Ucho, gardło, nóż
poniedziałek, 23 czerwca 2008 16:58:57
Ale nawet ta hipotetyczna sytuacja jednak nie jest identyczna. Tu wróg był jasno określony, byli okupanci i okupowani. I nawet jeśli Polakom zdarzało się uczestniczyć w pogromach ludności żydowskiej, czy robić inne świństwa, to skala takich zdarzeń jest nieporównywalna. Na Bałkanach nagle zaczęli walczyć ze sobą sąsiedzi, przyjaciele, ludzie, którzy jeszcze niedawno chodzili razem do knajpy na piwo. Narody, które kilkadziesiąt lat przeżyły obok siebie w zgodzie. Ludzie, których dzieci bawiły się w jednej piaskownicy, później umawiały się na randki i pobierały. I nagle sąsiad podrzyna sąsiadowi gardło, gwałci jego córkę, a małe dzieci wrzuca żywcem do studni. Wszystkie strony konfliktu dopuszczały się zbrodni, nikt nie jest bez winy. Dla przeciętnego mieszkańca „świata zachodniego” jest to kompletnie niezrozumiałe. Dla mnie zresztą też. Ale przynajmniej nie dziwi, że autorka potrzebowała autopsychoterapii – w postaci tej książki – żeby, jak sama pisze, „nie strzelić sobie w łeb”.
Bohaterka książki, Tonka Babić jest efektem gwałtu serbskiego, komunistycznego aparatczyka na chorwackiej, oddanej komunistce, która traktuje niespodziewaną ciążę jak „dar od partii”. Niestety, ojciec uznaje swoje dziecko i daje mu swoje – serbskie – nazwisko, przez co Tonka później przez całą wojnę boi się, że ją zarżną jako Serbkę. Również niestety, matka – komunistyczna idealistka – ani od partii, ani od ojca Tonki nie chce nic więcej, przez co Tonka całe dzieciństwo żyje w biedzie. Poznajemy jej losy słuchając monologu, kiedy leży nocą w łóżku, zjadając czekoladę całymi tabliczkami, gapiąc się szyderczo w wyciszony telewizor i wylewając z siebie całą swoją żółć. Leży i czeka na młodszego od siebie kochanka, z którym chce uciec od męża. Nie, męża ma fajnego, zaradnego i kochają się ale – jak mówi – jej się znudził. Smutne dzieciństwo, pełne kompleksów i poczucia inności, wojenne absurdy i ciągły strach, bezpruderyjność i bezkompromisowość w mówieniu o wszystkim, językiem – jak już wspomniałem – wyjątkowo dosadnym i wulgarnym, tworzą nader dziwną mieszankę. Z jednej strony budzi to jakąś odrazę, z drugiej – fascynację. Potworność wojny domowej wstrząsa, ale zarazem jest jakaś odległa, jak przez szybę. Żeby dopełnić pomieszania, książka kończy się opowieścią starej wieśniaczki, której wioskę doświadczyła wojna; opowieść pisana chłopską gwarą brzmi jak nieuładzony zapis opowieści prostej, niewykształconej kobiety. Czy jest autentyczna – nie wiem.
Czy to jest dobra książka? Nie. W zasadzie nikomu z dyskutujących się nie podobała, mimo wskazywania co bardziej trafnych fragmentów. To nie jest dobra literatura. Ale chyba nie z takim założeniem ją pisano. Podejrzewam, że autorka nawet nie robiła żadnych poprawek, że napisała to jednym ciągiem. Bo to nie jest literatura, to włożona w usta fikcyjnej bohaterki żółć wylewana przez samą Vedranę Rudan i wszystkie inne kobiety z ogarniętych wojną Bałkanów. Bohaterka jest fikcyjna, fabuła jest fikcyjna, ale wszystko pozostałe – rwane myśli, żal, okropieństwa i absurdy wojny domowej, kompleksy, znieczulica i cynizm – są autentyczne. I dlatego nawet warto ją przeczytać.
Vedrana Rudan, Ucho, gardło, nóż
Wydawnictwo: Drzewo Babel, wydanie polskie: 10/2004
Notki z okładki:
Vedrana Rudan urodziła się w 1949 roku w Opatji, mieszka w Rijece. Przed ostatnią wojną na Bałkanach przygotowywała audycje satyryczne dla jugosłowiańskiego radia. Niepokorna i bezkompromisowa w ocenie nowej rzeczywistości, została pierwszym dziennikarzem zwolnionym z pracy po dojściu do władzy Franja Tudjmana. Obecnie pisuje felietony do największego chorwackiego tygodnika "Nacional". Kiedy wyszła jej książka, na Bałkanach zawrzało. "Literacki burdel pełen trujących schematów stworzony przez faszystkę" - pisali zawistni. Czytelnicy ruszyli do księgarń - ktoś wreszcie dołożył równo i Serbom, i Chorwatom.
Tonka Babić - bohaterka powieści Ucho, gardło, nóż - kobieta po pięćdziesiątce, spędza bezsenną noc. Leży w łóżku przy włączonym bez dźwięku telewizorze i pochłaniając kolejne tabliczki czekolady, opowiada swoje życie. Przeskakuje z miejsca na miejsce, tragiczne wydarzenia przeplata komicznymi epizodami, rwie narrację, droczy się z ciekawskim czytelnikiem-podglądaczem. Jest szczera aż do bólu, nie oszczędza nikogo, ale przede wszystkim nie oszczędza samej siebie.
* DKK – Dyskusyjny Klub Książki. Inicjatywa Instytutu Książki i Bibliotek Wojewódzkich, mająca na celu ożywienie czytelnictwa, przyłączyć się może każda publiczna bibliotek. Akcja działa w ramach większej – Tu czytamy! Wzorowana jest na podobnej inicjatywie, jaka od dawna działa w Wielkiej Brytanii. Nie są to bynajmniej sztywniackie, akademickie dyskusje, to raczej luźne rozmowy, dla których przeczytana książka bywa tylko pretekstem, a uczestnicy to i uczniowie szkół średnich, studenci, osoby na emeryturze i wszyscy inni, którzy mają odrobinę wolnego czasu, który chcą poświęcić na przeczytanie czegoś i rozmowę przy kawie i ciastkach. Polecam – jeśli biblioteka w twoim mieście jeszcze nie prowadzi DKK, to zawsze może zacząć – książki są zapewniane „odgórnie”, są też fundusze na dodatkowe atrakcje, typu wyjście do kina. Spotkaniom w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej w Turku, w których uczestniczę, ponadto patronuje lokalny tygodnik „Obserwator”, z którym współpracuję.
Jak korzystać z funkcji cytowania: