My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Zasubskrybuj kanał RSS

Posty oznaczone tagiem "ciekawostki"

GPS à rebours

, ,

Astroludek Kwartalnik „Astronautyka” z lipca 1963 roku donosił:

Nowy system wyznaczania pozycji statków kosmicznychWzrastająca dokładność przedsięwzięć kosmonautycznych zmusiła uczonych amerykańskich do opracowania nowego precyzyjnego systemu wyznaczania przestrzennej pozycji sztucznych satelitów. Opiera się o pomiar odległości i prędkości sztucznego satelity równocześnie względem dwóch stacji obserwacyjnych na Ziemi o precyzyjnie znanej wzajemnej pozycji. Dokonywane to będzie drogą wysyłania z tych stacji sygnałów radiowych w kierunku satelity i odbioru sygnałów retransmitowanych przez satelitę w kierunku tych stacji.A.M.

Prawie, jak współczesny GPS. A dokładniej: jego odwrotność — wyznaczanie pozycji satelity względem punktów naziemnych. Dziś wyznaczamy pozycję na Ziemi korzystając z satelitów. Taka przesympatyczna ciekawostka-ramotka.
Więcej o piśmie „Astronautyka”

Dlaczego bardziej doceniamy cudze osiągnięcia niż własne? …czyli odpowiedzi na niegłupie pytania

, , , ...


Jako dziecko zaczytywałem się wydawanymi masowo w latach 70. i 80. książkami i czasopismami popularnonaukowymi. Niektóre z nich pozwalały posmakować świata nowoczesnych technologii, tak odległego od szarego świata Polski Ludowej, inne sięgały głębiej, pokazując w atrakcyjny sposób świat nauk przyrodniczych. To dzięki nim, między innymi, jako humanista chętniej czytuję Lema i „Świat Nauki” niż noblistów i „Literaturę”. Poczułem niedawno, jakby dawny duch powrócił:

Redakcja tygodnika "New Scientist" od dłuższego już czasu prowadzi rubrykę "Last Word" ("Ostatnie słowo"), której zasada wygląda następująco: czytelnicy zadają najbardziej wymyślne, najdziwniejsze pytania (czasem sami chętnie byśmy je komuś zadali, tylko się wstydzimy przyznać, że tego nie wiemy czy nie rozumiemy), a osoby, które się na sprawie znają, udzielają odpowiedzi. "Dlaczego pingwinom nie zamarzają stopy" to jedno ze 115 pytań, które znalazło się w świeżo wydanej w Polsce książce. Fantastyczny jest nie tylko ich wybór (…), ale też fakt, że w tej samej kwestii zabierają głos dwaj, często trzej eksperci. Odpowiedzi zwykle się uzupełniają, czasem są lekko rozbieżne, ale bardzo uatrakcyjnia to lekturę. *



Okładka Dlaczego pingwinom nie zamarzają stopy i 114 innych pytań
red. Mick O'Hare, tłum. Maria Brzozowska
wyd. Insignis Media, Kraków, 2009

Przykładowe rozdziały: Dlaczego psy mają czarne nosy? Czy to prawda, że trzmiel lata wbrew prawom fizyki? Dlaczego ryby nie puszczają bąków? Dlaczego niektóre zwłoki nie ulegają przez dłuższy czas rozkładowi? Dlaczego śpiące ptaki nie spadają z drzew?

"Pingwiny" stały się światowym bestsellerem. Jak słyszę, w Polsce książka też szybko zdobywa uznanie. Na pewno państwa nie znudzi. A tych, którym pozycja przypadnie do gustu, ucieszy, że wydawnictwo już szykuje drugą część, która w swym tytule pyta "Czy niedźwiedzie polarne czują się samotnie?".



