My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Zasubskrybuj kanał RSS

Posty oznaczone tagiem "bajki"

O naiwnym rybaku i złotej rybce

, , , ...


         Rybak znużonym gestem rozpiął gruby sztormiak. Chciał już zrezygnować i pójść do domu z niczym, kiedy coś szarpnęło siecią. Powoli wybierając sak, rybak miał nadzieję, że ryba będzie na tyle duża, żeby starczyło na obiad dla żony i garstki głodnych dzieciaków. Zobaczywszy wynurzającą się z wody małą płetewkę poczuł zawód, ale po chwili wręcz oniemiał. Rybka, nie dość, że nieznanego mu gatunku (a był przecież inżynierem rybołówstwa oraz akwanomii), była cała złota. No, nie metalowa, tylko w takim kolorze, oczywiście.

         Szybko przypomniał sobie bajki i legendy i choć w cuda i czary nie wierzył, może poza transsubstancjacją, zatarł ręce z radości. Dowolne życzenie, a może nawet trzy! – pomyślał. Jednak zanim się odezwał, rozejrzał się najpierw, czy nikogo nie ma, bowiem bał się zbłaźnić.
         — Złota rybko, ja żem cię wyłowił, niniejszym winnaś mi pięć życzeń! – zaczął z grubej rury z takim planem, że zawsze można się targować, więc lepiej na wstępie zażądać dużo.
         — Ty luju pasiasty jeden! — piskliwie rozdarła się ku jego zdziwieniu złota rybka. — Życzeń ci się zachciewa? Ty nie wiesz, kto ja jestem! Ja mam wysoko postawionych przyjaciół! Ja mam prawników! Będziesz odszkodowanie bulił!

Czytaj dalej…

Zimne pożegnanie

, , ,


         Błękitny blask padł na biel śniegu i rozświetlił czerń nocy. Za długą smugą światła zamigotał ledwie widoczny, czerwony ognik papierosa. Człowiek ruszył za padającą łuną, pchając przed sobą niebieskawy krąg latarki. Zamajaczyły ciemne, groźne kształty krzewów. Cicho. Zimno. Szmer w zaroślach. Co to? Kto to? To tylko ja! Królowa śniegu! Przyszłam tu za tobą, Kaj. Po co? Jak to: po co? Obiecywałeś mi miłość, obiecywałeś zabrać mnie do ciepłych krajów! Daleko od tego przeklętego mrozu! Przyszłam po spełnienie twoich obietnic! Chyba śnisz... Więc kłamałeś? Nie, ale to było tak dawno... Więc nic nie dostanę? Uczyniłam cię władcą śniegu, oddałam swoje królestwo, dałam nieśmiertelność... Pozwoliłam nawet, aby Gerda pozostała z tobą, póki wystarczy jej życia. Nic już do mnie nie czujesz? Nigdy mnie nie kochałeś? Byłem wtedy chłopcem, nie wiedziałem, co to znaczy. Wszystko mija. A obiecałeś być mój, kiedy dorośniesz! Mój, mój! Kaj! Kocham cię! Krąg światła zatacza koło, wydobywa z mroku skuloną postać kobiety otulonej w futro. Odbija się w zamarzających łzach na jej twarzy. Jak ty tak możesz? Ludzie nie są nieśmiertelni, więc muszą się zmieniać. Dałaś mi nieśmiertelność, ale nie odmieniłaś mojej ludzkiej natury. Dorastałem długie lata, zbyt długie, aby mogło przetrwać uczucie. Ja teraz umrę, wiesz? Wiem. Żegnaj.
         Żegnaj, Gerdo. Tobie nie dała nieśmiertelności, franca jedna.
         Żegnaj, ukochany. Nie zapomnij o mnie. Zapomnij o niej.
         Żegnaj, Kaju. Zobaczysz, że kiedyś podzielisz mój los.

Zimowa noc
Artur Jurgawka, Turek, 25 lipca 1999
[/ALIGN]

Czytaj dalej…

Bajka o zalotnej

, ,


Za lot na Księżyc Charles Simonyi zapłacił 25 milionów dolarów.


Charles Simonyi

Bajka o Czerwonym Kapturku — wersja feministyczna

, , , ...


Czerwony Kapturek          W podskokach poprzez las
         do babci spieszy Kapturek,
         uśmiecha się cały czas,
         do słonka i do chmurek…

         Wesołe słowa dziecinnej piosenki dziwnie brzmiały w starym zapuszczonym lesie, odbijając się od omszałych, wiekowych drzew. Leśne zwierzątka zastygały w zdziwieniu, strzygąc uszkami, kiedy śmiało przeskakując korzenie i wykroty pędziła-tańczyła mała dziewczynka. Czerwona sukienka, czerwone kozaczki i czerwony kaptur na głowie wyglądały bajkowo pośród ziemnej zieleni i brązu zaniedbanego lasu. W jednej rączce trzymała zawinięty w papier duży pakunek, drugą wymachiwała koszykiem, usiłując utrzymać równowagę na zwalonych przez wichury kłodach.

