My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Archiwum: June 2009

Dualizm korpuskularno-falowy… ulicznego ruchu?

, , ,


Krąży taki dowcip: to zdjęcie musiało zostać zrobione dawno temu, bo jest dużo miejsc do parkowania. Tylko że to wcale nie dowcip, jak się spojrzy na zdjęcia robione ca trzydzieści, albo więcej lat temu, to rzeczywiście parkujące pojazdy są nieliczne, ujmując to delikatnie. Można by jeszcze per analogiam utworzyć jeszcze powiedzenie: to musiało być dawno temu, bo na drogach nie ma korków.
Niestety, korki drogowe bardzo lubią się tworzyć i nawet w mojej powiatowej mieścinie zdarza się, że w porze powrotów z pracy korek obejmuje całe centrum miasta i szybciej objechać je lasami naokoło, niż pchać się ulicami. Korki co gorsza tworzą się nie tylko w przypadku wypadku, ale również bez widocznego powodu.

Uliczny korek

Podstawowy powód tworzenia się takich korków jest prosty - to ogromna liczba samochodów poruszających się po drogach. Gdy jest ich zbyt dużo, nawet najmniejsze zakłócenie ruchu - np. ktoś kto jedzie zbyt wolno, zbyt blisko trzyma się poprzedzającego pojazdu lub zbyt późno ruszy spod świateł - może spowodować samoistne powstanie sztucznego zatoru. *



Naukowcy z MIT, wg magazynu WIRED, znaleźli jednak sposób, jeszcze nie na zlikwidowanie, ale na zrozumienie powstawania korków:

"Matematyka takich korków jest zadziwiająco podobna do równań opisujących falę uderzeniową rozchodzącą po eksplozji" - mówi Aslan Kasimov, wykładowca z wydziału Matematyki MIT. Dzięki tej obserwacji naukowcy byli w stanie rozwiązać równania dotyczące zasad ruch miejskiego (a właściwie - zakłóceń w nich, czyli właśnie korków) stworzone jeszcze w latach 50. […] Równania opracowane przez MIT okazały się zadziwiająco podobne do tych opisujących mechanikę płynów - dlatego też możliwe okazało się modelowanie korków w podobny sposób.


Czytaj dalej…

Montezuma wciąż powraca, a jego zemsta cieszy

, , ,


Pisanie nowych wersji starych gier, czyli „rimejków” to niezły biznes. Nie trzeba mieć własnego, czasem ryzykownego pomysłu, korzysta się na nostalgii dawnych graczy za grami z dzieciństwa. Pisanie na nowo cudzych starych gierek jest traktowane, dzięki ich prostocie, jako niezła wprawka programistyczna, czy projektowa. Stąd wiele darmowych gier, choć są i komercyjne. Stopień odtworzenia, podobieństwa i grywalności jest różny. Dziś pokażę wyjątkowo udane podejście do starych platformówek, jakie swego czasu wpadło mi w ręce. Ale po kolei.

Montezuma`s Revenge!

W 1984 roku pojawił się jeden z największych hitów na ośmiobitowce: Montezuma's Revenge! Początkowo na komputery i konsole Atari, potem rychło przeniesiono go chyba na wszystko, co się dało. Przygody poszukiwacza skarbów imieniem Panama Joe w pałacu legendarnego Montezumy były niezwykłym sukcesem. Choć dziś gra może wydawać się prościutka, to wówczas była programistyczne i graficznie solidną robotą. Kapelusz miał się kojarzyć z modnym wówczas filmem o przygodach Indiany Jonesa, w najbardziej rozpowszechnionej jednak wersji gry ludek nosi wełnianą czapeczkę z pomponem – czemu, to dość długa, choć ciekawa historia. Zobaczcie jednak sami:

Montezuma`s Revenge!

