My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Zasubskrybuj kanał RSS

Posty oznaczone tagiem "St. Lem"

Katastrofa. Komentarz literacki

, , ,

Idylla taka trwała dość długo — prawie rok — do czasu, kiedy rakiety przestały wracać z lotów. […] Drugim był Wilmer. Tego, prawdę powiedziawszy, mało kto lubił; właściwie nie było do tego żadnego ważnego powodu — za to sporo drobnych. Nie dawał nikomu skończyć — zawsze musiał wsadzić swoje trzy grosze. Śmiał się głupkowato w najbardziej niestosownych okolicznościach — a im więcej tym kogoś denerwował, tym głośniej się śmiał. Kiedy nie chciało mu się fatygować lądowaniem docelowym, siadał zwyczajnie na trawie obok lądowiska i wypalał ją razem z korzonkami i ziemią na głębokość metra. Kiedy natomiast jemu ktoś wlazł na ćwierć miliparseka w rejon patrolowy, z punktu składał raporty — choćby to był kolega z Bazy. Było jeszcze trochę rzeczy zupełnie drobnych, o których wstyd nawet mówić — wycierał się w cudze ręczniki, żeby jego dłużej był czysty — ale kiedy nie wrócił z patrolu, wszyscy odkryli, że Wilmer to najporządniejszy chłop i kolega.

Stanisław Lem, Opowieści o pilocie Pirxie, Patrol[/QUOTE][/ALIGN]

Stanisław Lem — animowany „Kongres futurologiczny”? Ciężka to będzie bajka…

, , ,


Najkultowszy nasz pisarz science-fiction, Stanisław Lem, nie miał nigdy szczęścia do ekranizacji. Złożyły się na to zapewne i trudność jego prozy, obliczonej na przygodę intelektualną, a nie na efekty, oraz fakt mieszkania po niewłaściwej – względem Hollywood – stronie żelaznej kurtyny. Wbrew pozorom nie było ich nawet aż tak mało, bo będzie z dziewięć, ale nawet te najlepsze i najbardziej uznane: obie ekranizacje „Solaris” nie powalają wcale na kolana. Nie jest to ani kino akcji, ani nie oddaje w pełni głębi i niuansów oryginału. Ostatnia jest niezła, mówię tu o niemieckim komediowym serialu opartym na „Dziennikach gwiazdowych”. Mimo że początkowo, obejrzawszy kawałek w oryginale, zmieszałem to dzieło z błotem, to wersję z dubbingiem (z Maciejem Stuhrem w roli głównej) ostatecznie uznałem za zabawną.* Może jednak trzeba do Lema podchodzić nieortodoksyjnie?

Nie spodziewałem się prędko usłyszeć o jakiejkolwiek ekranizacji mistrza Lema, niespodziankę sprawił mi komiksowy blog Motyw Drogi, podając za serwisem Stopklatka.pl, że możemy już niedługo znów zobaczyć na ekranie Ijona Tichego… tym razem „Kongres futurologiczny”. Pomysł ambitny, zwłaszcza, że film ten ma być animowany. No, kreskówkowego Lema jeszcze nie było! Za tę robotę bierze się Ari Folman, postać znana miłośnikom kina** jako autor „Walca z Baszirem”. Przewidywania co do jakości i powodzenia projektu są jak zwykle podzielone… ale ja czekam z niecierpliwością. „Kongres…” należy do tych dzieł, które najbardziej zryły mi swego czasu dziecięcą psychikę. Można zobaczyć jeden kadr z filmu, nie mam pojęcia, czy tak będzie wyglądał Ijon Tichy?

Kadr

Zapewne każdy miłośnik Lema zastanawiał się, które z jego dzieł najchętniej zobaczyłby na ekranie. Ja mam dwa typy. Pierwszy to „Głos Pana”. Tu akcja toczy się w sferze czysto intelektualnej, to przygoda niemal jak obserwowanie hackera przy pracy. Doskonały materiał na przykład na „Teatr Telewizji”, niespieszny, zachowujący smaczki, nie wymagający wielkiego budżetu. Drugi mój typ poleciłbym do ekranizacji hollywoodzkiej, z rozmachem, to „Niezwyciężony”. Tu dla odmiany dominuje akcja, walka. Mimo że ta powieść bardzo zestarzała się w sferze wizualnej, sferze „gadżetów s-f”, to właśnie w tym upatrywałbym szansy na sukces. Ten film trzeba by nakręcić z dużym budżetem, ale bez unowocześniania jego fabuły. Wątek, scenografię pozostawić taką, jak widział ją autor dekady temu. Sceny batalistyczne z posmakiem niemal steampunkowym, to mogłoby być coś pięknego.

