My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Zasubskrybuj kanał RSS

Posty oznaczone tagiem "publicystyka"

W obronie prawa do swobodnego przepływu informacji i otwartego Internetu

, , , ...


O toczącej się walce o niezależność i neutralność Internetu pisałem już nieraz. Niestety, zmagania te toczą się prawie całkowicie poza uwagą mediów, jakby kwestia ograniczania wolności obywatelskich była kompletnie nieistotna. Można wręcz mieć podejrzenia, że to efekt pracy lobbystów, którzy nieustannie usiłują przeforsować zmiany prawa korzystne dla wielkich koncernów, a niekorzystne dla nas – zwykłych użytkowników. Niestety, za nimi stoi wielki sprzymierzeniec: pieniądze.

Pisałem o próbach ograniczenia swobody przepływu informacji w sieci, dzięki którym firmy mogłyby dowolnie ograniczać nasze łącza. Zamiast rozwijać infrastrukturę, mogłyby dowolnie narzucać nam limity: a to limit ściągniętych danych, a to niemożliwość korzystania z wybranych usług, a to ograniczać dostęp do stron internetowych. Miało to miejsce zarówno w USA, jak i Europie (niesławne Telekom Package).

Obecnie zaczyna się kolejna runda negocjacji wokół tej ustawy. W USA Federalna Komisja Łączności wydała wytyczne mające gwarantować neutralność Internetu. W Europie nic takiego nie stworzono. Dlatego pojawiła się w sieci petycja o przyjęcie podobnych wytycznych:

Po pierwsze chodzi o zapewnienie użytkownikom Internetu prawa swobodnego dostępu do zasobów w Sieci, a także do ich przesyłania i odbierania bez ograniczeń. Drugi postulat to prawo do dowolnego użytkowania programów i usług. Trzeci – żądanie możliwości podłączania do Internetu jakiegokolwiek sprzętu i stosowania dowolnego oprogramowania, o ile nie szkodzi to samej Sieci. Punkt czwarty to swoboda wyboru między dostawcami Internetu, aplikacji, usług i treści.

Do tego dochodzą dwa nowe postulaty dotyczące przejrzystości zarządzania Siecią i braku dyskryminacji. Operatorzy sieciowi nie mogą blokować aplikacji albo usług ani też wykluczać wybranych nadawców (względnie odbiorców) z uczestnictwa w ruchu sieciowym. Dostawcy Internetu muszą też ujawnić praktyki stosowane w zakresie zarządzania ruchem. Użytkownikom powinno być przyznane prawo do łącza o jasno określonej przepustowości i jakości zgodnej z deklaracjami providera. Heise Online☞



Niestety, według obecnie funkcjonującego projektu ustawy, dostawcy usług muszę jedynie poinformować o przyjętych „metodach zarządzania ruchem”. Poza tym mogą robić co chcą: zablokować nam P2P, zablokować Skype czy telewizję online (jeśli dostawca internetu dostarcza jednocześnie telefon i TV kablową, to ma w tym interes), czy sprawiać inne trudności.

Argument niektórych, że takie sprawy „ureguluje sam rynek” są bzdurą. Niestety, na znacznej części obszarów, nawet w krajach lepiej rozwiniętych, tam naprawdę nie ma wyboru, bo istnieje jeden, czy dwóch dostawców sieci. A będzie im się ekonomiczniej dogadać, niż oferować klientowi jakość.

Dlatego też każdy z nas powinien niezwłocznie podpisać petycję. To nasz wspólny interes, brońmy go. Ja już podpisałem.

Królowa Bona umarła! …a tarczy antyrakietowej nie będzie

,


Rakietka Lili-Put Wszyscy dziś zachłystują się „niespodziewaną” i „zaskakującą” wiadomością, że USA rezygnują z umieszczenie w Czechach i Polsce tarczy antyrakietowej, przynajmniej stacjonarnej. Zupełnie jak przysłowiowi drogowcy zaskoczeni przez zimę. Wszyscy też prześcigają się w wyliczaniu, czego to nie straciły zaangażowane w sprawę kraje i jakże to triumfuje przeciwna instalacji Rosja.
A ja znów zastanawiam się, czy wszyscy – politycy, dziennikarze i publicyści – naprawdę są takimi ciężkimi idiotami, czy tak zgodnie i gremialnie udają?

