My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Zasubskrybuj kanał RSS

Stare wiersze nie rdzewieją…

, ,

Doszedłem dziś (po długim marszu) do wniosku, że dość na razie tej publicystyki i obśmiewywania. Dziś zajmiemy się propagowaniem piękna, sztuki, powiodę Was w krainę łagodności… Dobra, wystarczy, bo się za słodko zrobi.

Dziś na tapecie kilka wierszy. Moich. Starych. Może jeszcze jarych. Większość pochodzi z antologii „Samoświetlni” wydanej w 1999 roku, jeden – „pamięć absolutna” – z zestawu konkursowego, którym zająłem drugie miejsce w konkursie im. Włodzimierza Pietrzaka w 2000 roku, opublikowany został parę lat później. Wiersze te więc są tak naprawdę jeszcze starsze, gdzieś mam na pewno zapisane daty powstania, ale nie chce mi się szukać. Tak czy owak niektórym dobija dziesięc latek.

Czytaj dalej…

Promień Śmierci metodą domową

, , ,

mysz Wraz ze wzrostem zaawansowania współczesnej elektroniki rosną możliwości domorosłych majsterkowiczów. Czego to ja nie widziałem — zdalne mikrofony laserowe, ładowarki do telefonów czerpiące energię z naszego oddychania (zmontowane ze starych napędów CD…)… ale ta koncepcja przerobienia myszy optycznej na wysokoenergetyczny laser jest wyjątkowa. Obejrzyjcie wideoporadnik, a kto nie zna dość dobrze angielskiego — sporządziłem tłumaczenie na nasze. Optical Mouse Death Ray dla mas! „Każdą komputerową mysz optyczną można z łatwością przerobić na wysokoenergetyczny laser. Wystarczy tylko uważnie wykonać poniższą instrukcję.” No to: do dzieła!

Czytaj dalej…

Nieznośna lekkość wnioskowania

, ,

Księżyc Nie przepadam za odwiecznym narzekaniem, że to i tamto (a w gruncie rzeczy wszystko) upada. Trudno jednak nie zauważyć, że poziom dziennikarstwa, zarówno etyczny, jak i intelektualny, leci w dół szybciej niż kurs dolara. Można się przyzwyczaić, ale niektóre „kwiatki” powodują opad rąk i nerwowe szukanie czegoś, czym można by rzucić.
Wczoraj wortal tvn24.pl zamieścił ekscytującego newsa pod tytułem „Chińczycy podbiją Księżyc?” i z równie ekscytującym lidem na stronie głównej:

Czy niebawem patrząc na powierzchnię Księżyca, zobaczymy zatkniętą czerwoną flagę Chin? Niewykluczone, Państwo Środka przymierza się bowiem do wysłania swoich astronautów na Srebrny Glob, i to przed Amerykanami.


No, powiedziałbym: całkiem możliwe, Chińczycy potrafią być zatrważająco skuteczni. Ale po otwarciu artykułu, już w następnym akapicie można przeczytać:

Czytaj dalej…

„Daj się pogrzać” kochany kliencie

, , ,

Reklamowóz W sumie to naprawdę niezły pomysł. Zamiast płacić kupę szmalu za billboardy, wynajmuje się mały spalinowy pojaździk (trudno to nawet nazwać samochodem) z minibillboardem na pace. Można bezpłatnie postawić w centrum miasta, na placu przy skrzyżowaniu, gdzie chodzi połowa mieszkańców — jako nowość szybciej przyciągnie wzrok. Moża raz-dwa przestawić, a przy okazji przejazdu ponękać mieszkańców rozgłaszaniem korzystnej oferty finansowej przez skrzeczący megafon. Koszty: utrzymanie trójkołowca i wypłata dla kierowcy. Iście symboliczne.

Nawet hasło reklamowe „wyjdź z cienia” jest naprawdę niezłe, a mi się kojarzy z powiastką Janusza A. Zajdla. Ma w domyśle – jak sądzę – budzić pozytywne skojarzenia z aktywnością i asertywnością, przełamywaniem się. Tylko że w czasie upału brzmi to jakby… nie do końca przemyślanie.

Kino postarzałej przygody

,

Powrót do filmowania zarzuconej wiele lat temu serii, gdy odtwórcy głównych ról mocno się postarzeli, może się generalnie odbyć na trzy sposoby. Pierwszy stosują z powodzeniem twórcy kinowego Jamesa Bonda — co jakiś czas zmieniają odtwórcę głównej roli i resztą się nie przejmują. Drugą metodę zastosowali twórcy odgrzewanych kinowych Star Treków — aktorzy zostali „odmłodzeni” grubą warstwą makijażu i udawaniem, że nic się nie zmieniło.
Spielberg i Lucas wracając po 20 latach do kręcenia Indiany Jonesa postanowili niczego nie udawać. Akcja filmu toczy się 20 lat później, Indy i wszystkie pojawiające się znane postacie są już znacznie posunięte w latach, część już nie żyje – bądź to z powodu wieku samej postaci, bądź (niestety) śmierci odgrywającego ją aktora – Henry Jones Senior i Marcus Brody pojawiają się już tylko jako fotografie na biurku Jonesa już-nie-Juniora. Chociaż roztargniony Marcus jeszcze zza grobu potrafi spłatać figla przeciwnikom Indiany, ale nie będę zdradzał szczegółów. Znaczne przesunięcie akcji w czasie spowodowało konieczność wielu zmian względem oryginalnej serii…