         Czerwony Kapturek, Wesoły Kapturek
         pozdrawia cały świat,
         Czerwony kaptu…

         Ale opadłe, butwiejące liście to pułapka na rozbrykane dzieci. Dziewczynka poślizgnęła się tuż obok pnia ściętego drzewa i rymsła popisowo na pupę, aż szyszki poleciały z drzew.
— Ałaaa — jęknęła i ściągnęła z główki kapturek, przez który mało co widziała. Spod czerwonego materiału wyjrzała najpierw piegowata buzia, potem płowe włosy i rozsypały się grube warkocze. — Ojku, dobrze, że koszyk mi się nie rozsypał. Pakunek cały. Szczęście, że nikt nie widział, całe podwórko by się śmiało.
         Wstała, pomacała się po stłuczonej części ciała i rozejrzała wokoło. Perlisty pot teraz dopiero wystąpił jej na czoło. Tuż obok miejsca, gdzie się przewróciła, leżały stare, zardzewiałe sidła na wilki. Gdyby nie zbutwiałe liście, mogłaby w nie wdepnąć.
— Ojku, ojku, ale fuks. Dobrze tatko mówili, żeby nie zakładać kaptura w lesie i patrzeć pod nogi.
Schyliła się po swoje pakunki, kiedy z krzaków wyjrzał pysk dużego, szarego wilka.
— Wiiitaj, mała dziewczynko — rzekł przeciągle przez zęby. — A kim ty jesteś? I cóż ty tu robisz, w takim ciemnym zakątku lasu?
— Dzień dobry wilku — dygnęła tak uroczo, jak to tylko małe dziewczynki potrafią, skrzywiła się z bólu i podparła swoim pakunkiem. — Jestem Marysia Małodobrówna, proszę wilka. Idę odwiedzić chorą babcię po drugiej stronie lasu. Wiesz, w domku jej posprzątać, kurę zabić, rosołek ugotować…
— Miłe z ciebie dziecko — wilk wyciągnął swoje cielsko z gąszczu i przyczłapał bliżej. — Ale tu jest bardzo niebezpiecznie. Nie powinnaś sama chodzić.
— O tak, proszę wilka — przytaknęła Marysia. — Niech wilk uważa, tu są straszne sidła, żeby wilk w nie czasem nie wszedł.
— Och, my, leśne zwierzęta znamy te pułapki od lat. Kłusownicy często tu polują. Ale na ludzi czyha tu jeszcze więcej niebezpieczeństw… O, a w koszyczku co, jeśli mogę spytać? — Wilk dojrzał koszyk po drugiej stronie pnia, wyciągnął ciekawie głowę i zaczął węszyć za smakowitymi zapachami.
— A tu tatuś kupił babci trochę ciasta i słodyczy… no ja też sobie po drodze podjadam — roześmiała się filuternie Kapturek i uchyliła rąbka serwetki, która przykrywała smakowitości. — Chcesz zobaczyć? A może się poczęstujesz?
         Wilk tylko na to się oblizał i wetknął nos do koszyka. Zajęty feerią zapachów, nawet ujrzawszy kątem oka błysk topora nie miałby szans zareagować. Wiedzione małą rączką ostrze na długim stylisku stuknęło o pieniek, a głowa wilka nieodwracalnie oddzieliła się od reszty jego ciała.
         Marysia wytarła o darń, nie do końca nawet odpakowany z papieru, topór z wilczej posoki i przyjrzała się uważnie cięciu.
— Łooo-chaaa! — krzyknęła i aż klasnęła w rączki. — Równiutko między kręgami! Jestem pro! Tatko byłby dumny! I babcia! O, przyjdę później z tatkiem, babcia będzie miała wilczą skórę na łóżko. A my sobie powiesimy łeb nad paleniskiem. A się ze mnie śmiali, że dziewczyna to się nie nadaje do tej roboty! Ha!
         I tak mała Marysia, jedyne dziecko miejscowego mistrza małodobrego ukryła szybko zwłoki wilka w krzakach, żeby leśniczy ich nie znalazł i nie oskarżył jej o kłusownictwo. Założyła swój ukochany kapturek z wycięciami na oczy i pognała dalej, myśląc radośnie, jak to właśnie utarła nosa tym wszystkim, którzy mówią, że katostwo to wyłącznie męska robota.

Czytaj dalej…

Bajka o Izydorze

, ,


Izy do rzeki zaganiać nie trzeba.


Kąpiel w rzece

Bajka o bałałajce

, ,


Bardzo się bała Łajka, jak w kosmos leciała.


Łajka