Że z tarczy guzik będzie to dla osób mających nieco oleum w głowie było jasne od dawna, co najmniej od momentu, kiedy prezydentem został Barack Obama. Ja w realizację tego projektu wątpiłem już wcześniej.

W kwestii wyliczania zysków i strat również pozwolę sobie mieć odmienne zdanie. Polska? Zdecydowanie zyskaliśmy: nie będziemy mieć na głowie swędzącego strupa w postaci wysoce eksterytorialnej bazy wojskowej, uciążliwej politycznie i ekonomicznie. Nie będziemy musieli utrzymywać darmozjadów w postaci amerykańskich cwaniaków armijnych, nie będzie nam psuła stosunków z Rosją. Nie wyjdziemy znów na jeleni — przyznajmy szczerze, sojusze i interesy z USA chyba nigdy nie okazały się dla nas opłacalne. Mieszkańcy Redzikowa? Nie będą mieć uciążliwego sąsiedztwa, nie będą się obawiać, że amerykańscy mieszkańcy eksterytorialnej bazy będą bezkarnie gwałcić ich dziewczyny, jak to miało miejsce w Japonii. USA? Nie będą wywalać miliardów na system o znikomej skuteczności. Rezygnację z projektu już prawdopodobnie wykorzystali jako atut przetargowy.

Jedynym stratnym na tej decyzji jest… Rosja. Stracili cudowny środek na pokazywanie światu polskiej rusofobii, wiecznotrwały pretekst do strzelania fochów i zadrażniania stosunków pod dyktat swojej polityki.

• Mój rysunkowy komentarz na temat tarczy antyrakietowej
• oraz wpis o patriotach i idiotach.

Razem możemy więcej, czyli Internet narzędziem nacisków?

, ,


O problemach z budowaniem autostrad w naszym kraju to słyszę w kółko odkąd pamiętam. Zwykle główną przyczyną mają być ciągnące się spory prawne i niekończące się odwoływanie się firm od wyników przetargów. Ciekawe, że w innych krajach jakoś tego problemu nie ma, a u nas przez dekady nie idzie go rozwiązać. Ale, czyżby ktoś znalazł sposób?

Internauci, członkowie forum www.skyscrapercity.com – jak pisze portal gazeta.pl – zdecydowali się wziąć sprawy w swoje ręce i wysmażyli otwartą petycję do firm, które właśnie usiłują zablokować budowę autostrady A2 Łódź – Warszawa. W petycji, oczywiście internetowej, otwarcie oskarżają firmy Hermann Kirchner, Johann BUNTE Bauunternehmung oraz Mostostal Warszawa o bezpardonowe wykorzystywanie kruczków proceduralnych na szkodę społeczną. Grożą także zniszczeniem dobrego imienia i reputacji tychże firm.

Pierwsza firma już spuściła z tonu i twierdzi, że więcej odwołań nie planowała, chociaż wcale nie z powodu petycji. Nie, wcaaaale. Czysty przypadek. Oczywiście wierzymy, wierzymy.

Czyżby nowy trend? Internet zdaje się nadawać nowe znaczenie staremu powiedzeniu… Vox internauti, vox dei? Może tą drogą zacznie się klarować społeczeństwo obywatelskie? Przypominam, że kilka miesięcy temu pisałem o powszechnej petycji o uwolnienie programu „Sonda” z archiwów TVP. W oby przypadkach wykorzystywana jest ta sama, darmowa platforma publikowania petycji. Zachęcam wszystkich do brania udziału w takich akcjach.

Petycja o nieblokowanie budowy autostrady w stolicy.
Petycja o udostępnienie archiwalnych odcinków programu „Sonda”.

Sztuka, niesztuka, ostateczna granica? W obronie gier

, , , ...