Czytaj dalej…

Motto na pierwsze urodziny. Moje… go bloga

, , ,


auto-foto-motto

Wczoraj opublikowałem dwusetny wpis na tym weblogu.
Dziś mija okrągły rok, odkąd zacząłem go prowadzić, wrzucając z-głupia-frant zdjęcie z mottem. Dziś inne zdjęcie, inne motto, ale te same glany, te same dżinsy i ten sam Jurgi. Oby jak najdłużej. Dziękuję wszystkim Czytelnikom za miłe słowa, gesty i obrazy.


• A tu motto na drugie urodziny, bo czas leci.

Co by nie zrobić, to kabaret, kabaret, kabaret…

, ,


Danuta Huebner Dopiero co napisałem o oburzeniu niektórych, że PO robi ludzi w bambuko, bo wystawiło Danutę Huebner do eurowyborów, a nie zamierza jej powierzyć funkcji parlamentarzysty, tylko komisarza. Momentalnie pojawiły się informacje, że jednak pani Huebner ma zrezygnować z funkcji komisarza, na której zastąpiłby ją zapewne Janusz Lewandowski, a ona zostanie jednak posłanką PE, jak by to wynikało z faktu, że kandydowała.

Na to odezwał się szef SLD imć Grzegorz Napieralski, że PO robi kogoś w bambuko i że skoro kandydowała na posłankę, to nie powinna posłanką zostać. I co na to ci, którzy uważali, że to odwrotne postępowanie jest be? Jak widać:

tak jest źle, a tak niedobrze:
jak tu zrobić Ziobrze dobrze?


…że pozwolę sobie zacytować jedno z filodendryckich przysłów.

Blog Wolny Teheran?

, , ,


O wydarzeniach w Iranie słyszał, czytał chyba już każdy w miarę aktywny obywatel. Po rozstrzygniętych na niekorzyść demokratycznej opozycji wyborach rozgorzały zamieszki i represje ze strony radykalnych, islamskich władz. Młodzi zwolennicy demokratyzacji z Iranu wykorzystują intensywnie internet do porozumiewania i organizowania się, korzystają zwłaszcza z blogów, mikroblogów i serwisów społecznościowych. Szczególnie dobrym narzędziem okazał się Twitter. Oczywiście władze wprowadzają cenzurę i blokady stron internetowych oraz usiłują identyfikować anonimowych protestujących.
W sieci znalazł się krótki poradnik (po angielsku) jak pomóc Irańczykom, jeśli posiada się konto w Twitterze. Szczególnie jedna porada jest bardzo prosta do wprowadzenia i nie wymaga prawie żadnego wysiłku:

Pomóż blogerom ukryć się przed władzami: zmień w ustawieniach swoją lokalizację na Teheran i strefę czasową na GMT+3.30. Siły bezpieczeństwa polują na blogerów, sprawdzając ich lokalizację i strefę czasową. Jeśli wszyscy zostaniemy „Irańczykami”, o wiele trudniej będzie znaleźć tych prawdziwych.




Tak sobie myślę, że my, Polacy, również przez wiele lat musieliśmy konspirować pod niechcianym ustrojem i ukrywać się przed SB i UB. Gdybyśmy wtedy mieli takie narzędzie, jak Internet, byłoby o wiele łatwiej obchodzić cenzurę i organizować opór. Opozycjoniści powielali po piwnicach gazetki i rozwozili z narażeniem życia, kopiowali cichcem taśmy magnetofonowe i słuchali zagłuszanego Radia Wolna Europa.
Dziś ciemiężone narody mają łatwiej. Cały Internet to Media Wolny Świat, a nadawać możemy wszyscy, wszystkich trudno zagłuszyć. Kiedyś inni pomagali nam, dziś, w dwudziestą rocznicę odzyskania pełni wolności, pomóżmy innym. Choćby w taki drobny sposób, jeśli nie możemy inaczej. Może nawet warto w tym celu założyć konto na Twitterze. Zwłaszcza, że biorąc pod uwagę pomysły rządów w niektórych krajach, być może niedługo i w wolnych krajach potrzebna będzie konspiracja.

„Kabaret, albo podła i wstrętna nowomowa”

, ,


Od czego dobrze zacząć tydzień, kiedy ma się po raz pierwszy od dawna parę minut wolnego czasu? No chyba od czepialstwa, żeby nie stracić pazura. Nie, wróć, w zasadzie to wcale nie miałem takiego zamiaru, planowałem raczej coś odprężającego… Ale akurat przed chwilą kolega, którego tak jak mnie, irytuje językowe niedbalstwo i niechlujstwo, podesłał dwie trzy „pierełki” (trzecią już podczas pisania tego akapitu).

• Trochę polityki i udawania
Ło matko!

Wybory do Parlamentu Europejskiego pokazały, że Danuta Huebner cieszy się ogromnym zaufaniem wśród mieszkańców stolicy. Polska komisarz zdobyła bowiem trzeci wynik w kraju (311 tys. głosów) […] politycy nieoficjalnie przyznają się, że pozostanie Huebner w KE [Komisji Europejskiej, gdzie jest komisarzem, zatem nie będzie mogła być europosłem – przyp. Jrg] jest niemal pewne. […] Huebner nie podjęła jeszcze decyzji o ewentualnym zrzeczeniu się mandatu, bo ma na to czas do połowy lipca. Niebawem Donald Tusk ma jednak rozwiązać tę zagadkę i zadecydować, który z oficjalnych kandydatów na komisarzy (Janusz Lewandowski, Jacek Saryusz-Wolski, czy Danuta Huebner) zostanie przez niego zgłoszony do instytucji unijnej. […] Jeśli Danucie Huebner uda się zyskać poparcie premiera i ponownie dostać się do KE, będzie musiała zrezygnować z miejsca w PE. Tym samym jej mandat przypadnie Tadeuszowi Rossowi, satyrykowi, aktorowi i piosenkarzowi […] W ocenie europosła [Ryszarda Czarneckiego] działanie premiera było od początku przemyślane. - PO zrobiła z panią Hubner „deal”. Świadomie wybrano ją lokomotywą, aby zbić na niej kapitał polityczny, a potem postanowiono, że jednak zostanie w KE. To było zrobienie w konia wyborców i potraktowanie ich „per noga”.


Czytaj dalej…

Wiersz na zawsze już niekompletny

, ,

Wiesze powstają w różny sposób. U mnie zwykle jest to rodzaj „krótkiego spięcia”, iskry która generuje z przeżyć, przemyśleń i nieświadomej zawartości umysłu jakieś skojarzenie, wokół którego później krystalizuje się utwór. Coś jak krystalizacja wokół ośrodka w roztworze przesyconym – jeśli ktoś pamięta jeszcze szkolne lekcje chemii. Wiersze powstają w różnych warunkach. Czasem nad kartką papieru lub przed klawiaturą, czasem w biegu i w drodze, gdzie nie ma czasu lub możliwości, aby je zapisać. Czasem udaje się je zapamiętać, czasem znikają z pamięci bezpowrotnie. Czasem znikają częściowo, jeśli są zbyt długie: krótkotrwała pamięć człowieka jest w stanie podtrzymać i obraniać tylko kilka elementów jednocześnie.

Taki właśnie jest los poniższego wiersza. Oparty na prostej strukturze analogii, powtarzania, powstał gdzieś na spacerze. Do momentu zapisania przetrwały tylko dwie zwrotki, trzecia: kluczowa, podsumowująca, zaginęła w mrokach niepamięci. Nie udało mi się jej przypomnieć, nie udało mi się jej wymyśleć na nowo. Pozostał wiersz niekompletny i po latach straciłem chyba nadzieję na odtworzenie całości. Jest jaki jest…


Wszechświat                  Potęga

To,
co stworzyło wszystko w Wielkim Wybuchu,
rozpala i gasi gwiazdy,
galaktykami kręci młynka,
przejawia się czasem
w niedbale kopniętym kamyku.

To,
co planety, komety trzyma na uwięzi Słońca,
atomowe scala jądra,
nie pozwalając zniknąć nuklearnym blaskiem,
przejawia się czasem
w nieśmiale splecionych dłoniach.