Czytaj dalej…

Nie mogę patrzeć

, ,

Stawka większa niż życie, mimo obrzydzania jej nam przez najbardziej zajadłych komuchożerców, pozostaje serialem kultowym. Prawie każdy potrafi rzucić z niej cytaty, jak „rączki, rączki, Hans!” czy „nie ze mną te numery, Brunner”. Konia z rzędem jednak temu, kto potrafi palcem wskazać, w którym momencie dokładnie one padają. Po prostu — takie kultowe teksty to często kontaminacja, miks najbardziej charakterystycznych słów, kojarzących się z serialem. Ewentualnie cytaty tylko przybliżone, które jednak wryły się w powszechną pamięć (wygląda na to, że społeczeństwo posiada własną pamięć, jak jeden organizm… ale cóż, skoro pamięć jest zorganizowaniem pewnej struktury, to czemu nie?). To tak jak z serialem Star Trek i słynną, kultową frazą „Beam me up, Scotty”, która w takiej formie nie pada w żadnym z odcinków serialu.
Ale wracając do Hansa Klossa i Brunnera: przytłoczone najbardziej znanymi frazami, giną czasem prawdziwe perełki, które na wejście do powszechnego zasobu cytatów zasługują znacznie bardziej. Ot, choćby jak ta:


Powyższy fragment filmu pozostaje własnością posiadacza praw autorskich i został zamieszczony prawem cytatu w celach ilustracyjnych.

Zaczęła się III Wojna Światowa. No nie, znowu?

, ,

spamZ reguły nie mam wielkiego kłopotu ze spamem, z kilku używanych przeze mnie kont na śmieci narażone są tylko dwa: moje najstarsze konto, którego używam do podawania w sieci przy różnych rejestracjach; tu, ze względu na to, że poczta.fm ma kiepskie filtry antyspamowe, jest trochę pracy (od 20 do 50 sztuk tygodniowo, cześć wyłapują moje własne filtry) oraz gmailowe, które jest w regularnym użyciu (to przez jakąś *upę, która ma mój adres na swoim kompie i była na tyle głupia, żeby dać zarazić swój komp) – tu algorytm googla sam odsiewa spam ze 100% skutecznością i tylko co jakiś czas sprawdzam, czy aby skuteczność nie przekroczyła 100% (znaczy: czy nie wywalił mi jakiegoś ważnego maila).
Nie jestem na tyle głupi, żeby dać się nabrać na jakieś pseudo-Viagry, tanie Roleksy, czy nagłówki typu „Michael Jackson został mamą”. Ale dziś jeden spamerski mail mnie zainteresował…

Czytaj dalej…

Kosmiczna inwazja na młode mózgi

, ,

Wiele artykułów o grach w codziennej i niecodziennej prasie zaczyna się słowami: „od kilku lat pojawiają się głosy o szkodliwości i brutalności współczesnych gier…” lub podobnymi. A g… uzik prawda! Takie dyrdymały wypisują zwykle dzieciaki z eMetro.pl (to taka przybudówka portalu gazeta.pl), dla których historia grania zaczyna się od Grand Theft Auto – Vice City, bo dalej ich pamięć nie sięga…
A tymczasem pierwsze hałasy o demoralizującej roli gier i pierwsze próby zbicia na tym kapitału przez niedorobionych polityków i zawistnych maniaków religijnych pojawiły się już… 30 lat temu. A tak. A odpowiedzialny był za to japoński inżynier, Tomohiro Nishikado, który własnoręcznie i sam (tak, całkiem sam) w 1978 roku zaprojektował automat z grą Space Invaders. Początkowo omal na niej nie zbankrutował z powodu wysokich kosztów elektroniki, ale gra okazała się w Japonii takim sukcesem, że ludzie stali do automatów w kolejkach, sklepikarze rezygnowali ze sprzedaży towarów, żeby poustawiać same automaty, a we wnętrznościach stu tysięcy maszyn tkwiło tyle stujenówek, że Bank Japonii musiał potroić produkcję monet, bo zaczęło ich brakować w całym kraju. Jeśli chcecie sami spróbować, można zagrać sobie w Space Invaders online (i inne klasyczne tytuły)…

Czytaj dalej…

Wytrwać w maratonie myśli

, , , ...

„Dobra iskra”, „z pozoru trudna i hermetyczna, ale wymaga od czytelnika bardzo niewiele” – piszą o poezji Włodzimierza Krzysztofa Marczewskiego recenzenci, „ten Cyprian z Turku” – mówią o nim samym. Jaka jest naprawdę? Dzięki Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej w Turku, która wydała zbiór wierszy nieżyjącego już poety, możemy sami się przekonać. Na pewno jest inna od tej poezji, która wygrywa współczesne konkursy. Jest „niemodna”, niedzisiejsza. Może dlatego, że zbyt intelektualna? Osadzona w rzeczywistości języka, a nie świecie kolorowych, chociaż banalnych przeżyć pączkujących poetów? Bo jakież dekadenckie przeżycia mogą zrównać się ze słowem, które stanowi jedyną ucieczkę od strasznej, śmiertelnej choroby?

Czytaj dalej…