Dyskusje o granice sztuki i o to, co jest sztuką, a co nią nie jest, toczą się od przezawsze. Tradycyjnie zwykle do sztuki nie są zaliczane na przykład komiksy. Literatura jest sztuką, rysunek i grafika też – nikt nie przeczy – ale już ich połączenie jest negowane przez znaczącą część krytyków. Zawsze mnie to zastanawiało. Po wielu latach doszedłem do wniosku, że winne są, powiem ostro, ignorancja i strach poważnych krytyków.

Tak, taki komiks wymaga całkiem innych narzędzi analitycznych i interpretacyjnych. Tradycyjne studia nie wyposażają głównonurtowych krytyków w takie narzędzia, więc po prostu nie wiedzą oni, co z tym zrobić. Nie wiedzą, nie umieją, nie chcą — boją się obnażenia własnej niewiedzy. Zasłaniają się wytrychami i banałami w typie pospolitości komiksu… Zapominając, że o to samo można oskarżyć i rysunek, i literaturę, i film…

Przez grubo ponad sto lat istnienia komiksy nie doczekały się pełnego równouprawnienia i poważnego traktowania, więc co dopiero mówić o bardziej nowoczesnych dziedzinach sztuki? Mówię o grach komputerowych. Czy gra może być sztuką? — spyta niejeden. A dlaczego by nie? — odpowiem. Gry przechodzą tę samą drogę, co komiksy: kojarzone przez nieobeznanych z banałem, rozrywką dla pospólstwa i dzieci.

Pisałem już, we wpisie o grach tekstowych, że są one rozwinięciem idei literatury. Zapomnianym nieco i mało znanym, z niewykorzystanym potencjałem, ale jednak. Obecnie zaś postęp techniczny sprawił, że gry stają się rozwinięciem idei kinematografii. Czymże jest wyrafinowana gra, jeśli nie interaktywnym filmem, który pozwala wczuć się w bohatera i kierować ich losami? Tak, ale to dopiero skomplikowane dzisiejsze gry — może ktoś powie.

A czemu proste gry nie? — spytam. Czy filmy zawsze były wyrafinowane i skomplikowane technicznie, fabularnie i artystycznie? Wspomnijmy sobie początki kinematografii, czarno-białe, nieme filmy, oparte na prostych scenkach i gagach. Czy nie przypomina nam to początków gier komputerowych? Zaczęło się bez dźwięku, z ubogą kolorystycznie grafiką i jak najprostszą fabułą, lub zgoła bez niej. Oto stare gry zręcznościowe.

Naciągana argumentacja? Podeprę się przykładem. Manuel Garin Boronat, wykładowca na Humanities and Audiovisual Communication at Universitat Pompeu Fabra w Barcelonie, na swoich wykładach porównuje proste gry zręcznościowe do kina niemego. Wykłady i ćwiczenia na ten temat mają na celu uświadomienie przyszłym autorom gier, o co w tym wszystkim chodzi, czego od gry oczekuje gracz i jak spełnić jego oczekiwania.

Mario Bros jako duchowi bracia Harolda Lloyda? Niewykluczone, że niektórzy krytycy – miłośnicy kina niemego poczują się urażeni porównaniem „ich” sztuki do takiej plebejskiej rozrywki. Ale – za blogiem Henry'ego Jenkinsa mam twarde argumenty. Czy wspinaczka Lloyda po wieżowcu nie przypomina nam zręcznościowej gry typu vertical scroller? Więcej, proszę bardzo: rzutem na taśmę Mario i Lloyd, montaż filmu i gry, horizontal scroller:



A oto więcej przykładów, bardzo pouczające, zaś po podbudowę teoretyczną i więcej filmików zapraszam do wpisu (po angielsku): "The Pickford Paradox": Between Silent Film and New Media. Namiar znalazłem na blogu Kultura 2.0.





• Inne moje wpisy i recenzje gier innowacyjnych: Fold oraz Crayon Physics i Incredible Machine.
[/ALIGN]

Za bijatykę… skontrolują ci komputer?

