My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Zasubskrybuj kanał RSS

Posty oznaczone tagiem "muzyka"

Księżycowe królestwo, benefis Lecha Lamenta

, ,


Dorobek ponad trzydziestu lat pracy twórczej turkowskiego poety, Lecha Lamenta, jest więcej niż pokaźny. Szereg wydanych tomików (jeśli dobrze liczę, to dwanaście), nagród w konkursach on sam nie potrafiłby już zliczyć, brązowy medal „ZASŁUŻONY KULTURZE GLORIA ARTIS”, ponadto twórczość graficzna, malarska i rzeźbiarska… To na co teraz pora? Ano na benefis.

W zasadzie to nie potrzeba by żadnego pretekstu do zorganizowania benefisu, ale że okazja była, to i nie sposób było się wykręcić. Oficjalną okazją bowiem było wydanie w tym roku dwóch ostatnich, a niepromowanych jeszcze zbiorów wierszy: „Królestwo modliszki” oraz „Dryfujący księżyc”.

Lech Lament

Na dobrą sprawę to miejsce na taką imprezę mogło być tylko jedno: Klub Młodzieżowy Stowarzyszenia „Przystań”, gdzie nasz benefisant udziela się jako twórca i wolontariusz (nie wspomniałem, że prowadzi warsztaty poetyckie i rzeźbiarskie dla dzieci? No to już wspomniałem). Życzliwi ludzie, klimat i jak zawsze pełna sala, w sobotni wieczór, 9 października…

Publika

Czytaj dalej…

Jest piątek, jest wyszczerz

, , , ...



Zapeszyłem tym poniedziałkowym kotem. Tydzień był tak do bani, że kiepściejszego nie pamiętam. Nawet nie miałem siły zamieścić czegoś konkretnego na Wyśmiewisku. Trzeba odczarować, definitywnie. Dlatego z okazji „łykendu” (jak wiadomo* nazwa pochodzi od łyku świeżego powietrza) łykendowa fota.

FRIDAY, I'M IN LAUGH

Bo jak to śpiewał zespół Kuracyja:

I don't care if monday's blue
tuesday's grey and wednesday too
thursday's still flips up my mood
it's friday I'm in laugh

saturday sucks
and sunday bothers me and slaps

monday I'm just stucked in vain
tuesday wednesday bring the pain
thursday is the one to blame
it's friday I'm in laugh


Czytaj dalej…

Prawda czasu, prawda ekranu

, , , ...


Prawda ekranu niekoniecznie musi się pokrywać z prawdą czasów, co głosił już reżyser Jan Hochwander. Kot może zagrać królika, dziadkowie – dzieci z czworaków z bolącymi zębami, Petroniusz zasuwać w adidasach a król Jagiełło może nosić zegarek. No z tymi dwoma ostatnimi to już może przesadziłem, ale bywa przecież i tak. W „Czterech pancernych…” T-34 z doczepioną blachą udawały niemieckie Pantery i Tygrysy a Armia Czerwona biegała z kałasznikowami, które skonstruowano dopiero po wojnie. W filmie „Pearl Harbor” amerykańskie samoloty mają niewłaściwe barwy i oznakowanie – jakie wprowadzono wiele miesięcy później.

Są wszakże zgrzyty bardziej subtelne, choć nie wymagające specjalistów do wypatrzenia. Albo wysłuchania. Oglądając transmisję z tegorocznej inscenizacji Bitwy pod Grunwaldem z przyjemnością słuchałem świetnego wykonania Bogurodzicy, na miejscu zapewne brzmiała nie gorzej niż w filmie. Potem jednak popłynęła ścieżka dźwiękowa z taśmy i podczas gdy utwór „Carmina Burana” był tylko nieco niepasujący, to ze zdumieniem usłyszałem po nim „Duel of the Fates”. Jeszcze anachronizm, czy już postmodernizm? A może „oczko” do uczestników, bo wszak większość znanych mi członków bractw rycerskich to miłośnicy fantastyki?

