…w której wygrywa tylko ten najtwardszy gracz — głosi piosenka. A łe tam. Moim filodendryckim zdaniem to w tę grę wygrywa ten, kto nie da sobie narzucić cudzych reguł i celów gry, tylko gra według własnych.
Przy okazji polecę wam blog z regularnym polskim tłumaczeniem Fistaszków, z którego pożyczyłem sobie kawałek. Warto tam zaglądać, to klasyka, a tu na dodatek ktoś wkłada sporo pracy w przetłumaczenie i przygotowanie pasków. Dziękujemy!
W takim dniu jak dziś, moje drogie Czytelniczki (wiem, że co najmniej jedna kobieta mnie czytuje), w dniu Waszego święta, oprócz tradycyjnych życzeń, apeluję do Was o nie męczenie się w kuchni. Dziś nie przemęczajcie się dogadzaniem męskim podniebieniom, ugotujcie byle co z resztek. My mężczyźni bez wątpienia uczcimy 8 marca paroma głębszymi z kolegami, więc po powrocie zjemy ze smakiem choćby i zupę śmieciową. Dziś wypocznijcie!
Gdybym miał wymienić najważniejszych autorów mojego dzieciństwa, to w pierwszej trójce musiałby znaleźć się koniecznie Edmund Niziurski. Dziś chyba nieco zapomniany i mało znany wśród młodzieży, dla wielu pokoleń był pisarzem kultowym. A w zasadzie chyba jest, bo wciąż żyje i mimo zacnego wieku 85 lat chyba jeszcze pisze. Absurdalny humor sytuacyjny i słowny towarzyszył mi od momentu, kiedy wpadła mi w ręce książka „Awantura w Niekłaju”, szybko przerobiłem całą zawartość szkolnej biblioteki, która okazała się niepełna… Powieści i opowiadania Niziurskiego zwykle starały się trzymać aktualnych realiów, a że pisze on od dziesięcioleci, lektura jego dzieł to niezły przegląd ewolucji polskiej szkoły i podwórka — miejsca akcji większości jego książek.
„Niewiarygodne przygody Marka Piegusa” są jedną z tych bardziej znanych, a zarazem starszych. Dla mnie, a czytając ją miałem zapewne około dziesięciu lat, sceneria i klimat szkoły z lat pięćdziesiątych (XX wieku, naturalnie) były jak z zupełnie innego świata. Ale nie przeszkadzało mi to w odbiorze poplątanych i groteskowych, szkolnych perypetii tytułowego pechowca, chłopca, któremu najprostsza rzecz zamienia się w katastrofę. Wreszcie tym bardziej wciągający był dla mnie wątek kryminalny.
Do niedawna nie miałem nawet pojęcia, że tę książkę w latach sześćdziesiątych zekranizowano. Szanowna telewizja publiczna jakoś nie raczyła choćby raz na ruską dekadę odświeżyć tego znakomicie zrealizowanego serialu. A jest co oglądać, wystarczy choćby zerknąć na obsadę: Bronisław Pawlik, Mieczysław Czechowicz, Janusz Kłosiński, Barbara Krafftówna, Zygmunt Zintel, Ludwik Benoit, Jadwiga Chojnacka, Aleksander Dzwonkowski, Lech Ordon, Grzegorz Roman, Krzysztof Litwin, Edward Wichura, Albin Ossowski, Tomasz Fogiel — mamy tu nazwiska najlepszych z polskich aktorów, choć może niektóre dziś nieco zapomniane. Dopiero półtora roku temu, odkrywszy kanał TV Kino Polska, mogłem zobaczyć to cudo.
Skończyła mi się niestety możliwość oglądania tego kanału, ale przed nami kolejna szansa: „Niewiarygodne przygody Marka Piegusa” wydano na DVD i właśnie znajdują się w kioskach. Naprawdę polecam, to chyba jeden z najlepszych starych, czarno-białych seriali, obok ekranizacji „Szatana z siódmej klasy”, czy „Pana Samochodzika i templariuszy”. Nadto: serwis filmowy Stopklatka.pl oferuje to wydanie DVD w konkursie. Kto będzie miał okazję: niech obejrzy. A ja się rozejrzę za książką, mam ochotę przeczytać ją po latach raz jeszcze.
Wszyscy chyba (poza pewnym Karolem) są szczęśliwi, że zima się kończy. Pozostały po niej nieliczne ostatki — zaspy niedobitki, rozsiane tam, gdzie słońce słabiej dociera.
Co niektóre przykryły się brudem w roli izolacji termicznej.
Na dziś zapowiadano, że z nieba spadną im posiłki. Na szczęście guzik z tego, przynajmniej na razie. Ale że zima była bardzo zła w tym roku, niektóre zaspy mogą być niebezpieczne i musiały zostać ogrodzone. Ta poniżej podobno gryzie, jak się zbliżyć. Uważajcie, proszę, może nie wszystkie ogrodzono.