My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Zasubskrybuj kanał RSS

Posty oznaczone tagiem "Jurgi"

Przysłowie (nie tylko) kapitalistów

, , ,


Taca

Nie czyń drugiemu za darmo.


Przysłowie dla cudzołożników

, , ,


Cudzołożnicy

Cudze walicie, swoich nie znacie.


Nie rozmiar, lecz chęć wielka czyni z człeka…

, , ,


Pompka

Nie liczy się rozmiar,
tylko umiejętność powiększania.


Walcząc w ciemnościach

, , ,


         Wejście do odnalezionej starej kopalni odstraszało ziejącym zaduchem i ciemnością. Lord Marcyliusz nerwowo porównywał mapę z okolicą, jakby mając nadzieję, że to jednak nie tego szukali. Mag Muchammar nerwowo poprawiał swoją szatę, którą zakupił był specjalnie na okoliczność tego questa. Tylko Krasnobrody wyglądał dziarsko, z uśmiechem gładząc ostrze swojego topora.
Kopalnia
— Co za „ętrans” — blado odezwał się Marcyliusz. — Czy aby jednak nie jest nas za mało do tej misji?
— Dłuchouchy i tak nie lubił chodzić po żadnych lochach i jaskiniach — drużynowy mag przeszedł od poprawiania nowej szaty do poprawiania czapki, dla odmiany starej i wymiętolonej. Fundusze od dawna im nie dopisywały, dlatego wzięli tę robotę.
— Damy radę, w każdej kopalni jestem jak u siebie — trzeci członek drużyny okazywał właściwą sobie butę, przeczesując swoją farbowaną brodę, której zawdzięczał przezwisko. — O ile tylko nasz magik nie spartoli znów swoich zaklęć?
         Na takie dictum adresat przytyku wyprostował się z godnością.
— Ja ci nie wypominam, że machając tym toporzyskiem bez ładu i składu porąbałeś łuk Ninnajara, przez co odszedł z drużyny. Kiedy zaś wy smacznie spaliście, ja całą noc medytowałem nowe, potężne zaklęcie.
— A co to będzie, nagły atak kaszlu, czy może swędząca wysypka?
— Wypraszam sobie takie kpiny. Sam się przekonasz, to niespodzianka.
— A jedno zaklęcie to nie za mało? — wątpliwości Marcyliusza były bardziej konkretne.
— Kogo nie zabije, to ogłuszy, a resztę śmiertelnie przerazi. Mam wymedytowane trzy sztuki.
— Acha, czyli lepiej nie szarżować – podsumował dowódca, po czy, wyciągnął miecz, poprawił tarczę i dał znak: naprzód.

Czytaj dalej…

Przysłowie dla spóźnialskich

, , ,


Pot

Jak się człowiek spieszy,
to się poci.


Krótki wiersz o samobójstwie

, ,


Zwykle wybieram jakiś wiersz i wyszukuję do niego ilustrację. Dziś na odwrót: znaleziona ilustracja sprowokowała mnie do wyszukania w szpargałach starego wiersza, a może nawet bardziej niż starego. Do niczego się już nie nadaje, ale zabawnie było go odkurzyć, zaśmiać się nad nim i nawet poprawić jakąś frazę: coś jak prostowanie szprychy w rowerze bez łańcucha, kierownicy i siodełka. A niech tam.

Samobójca                  • • •

Szanuję samobójców, ale…

nie tych, co umierają
skręceni ze strachu,
zapędzeni w kąt jak szczury,

lecz tych, co pełni urazy do życia
obraźliwy gest mu pokażą,
wypną się na nie jeszcze
i na śmierć się rzucą
jakby ją chcieli zgwałcić.

Przysłowie pesymistów… zboczonych pesymistów?

, , ,

Wpadający tu z wizytą z Googla często szukali „zboczonego przysłowia”. Obiecałem swego czasu spełnić żądanie, pora się wywiązać…
Fijut

Life sucks”,
jak mawiają miłośnicy
seksu oralnego.



Żywe srebro, nieżywe srebro …

, ,

Śnięta ryba                  blask

srebrzyste światło Księżyca
utonęło w stawie
krociem malutkich księżyców odbłysły
białe brzuszki martwych ryb

Poezja i recycling, czyli wiersze à la MacGyver

, ,


To był jeden z ciekawszych eksperymentów w ramach warsztatów poetyckich, jakie prowadziłem. Było to bodaj podsumowanie pierwszego roku pracy: turniej jednego wiersza, zaproszone jury, dyrekcja biblioteki, nawet wiceburmistrz i nawet jakiś koncert. Trzeba było czegoś do pokazania. No to wymyśliłem, a w zasadzie podpowiedziała mi znajoma.

Wiersze ze skrawków. Wrzuca się w jakieś pudło powycinane pojedyncze zdania lub zwroty, losuje się garstkę i układa wiersz z tego, co się trafi. No więc pociąłem na skrawki opowiadania swoje i uczestników warsztatów, było tego kilka tysięcy fragmentów w dużej szklanej kuli. Nadwyrężony od nożyczek kciuk bolał mnie przez kilka dni jeszcze. Nie było żadnego ćwiczenia, ani prób, bo to miała być niespodzianka. Jedna wielka niewiadoma: czy coś z tego wyjdzie?

Nadszedł dzień próby. Wszyscy obecni, wliczając wiceburmistrza, jury, pracowników i dyrekcję biblioteki, wylosowali sobie garstkę ścinków, dostali kartkę papieru, klej i dwadzieścia minut na ułożenie wiersza. Efekt zaskoczył wszystkich: powstały całkiem niezłe kawałki, niektóre dość długie, koleżanka ułożyła nawet opowiadanie (!), niestety ktoś zrobił przeciąg, zanim je nakleiła…

A oto moje dziełko:

Oryginał                  spóźnić się

pojechałem, wie pan,
leśną drogą,

jak ciężko

i zrozumiałem,
zamarudziłem tam
chyba długo,
płakałem chyba,
rozumie pan,

dobrze,
wszystko,
zapomnę!

była idealną kobietą
jego/jej/ich
śmierć
to chyba jedyne,

byli ostatnimi
i nie zrazili się
żyli bardziej

Ocenę pozostawiam. Jeden wers to jeden ścinek, choć nie było takiego wymogu. Można było sobie oddzierać, dowylosować ekstra, czy w ostateczności nawet dopisać coś, ale nie korzystałem z tego, większość też nie. Ciekawe jest, że zmiana techniki tworzenia nie spowodowała u nikogo zmiany stylu. Może nawet na odwrót: jeszcze bardziej uwypukliła indywidualne style.

To coś jak twórczość MacGyvera: zrobić działające coś z tego, co akurat mamy pod ręką. Uważam, że to niezłe ćwiczenie na kreatywność i przystosowanie się do warunków. W oryginale pomyślane to chyba było jako rodzaj psychoterapii… więc i tak można to traktować.