Nie mogłem nie mieć zabawnych skojarzeń…

Potęga Ciemnej Strony Krzyża…

Wszakże uczestnicy bitwy mogli popaść w kompleksy, aż tak to nie potrafią…



[/ALIGN]

Szare dni jak pęknięte serca

, , ,


Wstajesz rano, wyłączasz budzik, wkładasz garnitur i krawat, gasisz brzęczący telewizor. Żegnasz się z żoną, idziesz do pracy. Męczysz się po drodze tylko po to, żeby użerać się z upierdliwym szefem… Zaraz, czy je tego już nie pisałem? Skąd to déjà vu? A tak, brzmi to identycznie jak recenzja gry „Every day the same dream” sprzed tygodnia. Przypadek? I tak, i nie.

Moby — Kuchnia

Tym razem chcę wam polecić nie awangardową grę, ale teledysk popularnego wykonawcy. Moby — Wait for me. Animowany teledysk wzorowany estetyką na grach komputerowych z lat 80. Najbardziej przypomina to gry na platformy NES (u nas znane kiedyś jako Pegasus) lub Super Nintendo. Dobór tej estetyki pokazuje już główną grupę docelową: ludzi, którzy grali w młodości na tych konsolach. Dziś są oni już trybikami w korporacyjnych maszynach i w znacznej części na pewno utożsamią się z bohaterem filmiku.

Animowany ludek rozpoczyna swój codzienny, monotonny dzień wstając, idąc do pracy… Tak, każdy to zna i każdego to boli. Co dzień ten sam dzień – to dokładnie ten sam motyw, co w opisywanej przeze mnie grze. Jednak nasz bohater ma trudności w dotarciu do pracy, wykazuje się zręcznością niby hydraulik Mario, ale i tak traci kolejne „życia”. Tylko po to, żeby usłyszeć od szefa „zwalniam cię…”. A to wcale nie największa tragedia dnia, który dopiero się zaczyna…

Czytaj dalej…

„Dziś jest największy dzień…”

, ,


Gdybym miał wybrać najważniejszą piosenkę życia, bez wahania wybrałbym tę. Tę właśnie, w której Billy Corgan śpiewa o najważniejszym dniu życia. A że właśnie dziś, przypadkiem, wpadłem na to oszałamiające, amatorskie, zarejestrowane od niechcenia nagranie, właśnie dziś jest dzień, aby się nim podzielić.




„can't wait for tomorrow… I might not have that long…”

Kontestowanie owiec

, , ,


Konkurs Piosenki Eurowizja 2010*. Niedawny komentarz twitterowego znajomego, że Niemcy właśnie znaleźli nową, jednoroczną gwiaździnę, którą wystawią w szranki, uświadomił mi, że zbliża się kolejna edycja tej tandety. W dodatku okrągła, 55., więc hałasu pewnie będzie więcej nawet niż zwykle. Na komentowanie sposobów wyłaniania nowych, plastikowych gwiazdeczek chyba szkoda czasu, więc posłużę się cytatem z nieśmiertelnego klasyka:

Tytus
Tak zapewne nowe gwiazdy są wyłaniane przez producentów muzycznych

Flashmob promujący Eurowizję Te panie już beczą. Flashmob promujący tegoroczny konkurs

__________
* Po angielsku nazywa się to Eurovision Song Contest, już samą nazwą zachęcając do kontestowania.
[/ALIGN]

Zespół starych klamotów, czyli muzyka mechaniczna

, , , ...


Michael Vorfeld gra melodyjki na żarówkach. Nie, wcale nie w ten sposób, jaki podsuwa nam wyobraźnia, nie używa żarówek jako „cymbałków”, jak można by pomyśleć. Zmusza żarówki do wydawania dźwięków po prostu włączając je i wyłączając. Mało kto w ogóle zwraca uwagę, że żarówki wydają jakiś cichy odgłosik przy włączaniu, a żeby jeszcze zrobić z tego muzykę? Ten pan na to wpadł, tworząc szczególny spektakl dźwiękowo-wizualny, w którym światło rodzi się naprawdę razem z muzyką.



