My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Archiwum: June 2009

Ty jesteś Sam Solo?!

, , , ...


Unreal Sam Solo
”Sam” stands for ”Samantha”…………

Czytaj dalej…

Ostatni szaniec demokracji obronił się

, , ,


Piracy Niedawno pisałem o wprowadzeniu we Francji prawa HADOPI, czyli przepisów pozwalających na odcinanie od sieci osób oskarżonych o nielegalne pobieranie plików; odcinanie bez udowodnienia winy, bez wyroku sądowego, bez prawa do procesu. Za prawodawstwem takim mocno lobbował prezydent Sarkozy, wg plotek – pod naciskiem swojej żony, piosenkarki. Cóż, gdybym produkował klabzdrony* i był żoną prezydenta, pewnie naciskałbym na wprowadzenie obowiązkowego kupowania klabzdronów przez każdego dorosłego obywatela. Ale, ad rem**. Szczęściem pozostało wśród francuskich polityków trochę osób rozumiejących pojęcie „państwa prawa” i ustawa została zaskarżona do francuskiego trybunału konstytucyjnego, który orzekł o jej niezgodności z konstytucją:

Rada orzekła, że decyzja o odcięciu od internetu spoczywa na sędziach, a nie na władzach administracyjnych, jak przewidywała ustawa uchwalona 13 maja. *



Konieczna okazuje się więc poprawka i scedowanie decyzji na sądy powszechne. Może się to okazać gwoździem do trumny dla tego pomysłu, gdyż:

Zmiany wprowadzone przez sąd konstytucyjny spowodują, że sądy powszechne jeszcze bardziej będą obłożone pracą. A to u przepracowanych francuskich sędziów może wywołać protesty.



Co więcej, odniesiono się też do samego odcinania jako takiego:

Rada oceniła, że wolność komunikacji i wypowiedzi, zagwarantowana w deklaracji praw człowieka, oznacza, "z uwagi na rozpowszechniony rozwój internetu, wolność dostępu publicznych odbiorców do usług komunikacji".



Jest to zgodne z nowoczesnym poglądem, że dostęp do informacji (np. internetu) jest takim samym podstawowym prawem człowieka, jak dostęp do innych podstawowych dóbr (np. czystej wody, elektryczności, itp.).
Zapewne walka się nie skończyła. Wkracza jedynie w nową fazę. W Wielkiej Brytanii przebąkuje się o okrojonej wersji francuskiego pomysłu: zamiast odcinania radykalnie zmniejszano by prędkość internetu osobom „piracącym”. Atak organizacji antypirackich spowodował oczywiście reakcję zwrotną i do Parlamentu Europejskiego weszło dwóch przedstawicieli szwedzkiej Partii Piratów, co za rzecz dobrą uważa Edwin Bendyk. I ja także.

_____
Przypisy:
* Konkurs dla czytelników: gdzie w literaturze polskiej pojawiły się klabzdrony i co to takiego?
** Inni mówią „do rzeczy”, kolega Tkacz mówi zaś „rzeczy do szafy”.

Dupa – najlepszy symbol równości?

,


Pasja Zakończył się jeden z najbardziej żałosnych procesów w naszym kraju: proces wytoczony artystce Dorocie Nieznalskiej o rzekomą obrazę uczuć religijnych (także moim zdaniem rzekomych). Przypomnijmy: niektórych świętoszków z LPR obraziła wystawa pod tytułem Pasja, na której artystka analizowała „religijne źródła kryjące się za kultem siły fizycznej”. Znamienne, że „męskie genitalia na krzyżu” nie obraziły nikogo ze zwiedzających wystawę, natomiast obraziły osoby, które jej w życiu na oczy nie widziały.

Sprawa tocząca się od 2002 roku jest pokazem steku idiotyzmów, zarzut obrazy uczuć religijnych zasługuje jedynie na wyśmianie i wykpienie, a nie na pracę sądu w demokratycznym i wolnym kraju:


Czytaj dalej…

Przysłowie przedwyborcze

, , ,


Ziobro i Wawel

Nie od razu Kraków
zlustrowano.

Ile rozumie Google?

,


Niedawno z dość dużym rozgłosem ruszyły dwie nowe wyszukiwarki internetowe: microsoftowy Bing (zastąpił Live Search) oraz WolframAlpha stworzony przez Stephena Wolframa. Nowe wyszukiwarki pojawiają się dość często i każda obiecuje rewolucję i pokonanie Googla. Najczęściej atutem ma być „wyszukiwanie semantyczne”, czyli z rozumieniem wpisywanego tekstu. Do tej pory wszystkie te obietnice okazały się bez pokrycia, choć kilka wyszukiwarek niemal dorównuje Google, przynajmniej w języku angielskim. Jedynie dzieła Wolframa oferuje naprawdę coś nowego, ale to dlatego, że nie jest tak naprawdę wyszukiwarką, ale „odpowiadajką”, która ma dostarczać gotowe odpowiedzi, a nie linki do stron.

Google logo Dlaczego tak się dzieje, pisałem kiedyś obszerniej w ironicznym artykule o nowych wyszukiwarkach, streszczając: Google nie śpi, tylko się po cichu udoskonala, poprawiając algorytmy, wprowadzając nowe funkcje i funkcjonalności (np. ostatnio wyszukiwanie z prezentacją tabelaryczną). A zasoby (finansowe, zaplecze techniczne, zgromadzony zasób informacji, ludzi, zaplecze różnorodnych usług) ma daleko większe niż konkurencja.