Tyle recenzja Sławomira Zagórskiego zamieszczona na stronach gazeta.pl. Recenzji jest w sieci więcej, chyba wszystkie pochlebne i entuzjastyczne i ani trochę w nie nie wątpię. Ale poczułem déjà vu. Czy ja czegoś takiego nie czytałem? Ależ tak! W latach osiemdziesiątych powstała seria książeczek „…czyli odpowiedzi na głupie pytania”, która bazowała dokładnie na tym samym pomyśle! Zbiór anegdot i ciekawostek naukowych, pomyślanych jako odpowiedzi na z pozoru banalne i dziecinne pytania. Autor, Jan Rurański, sam określał to w ten sposób:

Ta książeczka jest dla ludzi, którzy chcą się napić piwa, nie zamierzają od razu kupować całego browaru. W każdej poważnej publikacji popularnonaukowej można znaleźć anegdoty, ciekawostki i paradoksy, które uatrakcyjniają lekturę, jak rodzynki dodają smaku ciastu. Ja zrobiłem rzecz nieprzyzwoitą:wydłubałem te rodzynki z poważnych dzieł, by oszczędzić dłubaniny tym, którzy nie mają na to czasu lub ochoty. Jest to więc zbiór ciekawostek naukowych, historycznych czy przyrodniczych niż gruntowny wykład popularnonaukowy. Ale, naturalnie, wszystkie fakty, hipotezy i teorie naukowe pochodzą z rzetelnych źródeł.



Wydano przynajmniej trzy książki z tej serii o jakich wiem: „Dlaczego sól jest słona?”, „Dlaczego woda jest mokra?” i „Dlaczego zebra jest w paski?”, które stały się bestsellerami. Czytałem je po wielekroć, a dokładniej dwie pierwsze, bo więcej nie udało mi się zdobyć. Była to naprawdę doskonała robota: rzetelna, ciekawa, wciągająca. Wiele faktów naukowych do dziś pamiętam. Nie można pominąć doskonałego opracowania graficznego: okładkę i całostronicowe, kolorowe, śmieszne ilustracje stworzył jeden z najlepszych polskich rysowników: Edward Lutczyn.

Czytaj dalej…

Laboratorium pana Wiktora po raz pięćsetny

, ,

Wiktor NiedzickiWiele ostatnio pisałem o kultowym programie „Sonda” a w tym rwetesie walki o odzyskanie jego odcinków ginie gdzieś fakt, że Telewizja Polska tworzyła wiele innych bardzo dobrych programów popularnonaukowych, że miała też innych doskonałych popularyzatorów nauki. Niektóre z nich przetrwały do dziś, niektórzy z nich wciąż tworzą. Taką wyjątkową postacią jest Wiktor Niedzicki, najbardziej znany jako autor programu „Laboratorium”. Od wielu już lat popularyzuje naukę i technikę w telewizji, jego dokonania to, powołując się na jego stronę w witrynie TVP: ponad 800 programów telewizyjnych m.in. z cyklu: „Laboratorium” (nadawany od 1985 roku), „Kuchnia”, „Cyrk Fizyków”, „Nobel dla Polaka”, „Medycyna 2000 i 2001”, „Dzień Nauki”, „Dziedzictwo Einsteina” oraz około 1000 filmów popularnonaukowych. Dorzućmy jeszcze trzy książki, mnóstwo artykułów oraz fakt, że pracuje do dziś i kłaniajmy się w pas.

Już jutro, we wtorek, o godzinie 10:35 program pierwszy TVP nada jubileuszowy, pięćsetny odcinek „Laboratorium”. To wielkie osiągnięcie, nie tylko ze względu na imponującą liczbę, ale dlatego, że utrzymać ambitny program przez tak wiele lat w zmieniających się, nie zawsze sprzyjających warunkach, to nie jest prosta sprawa. Czy przez te dwadzieścia cztery lata program nie zmarniał? Nie dał się spłycić i zbanalizować? Nie poszedł w szołmeńską tandetę? Ja myślę, że nie. Dziś, kiedy cuda techniki oglądamy na co dzień, nie mają one już takiego przyciągania, jak oglądane na ekranie telewizora w szarych latach osiemdziesiątych. Ale moim zdaniem wciąż warto dowiadywać się nowego o świecie.

