Zespół starych klamotów, czyli muzyka mechaniczna
wtorek, 5 stycznia 2010 22:23:05
Michael Vorfeld gra melodyjki na żarówkach. Nie, wcale nie w ten sposób, jaki podsuwa nam wyobraźnia, nie używa żarówek jako „cymbałków”, jak można by pomyśleć. Zmusza żarówki do wydawania dźwięków po prostu włączając je i wyłączając. Mało kto w ogóle zwraca uwagę, że żarówki wydają jakiś cichy odgłosik przy włączaniu, a żeby jeszcze zrobić z tego muzykę? Ten pan na to wpadł, tworząc szczególny spektakl dźwiękowo-wizualny, w którym światło rodzi się naprawdę razem z muzyką.
Pierwszy raz z mechamuzyką (jest na to jakiś polski termin?) zetknąłem się podczas pracy i zabawy z komputerami ośmiobitowymi. Kolega Tkacz był posiadaczem Commodore 64 i razu pewnego zademonstrował mi program, który potrafił odgrywać muzykę… przy pomocy stacji dysków. Stacja wybrzękiwała i wystukiwała melodię całkiem wyraźnie przy pomocy głowicy i silniczka krokowego. Niestety, po kilku koncertach stwierdziła, że muzykowanie woli bardziej i odmówiła swojej codziennej pracy, czyli czytania i zapisywania dyskietek…
[/ALIGN]
Dziś takich muzyków mamy na pęczki, stacja dyskietek kosztuje kilkadziesiąt złotych, a nie drugie tyle, co komputer (kto uwierzy, że kiedyś tak było?), więc można się bawić do upadłego.
Najstarszym takim zrealizowanym pomysłem było bodaj granie muzyki przez drukarkę we wczesnych latach komputeryzacji (lata sześćdziesiąte, a może nawet pięćdziesiąte?). Użyto do tego po raz pierwszy wielkoformatowej drukarki wielkości szafy, która miała faktycznie dźwięk jak dzwon i wyjątkowe predyspozycje muzyczne. Ot, zabawa przysłowiowych maniaków komputerowych.
Dziś maniaków też nie brakuje, a o sprzęt do zabawy znacznie łatwiej. I taniej. I nie trzeba pracować w instytucie naukowym. I wachlarz możliwych urządzeń znacznie większy. Poniżej występ skanera, który – jak słychać – dysponuje ślicznym barytonem.
Sztuka i performance coraz częściej i chętniej korzysta z komputerów, elektroniki i… złomu. Oto na przykład wykonanie utworu Radiohead na komputer ZX Spectrum, skaner, drukarkę i macierz wybebeszonych twardych dysków na wokalu… Wykorzystanie komputerowych brzmień z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych to zresztą dość powszechne zjawisko wśród wielu artystów, ale to wykracza poza ramy mechamuzyki, to już chiptune, o którym kiedyś… A, miałem przecież pokazać ten zespół starych klamotów grających cover rockowego kawałka.
Najchętniej używane są faktycznie peryferia komputerowe, pewnie dlatego, że są tanie, a na dodatek łatwo je podłączyć i zaprogramować. Ale przecież – jak to zresztą pokazuje pierwszy przykład – nie ogranicza się do nich. Widziałem choćby ludzi grających przy pomocy wielkich generatorów iskier, czy innych dziwadeł. Music is a kind of magic.
Następnym razem, jak przy odkręcaniu wody w łazience rury zaczną wam wyć, spróbujcie kręcąc kurkiem wybuczeć na nich melodyjkę. Polecam Marsyliankę.
[/ALIGN]
Komentarze
Niezarejestrowany użytkownik # środa, 6 stycznia 2010 02:35:58
Artur „Jurgi” JurgawkaJurgi # środa, 6 stycznia 2010 11:08:15
Dopisane: faktycznie, ten Beethoven to easter egg producenta (co też jakoś ilustruje popularność takich zabaw). Znalazłem HP grający „Dla Elizy” zamiast „Ody”, ale to też może być dowcip producenta. Wobec tego zamieniłem filmik na skaner grający „Wiosnę” Vivialdiego, tak na dobrą wróżbę. Tym razem to na pewno zabawa linuksowych geeków.
Marcinszuman # środa, 6 stycznia 2010 18:27:46
Artur „Jurgi” JurgawkaJurgi # środa, 6 stycznia 2010 20:31:08
Witam kolegę, gdzie nie zajrzeć, to jakiś stary operowiec (lub chociaż my.operowiec).
Adampsu # środa, 6 stycznia 2010 21:17:37
Marcinszuman # czwartek, 7 stycznia 2010 07:40:51