,


Pluskwy w telefonach i szperanie w komputerach oszustów giełdowych czy uczestników bójek - w takie uprawnienia rząd chce wyposażyć policję - informuje dzisiejsze "Metro". Nowe uprawnienia do inwigilacji i śledzenia obywateli mają pojawić się w nowelizacji ustawy o policji. Pracę nad projektem kończy MSWiA. Ustawa czeka na przyjęcie przez rząd. Według projektu policjanci będą mogli otwierać listy i przesyłki, czytać SMS-y oraz podsłuchiwać rozmowy telefoniczne. Do tej pory takie uprawnienia przysługiwały policji w przypadkach podejrzenia zabójstwa, terroryzmu, korupcji, spraw narkotykowych i mafijnych […] Policjanci mogliby tez zdalnie przeszukiwać komputery podejrzanych i sprawdzać ich e-maile. (gazeta.pl ☞)



Tak, jasne, nie da się już ścigać uczestników bójek bez sprawdzania ich komputerów. Ręce opadają. Coraz bardziej zgadzam się z tym, że tak naprawdę te wszystkie pilące potrzeby to tylko pretekst dla ograniczania naszej wolności i prywatności. Dopiero co był dym o niekontrolowany dostęp do gromadzonych danych osobowych, jeszcze sprawa dobrze nie ucichła, a już nowe rewelacje.

Zdumiewające, że pomysły ograniczania swobody, wolności i prywatności obywateli tak powszechnie pojawiają się w krajach – ponoć – wolnych i demokratycznych: USA, Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, Australii… Czy Polska będzie następna?

Z tarczą, czy… bez twarzy?

, ,


Porzucenie przez USA planów budowy tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach jest praktycznie przesądzone - twierdzą nasze źródła w Waszyngtonie.
- Sygnały wysyłane przez generałów z Pentagonu są absolutnie jasne: obecny rząd USA poszukuje innych rozwiązań w kwestii obrony przeciwrakietowej niż bazy w Polsce i Czechach - mówi "Gazecie" Riki Ellison, przewodniczący Inicjatywy na rzecz Obrony Rakietowej z Waszyngtonu, grupy lobbystów zabiegających o tarczę. ()


C.B.D.P.*

Antytarcza

__________
* Co Było Do Przewidzenia

Nie pojmuję, nie jestem „patryjot”

, ,


W zeszłym tygodniu Bogdan Miś przypomniał, że mija pierwsza rocznica podpisania z USA umowy o zainstalowaniu w Polsce elementów tarczy antyrakietowej. Zgodnie z oczekiwaniami co bardziej zorientowanych (bardziej od polskiego rządu) guzik z tego wychodzi i nie ma tak naprawdę porozumienia co do podstawowych spraw.

Zaznaczył też [minister Klich], że jeden z najtrudniejszych tematów negocjacji to kwestia, pod czyją jurysdykcją znajdą się stacjonujący w Polsce amerykańscy żołnierze.



Oczywiście Amerykanie chcieliby, żeby ich baza była całkowicie eksterytorialna, a żołnierze nie podlegali polskiemu prawu. Na podobnej zasadzie funkcjonują amerykańskie bazy np. w Japonii… Skutek jest taki, że guzik można zrobić amerykańskim wojakom, którzy popełniają tak przestępstwa. A popełniają. Trochę lat temu głośno było aż na świecie o żołnierzach – masowych gwałcicielach. Naprawdę chcemy tego w Polsce?

Najzabawniejsza jest kwestia ochrony bazy, którą za to Amerykanie chętnie zwaliliby na nas. No i baterie rakiet Patriot. Słynne zachwalane rakiety, które z łatwością mogą zestrzeliwać wrogie samoloty i rakiety. Tyle, że próbują nam je sprzedać, kilka razy drożej, niż płacą inni sojusznicy USA. Albo proponują jedną sztukę, do tego nieuzbrojone w ładunki. Czyli mówiąc wprost: atrapy. Atrapy to se możemy sami zrobić z dykty. Czy ktoś w ogóle pojmuje sens tego przedsięwzięcia?