Program „Laboratorium” można też oglądać na stronie internetowej TVP — podkreślmy, że w tej całej krytyce, jaka na Telewizję Polską spada, są i pozytywy i rzeczy chwalebne. Wprawdzie można jeszcze ponarzekać, że format nie ten, że jedynie słuszna platforma, że niewystarczająca dostępność, mnie na przykład niezbyt chce to działać, bo nie mam obrazu, ale nie od razu Kraków zbudowano. Zapraszam do zerknięcia i podzielenia się wrażeniami.


Pamiętam odcinek o (chyba) historii rowerów, w którym Niedzicki był w gipsie — podczas kręcenia programu spadł z takiego archaicznego roweru z wielkim kołem, chciał bowiem zademonstrować jego działanie na przykładzie własnej osoby. Pokazuje to jego naturalność i bezpretensjonalność.

Mnie z programów pana Wiktora w głowie utkwiła jeszcze emitowna w Telewizji Edukacyjnej „Kuchnia”. Rewelacyjna koncepcja programu kryła się już w samym tytule: wszystko działo się w domowej kuchni prowadzącego, gdzie wyjaśniał sprawy nauki swym synom (w tej roli, jeśli dobrze pamiętam, występowały jego prawdziwe dzieci), posługując się „po makgajwerowemu” głównie tym, co było pod ręką, czyli domowym wyposażeniem kuchennym. Program realizowany w sumie skromnymi środkami, bez sztuczności i bez efekciarstwa, wciągał niesamowicie. Kręcony realnie, bez pozowania, bił moim zdaniem na głowę pozerskie, wysokobudżetowe programy, jakie można obejrzeć w wielu światowych kanałach popularnonaukowych. Formuła tego programu naprawdę warta jest licencjonowania na cały świat, że już o powtórkach i kontynuacji nie wspomnę.


Na razie jednak skorzystajmy z okazji, i zobaczmy, co tam nowego w „Laboratorium”.
Jutro, wtorek, TVP1, 10:35.

• Złe nowiny: kierownictwo TVP wyrzuca „Laboratorium” z anteny. Znika ostatni edukacyjny program w polskiej telewizji.

Rewolucja w transporcie… która nie nadeszła

, ,

To był chyba jeden z najoryginalniejszych pojazdów, jakie kiedykolwiek wymyślono. Miał być najbardziej intuicyjny w kierowaniu, najbardziej osobisty, miał zrewolucjonizować transport w mieście. Segway Personal Transporter.

Segway X2 W roku 2001 genialny twórca Dean Kamen oznajmił, że pracuje nad kolejnym wynalazkiem znanym jako "Ginger". Urządzenie miało zmienić życie ludzi na całym świecie - przez co "Ginger" stał się jednym z najbardziej strzeżonych projektów technologicznych w historii . . .
Jego premiera odbyła się głośnym echem w mediach. Pojazd trafił do sprzedaży pod nazwą Segway Personal Transporter! Pierwsze 2 egzemplarze zostały zakupione na aukcji ebay.com za ponad 100.000 dolarów amerykańskich.

Segway PT jest innowacyjnym, jednoosiowym pojazdem elektrycznym służącym do przewozu ludzi i niewielkiego ładunku. Pełną stabilność zawdzięcza systemowi żyroskopów, które utrzymują kierowcę w ciągłej równowadze. Nie ma w nim ani klasycznego gazu ani hamulca. To człowiek swoimi ruchami określa kierunek i prędkość jazdy. Na Segway'u można spokojnie stać i obracać się w miejscu. *




Czytaj dalej…

Darwin się mylił? A może jednak nie? Czyli ostatnia deska kreacjonistów jeszcze jest drzewem

, ,

Drzewo Kiedyś pisałem, czego pewnie najstarsi czytelnicy mojego webloga już nie pamiętają, o wrotkach, niesamowitych organizmach, które potrafią podkradać innym materiał DNA i przyswajać go sobie, wbudowywać we własne geny. Ot, ciekawostka, zwłaszcza że wcześniej o czymś podobnym pisał Jacek Dukaj w jednym ze swoich opowiadań.