Pamiętam, jak kiedyś na stronie o demoscenie Atari pojawiła się guglowa kontekstowa reklama alkomatów. Stworzyło to okazję do dowcipów „patrzcie, Google wie, że podczas atarowskich zlotów alkohol leje się strumieniami”. Oczywiście wyjaśnienie jest proste: w słowach kluczowych strony były zwroty „zlot”, „party” itp. które oczywista kojarzone są ze spożyciem. Ale warto czasem przyjrzeć się wynikom wyszukiwania w Google, można co nieco wywnioskować o metodach. Ot, niedawno ktoś wszedł na mojego bloga szukając „dedykacje na obronę magisterki”. Zerknijmy, co wujek G mu pokazał:


dedykacje na obronę magisterki

Zwróćcie uwagę na podkreślenie, Google „rozumie”, że „magisterka” to „praca magisterska”! Sztuczna inteligencja? Niekoniecznie, efekt jest efektowny, ale można go w miarę prosto osiągnąć. Od dawna Google „zna” odmianę słów, poprawia też błędy ortograficzne i literówki. Wniosek taki, że ma wbudowany słownik odmiany wyrazów oraz słownik ortograficzny. Jak widać z powyższego, posiada też jakiś słownik synonimów. Może powiązania są wprowadzane ręcznie, ale może też tworzy sobie takie automatycznie. Jak? Na przykład analizując „anchory”, czyli tekst w linkach. Jeśli do tej samej strony często powtarzają się linki ze słowem „magisterka” i „praca magisterska”, to automat może to uznać za synonim (tak samo może sobie przecież budować słownik odmiany wyrazów!). Mógłby ktoś się pewnie pokusić o eksperyment, czy udałoby się „wkodować” wyszukiwarce jakiś synonim tą metodą.

Powyższy przykład pokazuje też, dlaczego tak trudno przebić tę wyszukiwarkę. Stworzenie odpowiednich słowników dla wszystkich (lub większości) języków to olbrzymie nakłady i mniejsi konkurenci mogą po prostu nie mieć środków. A dochodzi jeszcze pewnie wiele podobnych sztuczek, sposobów i tajników, które tworzą inżynierowie firmy z Montain View.

• Rozważań część dalsza, czyli Ile rozumie Google? Exemplum drugie.

Reklama w nierealu

, , ,


Żubr. Tuż za rogiem. UT Żubr

No lądnie, panowie, lądnie

, ,

Dawno, dawno temu, w bardzo odległej epoce komputerów ośmiobitowych, wychodził taki miesięcznik, który nazywał się Tajemnice Atari. Kupowałem go oczywiście z racji posiadania sprzętu o podobnej nazwie, ale czytanie go miało tę zaletę, że tworzący pismo ludzie dysponowali bardzo lubianym przeze mnie poczuciem humoru. Dla wprowadzenia w kontekst zaznaczę, że podówczas komputery domowe nie posiadały standardowo polskich (ani żadnych innych) narodowych znaków. Aby je uzyskać, potrzeba było programu, który takowe tworzył. Było to wygodna wymówką do pisania bez znaków diakrytycznych (dziś zwykle jedyną wymówką już jest lenistwo). Pamiętam do dziś zgryźliwy komentarz redaktora naczelnego TA, Janusza B. Wiśniewskiego:

Polacy gęsi?
Od czasu do czasu otrzymuję listy na dyskietkach lub kasetach, których autorzy usprawiedliwiają się: nie używam polskich liter, bo to trudne. Albo bo mi się nie chciało. Albo bo nie umiem. Szczególnie Irytująca jest argumentacja: bo i tak każdy zrozumie. Ponieważ z rozpaczy brakuje mi już słów, przytaczam zasłyszaną ripostę: "Po co polskie znaki, przecież gdy program pisze LADOWANIE DANYCH, każdy rozumie, że chodzi o LĄDOWANIE". *



Zaśmiewałem się z tego do rozpuku, ale dziś nie wiedziałem, czy mam płać się, czy śmiakać, bowiem zerkając do jednego z tekstów na gazeta.pl omal nie wylądowałem na podłodze (a może wyładowałem się na podłodze, sam już nie wiem):
lądowanie cegieł

Potwierdza się obiegowa mądrość, że żaden wymyślony skecz nie jest w stanie przebić tego, co funduje nam życie.

GPS à rebours

, ,

Astroludek Kwartalnik „Astronautyka” z lipca 1963 roku donosił:

Nowy system wyznaczania pozycji statków kosmicznychWzrastająca dokładność przedsięwzięć kosmonautycznych zmusiła uczonych amerykańskich do opracowania nowego precyzyjnego systemu wyznaczania przestrzennej pozycji sztucznych satelitów. Opiera się o pomiar odległości i prędkości sztucznego satelity równocześnie względem dwóch stacji obserwacyjnych na Ziemi o precyzyjnie znanej wzajemnej pozycji. Dokonywane to będzie drogą wysyłania z tych stacji sygnałów radiowych w kierunku satelity i odbioru sygnałów retransmitowanych przez satelitę w kierunku tych stacji.A.M.

Prawie, jak współczesny GPS. A dokładniej: jego odwrotność — wyznaczanie pozycji satelity względem punktów naziemnych. Dziś wyznaczamy pozycję na Ziemi korzystając z satelitów. Taka przesympatyczna ciekawostka-ramotka.
Więcej o piśmie „Astronautyka”