My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Brzemienne skutki nazbyt wojowniczego prezydenta

, ,

Już sama okładka zdradza, jaka będzie oś fabuły. Morda parszywego tajniaka, godło carskiej Rosji na futrzanej czapie i pagonach skórzanego płaszcza i… zegarek z datą szóstego lutego 1897. Elektroniczny zegarek! Niechybnie szykuje nam się podróż w czasie. Zresztą i tytuł pasuje: „Operacja Dzień Wskrzeszenia”. Zajawka z tyłu okładki też nie tai, o co chodzi.

Zaczyna się z przytupem i hukiem. Terroryści opanowują polską bazę z wyrzutniami głowic atomowych, wycelowanymi w bratnie kraje. Tajną i nielegalną bazę, z nielegalnymi głowicami, dodajmy, zbudowanymi na osobisty rozkaz prezydenta Citko, widać zwolennika baz wojskowych. Rozpętana (w roku polskiego Euro) nuklearna III Wojna Światowa zmiata z powierzchni Ziemi większość ludzkości.



Dwa lata później tajne służby RP wyszukują i werbują zdolnych młodych ludzi. Ich misja: korzystając z najnowszego wynalazku polskich naukowców cofnąć się w czasie i zapobiec wojnie. Niestety, minimalny skok w czasie to około stu lat, odpadają więc najprostsze metody. Co można zrobić tak daleko w przeszłości? Jedyne wyjście: zabić jednego z przodków prezydenta Citko, wówczas i on sam nigdy się nie narodzi. Nie rozpęta termojądrowej wojny, nie zrujnuje świata i własnego kraju.
Poszukiwania rzeczonych przodków przez pierwsze grupy śmiałków spełzają na niczym. Nie udaje się ich zlokalizować ani podczas II Wojny Światowej, ani w czasie dwudziestolecia między­wojennego. Pierwsze ślady udaje się znaleźć dopiero pod zaborem rosyjskim. Kilku dzielnych chłopców i dziewczyna muszą odnaleźć poszukiwanego przodka w dziewiętnasto­wiecznej Warszawie, potwierdzić tożsamość przy pomocy testu DNA i zastrzykiem pozbawić go możliwości spłodzenia potomków. A wszystko to nie naruszając nazbyt przebiegu historii i lawirując między paradoksami podróży w czasie. Bo pierwsze niepokojące zmiany już się pojawiły… A carska Ochrana nie jest taka głupia i w ciemię bita, jak można by sądzić.


Postacie żywe i nakreślone z humorem, wartka fabuła z nieodzownymi zwrotami akcji, doskonałe opisy dziewiętnasto­wiecznej Warszawy — tę książkę po prostu się czyta. Dwójka śmiałków przypadkowo trafia zresztą aż w początek 17 wieku, w czas epidemii dżumy. Autor, Andrzej Pilipuk jest z wykształcenia archeologiem i na historii też się zna. To widać i czuć, że autor porusza się po materiale ze swobodą. Kto Pilipiuka czytywał wie zresztą, że to autor przyjemny dla czytelnika. Po przygodach Jakuba Wędrowycza, klonach Pana Samochodzika, historii nieśmiertelnych kuzynek to kolejna rzecz warta sięgnięcia. No, może z tym Panem Samochodzikiem to przesadziłem, sam Pilipiuk przyznaje, że „robi” je dla pieniędzy (pod pseudonimem), ale jednak ze wszystkich autorów nowych PS jest najbardziej strawny.

Minusów niewiele. W zasadach podróży w czasie doszukałem się nieco niekonsekwencji, no ale to materia mocno pokręcona paradoksami, a jedna z największych nielogiczności rozwiązuje się na końcu. Postaci są może za mało wyróżnione, nieco zlewały się i myliły. Wprawdzie Pilipiuk wprowadza je stopniowo i zgodnie z zasadami, ale chyba mógłby je nieco bardzie zindywidualizować. Parę stron więcej na oswojenie się z bohaterami, przy tej objętości książki, nie obciążyłoby nikogo zbytnio.

Muszę bardzo pochwalić robotę samego wydawnictwa, którym jest Fabryka Słów. Książka jest wydana per-fek-cyj-nie. Mimo miękkiej oprawy ze skrzydełkami (dostępna jest też twarda!) i pokaźnej grubości (prawie 500 stron) nic się nie pruje i nie rozsypuje, chociaż mój egzemplarz pochodzi z biblioteki i swoje już przeszedł. Okładka jest lakierowana, papier idealny do czytania, czcionka wyraźna. Okładka rysowana na zamówienie, a nie jakaś tandeta masowo kupowana z amerykańskich katalogów (co robi nałogowo taki np. taki Zysk. I spółka). No i, moi państwo — te ilustracje! Jakie wydawnictwo dziś zamawia ilustracje do swoich książek?! Robotę Grzegorza i Krzysztofa Domaradzkich muszę pochwalić, to nie tylko całostronicowe ilustracje, mamy też mikroilustracje przy inicjałach rozdziałów. Nie od rzeczy będzie zaznaczyć, że wydawnictwo płaci takim osobom jak redaktorzy i korektorzy — efekty widać. Widać, że Fabryka Słów traktuje z szacunkiem swoich autorów i czytelników. Jak mnie będą wydawać, to ja też tak chcę!

Ach, no najważniejsze. Czy śmiałkom uda się ocalić świat? Pożyjemy, zobaczymy. Jeśli następnych wyborów prezydenckich nie wygra militarysta Citko, to jesteśmy uratowani.

Andrzej Pilipiuk
Operacja Dzień Wskrzeszenia
Fabryka Słów, Lublin 2006
Ilustracje Grzegorz i Krzysztof Domaradzcy
500 stron
Cena około 30 zł

Powiedział, co wiedział…Czajnik bezprzewodowy

Jak korzystać z funkcji cytowania:

  1. Zaznacz tekst
  2. Kliknij link „Cytuj”

Napisz komentarz

Komentarz
BBcode i HTML niedostępne dla użytkowników anonimowych.

Jeśli nie możesz odczytać słów, kliknij ikonę odświeżania.


Buźki