Niespodziewanie natrafiłem na podobne doniesienie, ale z niesamowicie daleko wyciągniętymi wnioskami. Otóż wortal Fronda.pl, powołując się przy tym na New Scientist i podpisując swój news znaczącym nickiem „MM/Kontakt/Creationism.org.pl”, wyskoczył jak Filip z konopi (a wiadomo, jakie efekty powodują konopie) z wnioskiem, że w takim razie teoria ewolucji niechybnie jest błędna:


Przełomem było tutaj odkrycie nowej gałęzi - archeonów, dotąd uważanych za bakterie. Gdy zestawiono geny archeonów i bakterii, okazało się, że im więcej molekularnych sekwencji było dostępnych do analizy, tym więcej pojawiało się między nimi sprzeczności.

Wymiana informacji genetycznej między różnymi gatunkami

Darwin zakładał tylko pionowe dziedziczenie z modyfikacjami, w którym to dziedziczeniu organizmy przekazują swoje cechy potomstwu. Co wtedy, jeśli organizmy wymieniają się materiałem genetycznym z innymi gatunkami? - "New Scientist" stwierdza - Wtedy ładny rozgałęziający się wzorzec degeneruje się w niepenetrowalny busz relacji. Jako argument, magazyn przytacza wyniki powyższego zestawienia archeonów z bakteriami. Wzorzec pokrewieństwa może być wytłumaczony tylko tym, że bakterie i archeony musiały się wymieniać materiałem genetycznym z innymi gatunkami.- Istnieje powszechna wymiana genetycznych informacji między różnymi gatunkami - stwierdza Michael Rose, biolog ewolucyjny z University of California.



No dobrze, na razie jest to mniej więcej to, o czym pisałem. Ale zaraz idą wnioski:

Czytaj dalej…

Czwartowymiarowy dowcipniś złapany!

, , ,


Cube 2 Zaledwie parę dni temu podzieliłem się z Wami wątpliwościami odnośnie znalezionego kiedyś przeze mnie przekręconego opakowania kremu, które od jakiegoś czasu nie dawało mi spokoju. Wywrócenie pudełka na lewą stronę to musi być niechybnie rezultat działania sił nieczystych, względnie istot operujących w wyższych wymiarach — rozumowałem. Do wczoraj.
Bowiem chyba właśnie znalazłem sprawcę, dowcipnisia. To niejaki Andrzej Jobczyk. Chwali się nawet otwarcie swoimi figlami na YouTube. Mojego kremu tam nie ma, widać to była tylko wprawka, albo po prostu przyznać się nie chciał, że zrobił mi Dzień Śmiechały. No zobaczcie sami, co on wyprawia:




Swoją drogą, jak mi sprezentuje taką wywróconą szklaneczkę, to mu wybaczę frasowanie mnie przez tyle czasu. Podziękowania dla Axe za czujność i wyśledzenie łotrzyka!

Samiec twój wróg!

,

…czyli seksmisja w świecie natury

Amerykańscy naukowcy dowiedli, że kolonie mrówek żyjących w Amazonii składają się wyłącznie z samic. Ich zdaniem jest to pierwszy odkryty gatunek mrówek, który w procesie ewolucji pozbył się samców.
Badacze z Uniwersytetu w Arizonie testowali DNA mrówek z gatunku Macrocephalus smithii. Okazało się, że materiał genetyczny wszystkich osobników jest taki sam, jak DNA królowej. Oznacza to, że każda mrówka jest klonem matki. *


No proszę, ponownie okazuje się, że – ku zgorszeniu moralistów – natura przewidziała tak szerokie spektrum możliwości, że nie ma nic „przeciwnego naturze”. Homoseksualizm w naturze występuje, klonowanie też, czym tu przekonywać ludzi poza straszeniem? Przegrana sprawa…

Mrówka

Amerykańskich biologów zafascynowały też "rolnicze" umiejętności Macrocephalus smithii; okazało się, że w stworzonych przez siebie "ogrodach" uprawiają one pewien rodzaj grzybów - w celu zapewnienia sobie pożywienia.
Według ekspertów, mrówki zajęły się "rolnictwem" na długo przed powstaniem człowieka - około 80 milionów lat temu.