Ale chyba nigdy nie przestanie mnie męczyć ta zagadka: o czym była zaginiona trzecia strofa? Co tu jeszcze mogłem wymyśleć: przecież opisałem analizę i syntezę, destrukcję i konstrukcję, dwie przeciwności, nie ma chyba miejsca w tym szeregu na dalsze przedłużanie? Ale przecież jednak było! Ratunku, zagubiłem epifanię, zagubiłem oświecenie…

Sobotnie przysłowie dla informatyków

, , , ...


Fedora i piwo

Każda Fedora
znajdzie swego amatora.












…zwłaszcza po kilku piwach.

RetroAstronautyka

, ,

Pamiętam, jak dawno temu, jako młody chłopiec, odkryłem stare powieści fantastyczno-naukowe. S-f czytywałem namiętnie, zarażony pasją przez ojca, czytałem mnóstwo zarówno tanich czytadeł jak i najlepszych autorów polskich i rosyjskich. Nawet amerykańskich, których wydawano nieco skąpo, ale za to tylko tych naprawdę dobrych. Stare, wręcz przedpotopowe dzieła to było coś innego. I nie mówię o Julesie Verne, którego też czytywałem – on się na tyle dobrze wstrzeliwał w aktualny i przyszły stan wiedzy, że jego książki nie miały tego posmaku nierzeczywistości. Jakiego posmaku? Ano, posmaku przeterminowanego, nietrafionego przewidywania przyszłości. Choćby książki s-f z okresu międzywojennego, których akcja toczyła się pod koniec XX wieku, czy na początku XXI. Większość pomysłów była oczywiście nietrafiona, zabawna z punktu widzenia dzisiejszej wiedzy, a przez to jak nie z tego świata. Ten smaczek przyciąga wielu, dzisiejsze próby jego odtworzenia nazywa się zwykle steampunkiem.

Podobne wrażenie mam nieraz czytając, oglądając czasopisma techniczne, popularnonaukowe. Lektura starych czasopism i książek informatycznych z lat osiemdziesiątych ma cudowny posmaczek, odkrywa przed nami świat, którego już nie ma i zaskakujące nieraz diagnozy i prognozy. Nie tylko dlatego fanów retroinformatyki jest tak wielu.


Okładki Jeszcze większe odczucie nierzeczywistości miałem, kiedy od koleżanki dostałem niecodzienny prezent: trzy numery kwartalnika „Astronautyka” wydane w latach 1963 i 1964. Przypomnijmy, że – co trudno dziś ogarnąć myślą – były to czasy grubo przed tym, nim Amerykanie wylądowali na Księżycu. Kiedy to Związek Radzieckie, a nie USA przodowały w „podboju kosmosu” i biły kolejne rekordy. Kiedy dopiero mówiło się o przyszłym komercyjnym wykorzystaniu satelitów. A był to czas przeogromnej fascynacji rozwojem kosmonautyki, podbojem kosmosu, perspektywą lotu na Księżyc i rychło po tym na inne planety (szczerze w to wierzono!). Kwartalnik „Astronautyka” wydawało Polskie Towarzystwo Astronautyczne, prawdziwi pasjonaci w każdym calu i mimo siermiężnej jakości pisma, fascynuje ono. Fascynuje mieszanina marzeń i stricte fachowych artykułów. Felietony Krzysztofa Borunia (tak, tego pisarza s-f), pierwsze powiadania Janusza A. Zajdla i podobnych mu (koniecznie zawsze z podtytułem „opowiadanie fantastyczne”). Z drugiej strony referaty z konferencji naukowych: „Niektóre nie rozwiązane problemy fizjologii kosmicznej”, artykuły techniczne z wykresami, wzorami i schematami: „Rozruch silników rakietowych na ciekły materiał napędowy”. Najnowsze wieści z „frontu podboju kosmosu”, plany i projekty opisywane w czasie przyszłym, które dziś są dla nas już tylko zapomnianą prehistorią…

Czytaj dalej…