KGB i Stasi spoglądałyby z zazdrością

,


14 milionów Polaków korzystających z sieci nie może spać spokojnie. Policja, CBA i ABW chcą mieć prawo śledzenia ich działań. Policja i służby specjalne chcą, by portale i witryny gromadziły dane o internautach i ich działaniach na potrzeby możliwych śledztw. Służby miałyby dostęp do tych informacji przez 24 godziny na dobę, zdalnie, bez wiedzy i na koszt właścicieli witryn.

Dane miałyby być gromadzone – według nieoficjalnych informacji „Rz” – przez pięć lat. Obowiązek ten spocząłby na firmach zarządzających komunikatorami internetowymi, witrynami z blogami oraz forami dyskusyjnymi. Organy ścigania zainteresowane są informacjami o aktywnych działaniach internautów. Archiwizowano by wszystkie dane, jakie zostawiają oni i ich komputery w sieci. („Rz” ☞)



Taką informację puściła niedawno „Rzeczpospolita”. Internet… no trudno powiedzieć, żeby zatrząsł się z oburzenia (widać doniesieniom tej gazety ludzie już niezbyt wierzą), ale reakcje były gniewne. Najgniewniej zareagowali oczywiście właściciele dużych portali.

– Wysłaliśmy protest w tej sprawie do ministra spraw wewnętrznych i administracji Grzegorza Schetyny – mówi Maciej Hoffman, dyrektor generalny Izby Wydawców Prasy. Przedstawiciele portali boją się kosztów wprowadzenia takiego prawa. Zdaniem Jażdżyńskiego w wypadku dużych portali mogłyby sięgnąć kilkudziesięciu milionów złotych rocznie.

– Obowiązek zakupu odpowiedniego sprzętu, zabezpieczenia go i administrowania zebranymi danymi zgodnie z przepisami oznaczałby wysokie koszty. To mogłoby spowodować, że konkurencyjność polskich firm internetowych znacznie by spadła – mówi Paweł Klimiuk, rzecznik grupy Onet. („Rz”)



Rząd tłumaczy się, że nic takiego nie planuje i że tylko rzucano tam jakieś ramowe hasła…

Propozycja ta, jak wszystkie pozostałe, została zaprezentowania podczas spotkania wszystkich środowisk zainteresowanych nowelizacją w dniu 20 maja 2009 r., a prace nad nią kontynuowano w czerwcu 2009 r. Środowiska gospodarcze i informatyczne - nie negując samej idei zwiększania bezpieczeństwa obrotu w sieci wskazały na liczne problemy praktyczne związane z ewentualną retencją danych o ruchu w sieci oraz kontrolą operacyjną. Uznano, że jakiekolwiek dalsze działania prawne w tym zakresie wymagają szerokiej i dogłębnej dyskusji społecznej. (dobreprogramy.pl ☞)



Mnie przeraża jednak to, że wszyscy mówią tylko o kosztach, a mało kto zająknie się o zachowaniu elementarnej ludzkiej prywatności i poszanowaniu konstytucyjnych praw obywatelskich. Czemu to miałoby bowiem służyć? Po kiego grzyba służbom specjalnym wiedzieć, kto czytuje „bl0ghassk4 shAl0ney dżymn4zya1istki”? Kto udziela się na forum hodowców fretek, albo kto to jest „ciupek14” piszący bezsensowne komentarze pod tekstami na Onecie? Po co komu znać treść wszystkich naszych e-maili na wp.pl? Rozmów na Gadulcu i Tlenie?

Nijak nie da się tego uzasadnić walką z przestępczością, ani tym bardzie z terroryzmem. Prawdziwi przestępcy i tak posłużą się do komunikacji portalem lub forum w Tokelau, czy gdziekolwiek indziej. Terroryści i tak zakamuflują swoje wiadomości tak, że guzik nasze „służby” się dowiedzą. No to po co?

A panowie „służbowcy” będą mieli miłą zabawę, podglądając rozmowy Maćka17 z gorącą nastoletnią Andżelą. Zwłaszcza, jak będą wiedzieć, że Andżela to w rzeczywistości pięćdziesięcioletni pan Henio, rozwodnik. Pooglądają sobie rozbierane fotki, jakie wysyła z Irlandii Monika swojemu chłopakowi, który został w kraju. Sama przyjemność dla znudzonych służbą, prawda? A jakie dowcipy można by płatać!