Pierwszy raz z mechamuzyką (jest na to jakiś polski termin?) zetknąłem się podczas pracy i zabawy z komputerami ośmiobitowymi. Kolega Tkacz był posiadaczem Commodore 64 i razu pewnego zademonstrował mi program, który potrafił odgrywać muzykę… przy pomocy stacji dysków. Stacja wybrzękiwała i wystukiwała melodię całkiem wyraźnie przy pomocy głowicy i silniczka krokowego. Niestety, po kilku koncertach stwierdziła, że muzykowanie woli bardziej i odmówiła swojej codziennej pracy, czyli czytania i zapisywania dyskietek…
[/ALIGN]

Czytaj dalej…

Tajemnica jego sukcesu

, , ,


Witam Państwa, tutaj John Watts z Kanału Przedostatniego, znajdujemy się w gmachu Opery, gdzie już wkrótce rozpocznie się ekskluzywny koncert kontrowersyjnego muzyka Lorda Blah-Blah, najpopularniejszego artysty grającego muzykę „trans”. Muzyka wzbudzała wielkie emocje chyba od zawsze, ale na czym polega fenomen tego wykonawcy, który – jak przyznają wszyscy – geniuszem muzycznym nie jest? Ten krótki reportaż nie rości sobie praw do rozwiązania zagadki, ale nie możemy nie zadać tego pytania, skoro już tu jesteśmy. Mam nadzieję, że słyszą mnie Państwo dobrze mimo skandowania rozentuzjazmowania tłumu, mimo że jesteśmy za kulisami, a fani dopiero się schodzą, ściany aż drżą. O proszę, chodźmy tędy, nasz kanał otrzymał specjalną, ekskluzywną przepustkę, dzięki której będziemy mogli zadać jedno pytanie kultowemu Lordowi w jego garderobie! Wchodzimy, a o to i bożyszcze tłumów. Lordzie Blah-Blah, cały świat zadaje sobie pytanie: jaka jest tajemnica twojego sukcesu? Ten sekretny klucz do serc fanów, milionów fanów? Przecież sam mówisz, że nie jest nim wybitność twojej muzyki? Czy to tylko charyzma?
— Zdecydowanie nie (śmiech). Nie czarujmy, muzykiem jestem dość marnym (śmiech). Charyzmy zapewne trochę mam, ale nie o to tu chodzi. Należy zrozumieć, czego ludzie potrzebują naprawdę i to właśnie im zaoferować.
— Czego zatem potrzebują, twoim zdaniem, co takiego dajesz im właśnie ty?
— Ależ to proste: potrzebują katharsis.
— Co proszę?
— Katharsis. Jak w antycznej greckiej tragedii. Oczyszczającego przeżycia. Życie we współczesnej cywilizacji to stres, pęd, pośpiech. Nie sposób uwolnić się od negatywnych emocji, one nie znikną nawet po zastopowaniu i odpoczynku. Potrzebne jest epickie katharsis.
— Em, acha, a jak to dokładnie działa?
— Na początku ludzie są ogłuszeni moją muzyką. To rozbija ich bariery emocjonalne. Potem, kiedy słyszą jak gram, następuje głęboki smutek, żal, że wydało się tyle pieniędzy na bilet. Ludzie niejednokrotnie płaczą. Jednocześnie poczucie wyższości, spowodowane moim kiepskim wokalem (śmiech) łagodzi napięcia spowodowane kompleksami, daje im pewien komfort psychiczny. W poczuciu emocjonalnego bezpieczeństwa uwalnia się w nich agresja i złość na moją muzykę. To ważne, bo przestają tłumić te emocje w sobie, pozwalają im ujść na zewnątrz. Gniew przeradza się stopniowo w bezradność i rozpacz. To też uczucia, od których potrzebują się uwolnić. Koncert wieńczy ulga i radość, że już się skończył. Następuje oczyszczenie, jak w greckim dramacie.
— Acha, skomplikowane to, ale chyba rzeczywiście działa. Chyba zająłem co nieco więcej czasu, niż się umawialiśmy…
— Nie szkodzi (śmiech). Ale teraz niestety muszę się przygotować do koncertu, za pięć minut rozpoczynamy. Zostaniesz posłuchać?
— Nie, dziękuję. My się szybciutko wycofamy i teraz, proszę Państwa, póki mamy jeszcze kilka minut, zadamy to samo pytanie komuś z fanów Lorda Blah-Blah. O, jest jakiś spóźniony… Hej, hej, kolego, poprosimy o mały wywiad dla muzycznego Kanału Przedostatniego! Zgodzisz się odpowiedzieć na jedno pytanie przed kamerą?
— No, czemu nie? Moge odpowiedzieć.
— Powiedz nam, co takiego jest w fenomenie Lorda Blah-Blah?
— Że co?
— No, dlaczego jesteś jego fanem? Co takiego sprawia, że przychodzisz na drogi koncert artysty, który sam przyznaje, że muzykiem jest kiepskim?
— A. No bo fajne cycki ma.
— Co? Przecież to jest facet!
— No. Ale cycki ma fajne. I dupe.