Oryginalny news o ekranizacji „Kongresu futurologicznego” na Stopklatka.pl. »»»
Lista dotychczasowych ekranizacji i adaptacji St. Lema, w tym wielu zapomnianych. »»»

__________
* Na zmianę mojego nastawienia miała wpływ również aktorka grająca holowizyjną towarzyszkę Tichego: Halucynę. No śliczna jest, co tu kryć.
** Ja tam pierwsze słyszę, ale skoro mówią, że znany…

Dualizm korpuskularno-falowy… ulicznego ruchu?

, , ,


Krąży taki dowcip: to zdjęcie musiało zostać zrobione dawno temu, bo jest dużo miejsc do parkowania. Tylko że to wcale nie dowcip, jak się spojrzy na zdjęcia robione ca trzydzieści, albo więcej lat temu, to rzeczywiście parkujące pojazdy są nieliczne, ujmując to delikatnie. Można by jeszcze per analogiam utworzyć jeszcze powiedzenie: to musiało być dawno temu, bo na drogach nie ma korków.
Niestety, korki drogowe bardzo lubią się tworzyć i nawet w mojej powiatowej mieścinie zdarza się, że w porze powrotów z pracy korek obejmuje całe centrum miasta i szybciej objechać je lasami naokoło, niż pchać się ulicami. Korki co gorsza tworzą się nie tylko w przypadku wypadku, ale również bez widocznego powodu.

Uliczny korek

Podstawowy powód tworzenia się takich korków jest prosty - to ogromna liczba samochodów poruszających się po drogach. Gdy jest ich zbyt dużo, nawet najmniejsze zakłócenie ruchu - np. ktoś kto jedzie zbyt wolno, zbyt blisko trzyma się poprzedzającego pojazdu lub zbyt późno ruszy spod świateł - może spowodować samoistne powstanie sztucznego zatoru. *



Naukowcy z MIT, wg magazynu WIRED, znaleźli jednak sposób, jeszcze nie na zlikwidowanie, ale na zrozumienie powstawania korków:

"Matematyka takich korków jest zadziwiająco podobna do równań opisujących falę uderzeniową rozchodzącą po eksplozji" - mówi Aslan Kasimov, wykładowca z wydziału Matematyki MIT. Dzięki tej obserwacji naukowcy byli w stanie rozwiązać równania dotyczące zasad ruch miejskiego (a właściwie - zakłóceń w nich, czyli właśnie korków) stworzone jeszcze w latach 50. […] Równania opracowane przez MIT okazały się zadziwiająco podobne do tych opisujących mechanikę płynów - dlatego też możliwe okazało się modelowanie korków w podobny sposób.


Czytaj dalej…

Głos Jasnowidza? Wizjonera?

, , , ...

Okładka książki Głos Pana to jedna z najlepszych książek Stanisława Lema, moim zdaniem bijąca na głowę bardziej znane i popularne. To zarazem jedna z powszechnie niedocenianych książek, zapewne z powodu szczątkowej fabuły. Nie ma tu – w przeciwieństwie do Solaris – miłosnej historii, nie ma efektownej walki z wrogiem, jak w Niezwyciężonym, dramatycznych zmagań, jak w Edenie, ani wreszcie absurdalnego humoru jak w Dziennikach gwiazdowych, czy Cyberiadzie.
Ale właśnie dlatego tak ją cenię. Głos Pana to przygoda stricte intelektualna, historia czysto umysłowych zmagań z Nieznanym, z Tajemnicą. To coś jak obserwowanie wprawnego programisty, albo hackera przy pracy, pulsujący wysiłek umysłu, który bardziej wyczuwa się, niż widzi i rozumie. To jak czytanie o zmaganiach kryptologów pod kierunkiem Alana Turinga z Enigmą.

Ale przy okazji ponownej lektury moją uwagą zwróciło coś innego.

Czytaj dalej…