A gdzie korzyść? A i tę się znajdzie. Niejednego łosia będzie można zaszantażować ujawnieniem jego korespondencji z kochanką. Na niejednego polityka znajdzie się świetny hak, jak się sprawdzi, że anonimowo udziela się na forach homoseksualistów, albo regularnie czytuje wortale dla transwestytów.

Że przesadzam? Nie sądzę. Ludzie bez skrupułów momentalnie wpadną na pomysł komercyjnego wykorzystania niekontrolowanego dostępu do naszych wszelkich danych.

• Polecam wpis na ten temat na blogu Bogdana Misia: Inwigilacja w Sieci.
• Ciąg dalszy rewelacji: udział w bójce powodem do kontrolowania komputera?

Kongres walczy, kongres radzi, kongres nigdy was…

, ,

…czyli paritetosis multiplexis

Projekt ustawy o parytecie gotowy. Połowę miejsc na listach wyborczych mają zajmować kobiety. A jeśli partia nie zachowa parytetu, listy nie będą zarejestrowane. Ustawa ma zmienić trzy ordynacje wyborcze - do Sejmu, Parlamentu Europejskiego oraz rad gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich. Autorzy projektu proponują, by "liczba kobiet na listach nie mogła być mniejsza niż liczba mężczyzn". - To mit, że kobiety nie chcą iść do polityki. Chcą, ale czują się wykluczone. - mówi "Gazecie" prof. Magdalena Środa, jedna z inicjatorek Kongresu Kobiet Polskich. Wprowadzenie 50-proc. parytetu to jeden z głównych postulatów czerwcowego Kongresu.

Zdaniem prof. Piotra Winczorka, konstytucjonalisty i współautora projektu ustawy o parytecie, kobiety nie mają dziś równych szans w dostępie do stanowisk publicznych, choć gwarantuje im to konstytucja. - Parytet daje kobietom szansę wybrania, ale w żadnym razie nie daje im takiej pewności - dodaje Winczorek.

(Portal gazeta.pl, 2009-08-17) [/QUOTE]

Zakończono prace nad nowelizacją ustawy o parytecie i równości w życiu społecznym. Od dawna podnosiły się głosy, że 50-proc. parytet nie spełnia swojej roli, bowiem nie skutkuje wybieraniem odpowiedniej ilości kobiet. Zmienią się więc zasady głosowania. Pod karą grzywny wyborca będzie zobowiązany rozdzielić głosy po równo pomiędzy kandydatów obojga płci. - Chcemy przeciwdziałać wykluczeniu - tłumaczy pomysłodawczyni ustawy, dr Elena Różyk, członkini Europejskiego Kongresu Kobiet. - Kobiety mają prawo do równego uczestnictwa w życiu społecznym i politycznym, a znaczna część wyborców celowo i świadomie nie głosuje na kandydatki. To seksizm, któremu należy powiedzieć nie.

A co, jeśli liczba głosów do oddania bądzie nieparzysta? Ustawa zdefiniuje to wyraźnie, mówiąc, że na kobiety nie może zostać oddanych mniej niż 50 procent głosów - odpowiada dr Różyk. Odpiera również zarzuty, że można było to rozwiązać inaczej. - Rozważane projekty, w których proponowano korygujące przeliczanie głosów nie mają zastosowania, człowiek ma prawo świadomie głosować. Zaś stworzenie dwóch oddzielnych list dla kobiet i mężczyzn kojarzyłoby się z segregacją oraz stwarzało możliwość oddawania głosów nieważnych na jedną tylko płeć.

Konstytucjonalista prof. Michał Podranek mówi, że ustawa, której jest współautorem, wreszcie zapewni oczekiwaną równość w obsadzaniu stanowisk publicznych. - Dotychczasowy parytet dawał kobietom szansę wyboru, ale nie dawał żadnej gwarancji, teraz się to zmieni - dodaje Podranek. (Portal gazeta.pl, 2012-06-22)


[/ALIGN]

Czytaj dalej…