Cycki. I dupa

• Wpis na temat pokrewny, czyli o dupie jako wartości dodanej.
• I jeszcze przysłowie o dupie, a co.

Unreal Okazjologia

, , ,


Zakupy leniwie przesuwały się na taśmie marketowej kasy. Pan przede mną zabierał już swoje dwa piwa, kiedy zapytał, pokazując na wielkie czarne pudło jadące obok mnie — panie, czy to jest diabeł? — Popatrzyłem zdziwiony, no rzeczywiście. — Nie, nie diabeł. Kosmita. — Pokiwał głową nie do końca przekonany. — Bo mnie wygląda jak diabeł. — Przyjrzałem się. Może i miał rację. — Kosmita. Ale w sumie co za różnica w tym przypadku — orzekłem.

Obiektem zainteresowania starszego pana był mój mikołajkowy autoprezent, czyli nabyta za niecałe 10 złotych kolekcja Unreal Antologia. Rzucona do sieci sklepów „Pierdołka” na Mikołajki, na moje szczęście nie rozeszła się w okamgnieniu. Cztery gry: Unreal + Return to Na Pali, Unreal Tournament – Game of the Year Edition, Unreal II – Awakening oraz Unreal Tournament 2004. Wychodzi 2,50 zł za grę, z których przynajmniej dwie pierwsze to klasyki nad klasykami. Nie szkodzi, że zagrywano się nimi dziesięć lat temu. Lubię być nieco zacofany.

Unreal Antologia Box Kosmicznie wielkie pudło skrywa nader skromną zawartość: płytę DVD, telepiącą się w olbrzymiej, pustej przestrzeni. Może ma to symbolizować zagubienie jednostki ludzkiej w bezmiarze kosmosu? Jak widać, nawet na kartoniku do pudełka oszczędzono, konkretnie na farbie. Znajduje się na nim jedynie klucz do instalacji, wydrukowany po wewnętrznej stronie. Na mój gust to już mogli oszczędzić na kartonie i wykonać pudełko w rozmiarze pozwalającym na postawienie na półce. A tak: zrobić z tym nie ma co, wyrzucić szkoda. Chyba sobie sam przerobię na jakieś małe etui.

Napis na pudle obiecuje płytę CD z muzyką z gry w środku. Ładny wabik, bo muzyka do „Unreali” jest moim zdaniem jedną z lepszych wśród soundtracków. Obietnica nie jest zrealizowana. Niby szczegół, bo muzyką można sobie wyjąć z gier po instalacji, ale nie lubię pustych obietnic.

Zawartość płyty to multiinstalator z wrzuconymi obrazami sześciu płyt CD. Instalator i gry są po polsku. Całość to prawie 10 gigabajtów dla wszystkich gier. Muzyki grającej podczas instalacji nie rozpoznaję, o dziwo, po stylu brzmi na pierwszego Unreala, ale nie znam. Jest tak świetna, że aż żal kliknąć „zakończ” po zainstalowaniu.

Same gry: nic do dodania. Minusem dla niektórych może być to, że są spolszczone (napisy i obsługa), dla innych to plus. To tytuły, które tworzą historię gier, kto nie zna, łacno znajdzie w sieci recenzje, skriny, czy filmy. Kto nie ma: polecam. Tyle tytułem recenzji. Ach, w tej samej cenie można jeszcze kupić kilka innych świetnych, klasycznych tytułów, jak choćby Saga Icewind Dale, Painkiller i jeszcze parę mniej i bardziej znanych hitów.

Na deser: posłuchajcie sobie muzyki z instalatora gry. Mnie wciąga.