No, rolnictwo u mrówek to chyba nic nowego, acz ponownie okazuje się, że Człowiek nie jest aż takim cudem i kolejna to rzecz, której wcale nie wymyślił. Ciekawe, co na to kreacjoniści.

Fałda. Osobliwość. Gra… witacja

, ,

Gierki we Flashu zyskały niespodziewaną popularność w ostatnich latach. Są chyba największym elementem sukcesu tej technologii pisania programów. Początkowo przeznaczona do uatrakcyjniania stron internetowych, szybko okazała się na tyle uniwersalna, że można w niej stworzyć niemal wszystko. Gry w szczególności. W przytłaczającej większości darmowe, niewielkie, oferują znudzonym grę na szybko. Taki fast-gaming (w analogii do fast-food), mają najwięcej zwolenników wśród młodzieży, co często obserwuję. Ale to chyba nie darmowość jest ich największym atutem.
Footbal Game Koncerny software'owe zachłysnęły się (i nadal kaszlą) technologicznymi możliwościami tworzenia gier, jakie daje szybko rozwijający się sprzęt. Tworzenie współczesnych gier to potężny – i drogi – przemysł, który produkuje wypaśnie i drogie dzieła, przeznaczone dla hard-gamerów, czyli growych maniaków. Gdzieś za plecami koncernom i rzeszom zatrudnionych przez nich specjalistów wyrosła cicha jak śmierć konkurencja amatorów i niszowych producentów. Chyba bossowie oprogramowania zapędzili się trochę w ślepą uliczkę, razem z producentami kart graficznych i procesorów. Bo społeczność graczy po zachłyśnięciu się możliwościami sprzętu, fotorealizmem jakby zaczęła łapać oddech i szukać czegoś innego. Zaraz, zaraz – obruszy się niejeden manager firmy produkującej oprogramowanie – czego w grach można szukać oprócz fotorealistycznej grafiki i efektów, doskonałej muzyki… No to niejednego pana managera zdziwię: oryginalnego pomysłu i tzw. gameplayu, czyli tłumacząc na nasze: przyjemności z grania…

Czytaj dalej…

Ponura krytyków dyktatura

, , , ...

…czyli co jest sztuką, a co nie?

Dama z łasiczką Chadzając na różne wystawy, mam możliwość oglądania przeróżnych rzeczy. Do bardziej charakterystycznych należy wszelkiego rodzaju rękodzieło artystyczne. Miałem więc okazję być na rozstrzygnięciu ogólnopolskiego konkursu tkactwa w jedynym w Polsce Muzeum Rzemiosła Tkackiego w Turku, jak też i na mniejszym, choć równie ciekawym wernisażu wystawy Pracowni Rękodzieła Artystycznego w tym samym mieście. Rozmach niektórych prac bywa zdumiewający, można zobaczyć i dzieła odtwórcze – bardzo często reprodukcje znanych obrazów, jak choćby Damy z łasiczką – jak i projekty własne. Może niejeden krytyk kręcić nosem, że to żadna sztuka, ale u przeciętnego odbiorcy ogrom pracy, jaki musi być włożony w wykonanie sporego obrazu przy pomocy kolorowych nitek budzi szacunek sam w sobie. Chciałbym kiedyś zobaczyć Bitwę pod Grunwaldem w tej technice. Może nie jest to szczególnie popularna forma sztuki, ale na pewno doceniana. A fakt, że oglądana z bliska rozpada się na zbiór kolorowych kwadracików niczego jej nie ujmuje.

Czytaj dalej…