My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Ta ostatnia niedziela

, ,


Historia dziadowska

         Osiedle nocą ziało ciszą i pustką wręcz grobową. Zaciągnąłem do końca suwak dresowej bluzy. Po chwili wahania naciągnąłem jeszcze kaptur na łeb. Robiło się zimno, mgła zaczynała przesłaniać słabo świecące latarnie, tyłek mi zdrętwiał od opierania się o barierkę, ale nie miałem ochoty wracać do domu. Z okien w moim bloku widać było cmentarz, który płonął tysiącem światełek, nie lubiłem tego widoku.
Cmentarz nocą
— Alekurwanuda — ziewnął siedzący obok Szafa i kłapnął szczęką. Wyglądał, jakby już przysypiał, ale swoim zwyczajem ściskał miarowo w dłoni kauczukową piłeczkę. Jemu też nie było spieszno. Żarł się ostatnio ze starymi.
— Mówisz, że to dobry towar? — spytałem. Przybliżyłem paczkę do oczu, ale napisy nie były po polsku, tyle dojrzałem. — Ile tego mam brać?
— Pierwsza klasa — zapewnił. — Ja biorę dużą łyżkę trzy razy dziennie, ale możesz nawet cztery. Tylko pamiętaj o białkowej diecie i będziesz miał takie muskuły jak ja — podsunął mi po nos grube przedramię. — I może przestaną na ciebie wołać Cienki, Cienki.
         Daleki zegar wybił północ. Zimny wiatr zaczął nawiewać mgłę. Jutro matka na pewno wygoni mnie z rana ze zniczami. Zacząłem poważnie myśleć, żeby uderzyć w kimę, kiedy na pustej ulicy zabrzmiały ciche kroki.
— Łocozafranca, o tej porze? — stęknął Szafa i podniósł się z powyginanej barierki. — A, patrz, Cienki, to ten stary Chinol…
[/ALIGN]


         Rzeczywiście, zza rogu wychynęła drobna, skulona postać. Chinol chyba wcale nie był Chinolem, ale kto by tam tych żółtków odróżnił. Przyjechał kiedyś z żoną i córką, otworzyli tani, orientalny bar. Żona zginęła mu w wypadku, rozjechał ją jeden z ziomów, za dużo wziął i nie wiedział, co robi. Pewnie wraca z jej grobu, pomyślałem. Skośnooka córka, w nieokreślonym wieku, sprzedawała w barze. Szafa kiedyś prawie ją przeleciał w bramie, ale mu się wyrwała.
         Drepczący energicznie i spoglądający w ziemię Chinol zatrzymał się, kiedy wyrosła przed nim zwalista postać Szafy. Odruchowo stanąłem obok. Szykowała się draka.
— Szacuneczek, Chuj-San — Szafa skłonił się szyderczo. Staruszek zawsze komicznie się odkłaniał, ale dziś nie było ekipy, która zawsze ryczała ze śmiechu na ten widok.
— Wyskakuj z pieniążków, dziadku.
         Stary uniósł wzrok i popatrzył beznamiętnie na górującego nad nim zioma. Musiał przy tym mocno zadrzeć głowę i odchylić się do tyłu.
— Pieniądz. Nie mam ja.
— Daj spokój, co on może mieć, szkoda fatygi — klepnąłem Szafę w plecy. Ten jednak nie kwapił się odpuścić. A mnie się spać chciało, jak skurwysyn. Zsunąłem z głowy kaptur, zimne powietrze owiało mi glacę i orzeźwiło mnie trochę.
— Ale. Mam coś ja. — Chinol podniósł triumfalnie palec i powiódł po nas wzrokiem. Wyciągnął zza pazuchy dwie świeczki, koślawe, zupełnie jakby sam je robił. Jedną wcisnął w rękę Szafie, drugą mnie. Szafa zbaraniał. Ja byłem raczej rozbawiony i ciekaw, co ten dziwak wymyślił. Wyciągnął zapałki i zapalił świeczki.
— Świeczki. One życie wasze. Pilnować, by nie zgasły — dobitnie pokazał palcem, po czym jak gdyby nigdy nic ominął Szafę i skręcił w swoją stronę. Patrzeliśmy w osłupieniu na oddalającą się sylwetkę.
— Kompletny wariat.
— Japierdolę, jakikurwapsychol — Szafie wyraźnie podniosło się ciśnienie, ale głupio mu było gonić dziadka-wariata.
— No to dał nam prezent — oglądałem krzywą świeczkę. Wyglądała na woskową. Płomień migotał na wietrze. Wosk ściekał bokiem, formując dziwne kształty.
— A pierdolić taki jebany prezent — wybuchnął Szafa. — W ryj bym mu dał.
Dopiero teraz przyjrzał się świecy. Pomachał nią, ale płomień nie zgasł. Zawiesił nad nim drugą dłoń. Wiedziałem, co chce zrobić. Nieraz popisywał się odpornością na ból.
— Woskowe mocno się palą — zwróciłem mu uwagę.
         Zarechotał tylko i przykrył płomień dłonią. Osunął się bezwładnie na ziemię. Uderzył głową w beton, szeroko otwarte oczy spoglądały martwo w bezgwiezdne niebo osiedla, zgasła świeca potoczyła się po zrytym asfalcie. Świat jakby zastygł wokół mnie.
         Krew odpłynęła mi z głowy, pozostawiając lodowate zimno. Miałem wrażenie, że stanęło mi serce. Patrzyłem w niemym przerażeniu na tę scenę, w jakiś sposób widząc jednocześnie martwego kolegę, niknącą we mgle postać staruszka i niespokojnie migoczący płomyk świecy, trzymanej w dłoni. Na twarzy poczułem miękkie, mokre uderzenia. Zaczynało padać.



Artur „Jurgi” Jurgawka
Wymyślone bezsenną nocą 28 października 2009.
Spisane bezsenną nocą 31 października 2009.

[/ALIGN]

Kontynuacja Historii dziadowskiej

Czynne do końcaHistoryjki za Miedziaka

Komentarze

Niezarejestrowany użytkownik niedziela, 1 listopada 2009 00:16:30

axe/ssg writes: chyba wlasnie stworzyles nowy urban legend.

Artur „Jurgi” JurgawkaJurgi niedziela, 1 listopada 2009 08:33:56

Urban legend mówisz… To lepiej byłoby to napisać w formie artykułu z tabloidowego piśmidła. ;)

Notka: kilku osobom obiecałem zamieszczenie dziś wiersza hazardowego, ale potem skojarzyłem, że w niedzielę wypada pierwszy i pasuje dać coś à propos. Wobec tego wierszydło pewnie za tydzień.

MisiołakMisiolak poniedziałek, 2 listopada 2009 14:51:22

Dobre.

Niezarejestrowany użytkownik czwartek, 5 listopada 2009 22:11:14

Rysiu writes: Okurde, ja mam kumpla którego nazywają Szafa. Musze zadzwonić czy żyje. :P

Niezarejestrowany użytkownik środa, 10 sierpnia 2011 13:48:05

Анонімний writes: Don't have enough cash to buy some real estate? Worry no more, because that is achievable to receive the home loans to resolve such kind of problems. Thus get a college loan to buy all you need.

Jak korzystać z funkcji cytowania:

  1. Zaznacz tekst
  2. Kliknij link „Cytuj”

Napisz komentarz

Komentarz
BBcode i HTML niedostępne dla użytkowników anonimowych.

Jeśli nie możesz odczytać słów, kliknij ikonę odświeżania.


Buźki