałaców do wyburzenia znajdzie się zresztą mnóstwo.

Żeby wybudować PKiN wyburzono wcześniejszą architekturę Warszawy. A cha, i co teraz? Będziemy rekonstruować wcześniejsze zabytki? Zgoda, ale to samo zrobimy z innymi budowlami w kraju, które postawiono na wyburzonych wcześniejszych. Przypominam zwolennikom takiego rozwiązania, że wiele z najstarszych świątyń katolickich w naszym kraju wybudowano na gruzach zburzonych świątyń religii wcześniejszej… Uprzedzam, będę się domagał konsekwencji.

PKiN to burak cukrowy w torcie. O, jakieś poetyckie porównania. To chyba o architekturze? Nie jestem specem od tej działki, ale ten argument jest chyba urwany. Jak się rozejrzeć po okolicy, to owszem, jest to może burak, ale w torcie ziemniaczanym. Całkiem udane połączenie, moim skromnym zdaniem.

Czytaj dalej…

Jak odstraszyć nowego czytelnika?

,

O, bardzo prosto. Na przykład serwując mu na powitanie wielki, obrzydliwy zasłaniacz treści, jaką chciał przeczytać. Tak, można to zamknąć. Ale ja wolę zamknąć stronę i więcej tu nie wrócić. A taką miałem ochotę przeczytać polecany przez kogoś tekst.

Zasłaniacz

Przysłowie o czymś tam

, , , ...


Kruk

Kruk krukowi
coś tam, coś tam nie wykole.