Makary Górzyński writes:
Arturze, to jest architektura "komunistyczna", jak najbardziej. W tym sensie, że jest to szczytowy przykład możliwości kolonizatorskich realizmu
socjalistycznego i kultury partyjnej ZSRR w Europie Środkowo-Wschodniej. Nie jest prawdą, że PKiN jest w sensie projektu, kopią jakiegoś wieżowca czy modusu ze Stanów, jeśli pojawiają się takie głosy, to są one odblaskiem uproszczonym wiedzy historyków architektury na ten temat.
Jest prawdą, że zarówno w USA do lat 40., jak i w Imperium Rosyjskim przed 1917, a potem i w ZSRR od lat 30 do 50 XX wieku, istniała bardzo silna tradycja i zainteresowanie klasycyzmem w różnych odmianach, np. klasycyzmem akademickim. Zresztą, zbieżność oficjalnej architektury w USA, III Rzeszy,
ZSRR w latach międzywojennych to częsty motyw podejmowany w dyskusjach o 20 leciu, np. co do genezy tego stanu - np. rozbudowania biurokracji we wszystkich tych państwach i pewnego jej modelu oddziałującego na architekturę władzy. Stąd np. podobieństwa w twórczości amerykańskich
biur projektowych np. Mckim, Mead and White (Municipial building NY), czy Hornbostel, Palmer and Jones (Oakland City Hall) a "klasyką" radzieckich wysokościowców z lat 50 w Moskwie i krajach bloku sowieckiego. Natomiast, czysty formalizm takich porównań nie zawsze jest uprawomocniony i
nie można powiedzieć, że PKiN w Warszawie jest "kopią" czegoś z architektury w Stanach, bo tu bardzo mocne uproszczenie, które
w tej formie mija się z prawdą. :-)
Nie wypowiadam się co do tego, co należy burzyć a co nie etc., warto jednak mieć świadomość, że wraz z budową PKiN została całkowicie zdestruowana skala miasta, jego potencjalnie wskrzeszona organizacja przestrzenna i nowoczesna urbanistyka; obiekt ten, jako Narzędzie Oddziaływania Wizualnego (terminologia Oskara Hansena), do dzisiaj pozostaje czytelnym znakiem przestrzennym imperialnego panowania
ZSRR w tej części Europy, czy to się nam podoba, czy nie, do dzisiaj nie ma on żadnego współpartnera.