My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Zasubskrybuj kanał RSS

Posty oznaczone tagiem "ciekawostki"

Jaka to mapa?

, , ,


Nie każdy miał okazję tutaj postrzelać… Poznajecie tę mapę?

UT intro

Czytaj dalej…

Google uświadamia i edukuje seksualnie

, ,

Wszyscy wiemy, że Google „rozumie” kontekst zapytania i oferuje odpowiednie reklamy. To potrafi od dawna. Od niedawna zaś potrafi przewidywać skutki, jakie dla użytkownika mogą stanowić jego poszukiwania. Przewiduje i oferuje stosowną reklamę… zarazem delikatnie uświadamiając użytkownika, że dorosłość to nie tylko zabawa, ale i jej efekt — obowiązki. Tylko dla dorosłych

Ile rozumie Google? Exemplum drugie

,


Pisałem niecałe dwa miesiące temu, że siła wyszukiwarki Google opera się nie tylko na olbrzymiej bazie informacji i niezłych algorytmach wyceniania, ale też na wbudowanych słownikach odmiany i „rozumieniu” potocznych wyrażeń. Niedawno wpadł mi w oko kolejny przykład, zerknijcie na ten zrzut ekranu z wyników wyszukiwania:
Saturn 5

Tak, wujek Gugl rozumie tożsamość cyfr arabskich i rzymskich. Nie jest może to osiągnięcie wybitne, bo to samo potrafi znaczna część wyszukiwarek, nawet mniej znanych, jak choćby mało znany, a doskonały Ask.com. Z drugiej strony, głośna rewelacja ostatnich tygodni, czyli microsoftowy Bing jakoś tego jeszcze nie umie.
Przy całym hałasie i mówieniu o wyszukiwaniu semantycznym warto pamiętać, że dobre wyszukiwanie to również takie pozorne błahostki.

• Wpisu o wyszukiwaniu Ile rozumie Google? część pierwsza.

Nakręć sobie Gwiezdne wojny… w garażu

, , , ...


Kto z was nie marzył kiedyś o nakręceniu filmu?

Z wyjątkowo ciekawym pomysłem kulturowego remiksu wyszedł niejaki Casey Pugh. Kto to? Nie wiem, chyba nikt nie wie i nie jest to ważne. Szary blogger i garażowy filmowiec amator wyszedł z pomysłem… nakręcenia Gwiezdnych Wojen od nowa. Garażowo, oczywiście, z udziałem tak wielu internautów, jak się tylko da. Pomysł na Star Wars Uncut jest prosty:

• SW: Nowa nadzieja zostały podzielone na kilkaset piętnastosekundowych fragmentów.
• Ochotnicy zgłaszają się i wybierają sobie fragment, który chcą nakręcić.
• Metoda dowolna, im bardziej oryginalna, tym lepiej.
• Całość zostanie zmontowana i udostępniona.


Reguły są maksymalnie minimalne, z paroma zastrzeżeniami, mającymi na celu uniknięcie sporu o prawa autorskie. Zwariowany pomysł chwycił. Dwa tygodnie temu były ledwie trzy, czy cztery nakręcone sceny, dziś jest kilkadziesiąt. Wszystkie publikowane są w serwisie filmowym Vimeo i można na bieżąco oglądać postęp prac. Podejście i techniki są przeróżne. Są sceny, gdzie R2D2 gra odkurzacz, a Wookiego łaciaty pies. Są sceny odtworzone z groteskowym humorem…



Ale są i przykłady doskonałej animacji poklatkowej z użyciem plastikowych żołnierzyków…


[/ALIGN]

Czytaj dalej…

Co ma Piłsudski do Maroka?

, , ,


Znakomita większość Czytelników, jak sądzę, posługuje się komunikatorem Gadu-Gadu, a z tych zapewne znaczna część zna taką usługę jak Infobot. Dla tych, którzy nie znają, wyjaśniam: pod numerem 3217426 kryje się automat, który potrafi odpowiadać na różne pytania. Na przykład na żądanie sprawdza słowa w słownikach, tłumaczy na kilka języków, sprawdza prognozę pogody, czy podaje program telewizyjny. Przykładowo pisząc mu:
wiki [żądane hasło]
otrzymamy w odpowiedzi żądane hasło z Wikipedii, bez konieczności wchodzenia na stronę. Co prawda raczej rzadko tej funkcji używałem, bo dokładnie to samo potrafi moja przeglądarka: Opera, no ale bywa przydatna wielu osobom.

Dygresja: początkowo Infobota tworzył indywidualnie jeden człowiek i można było z jego usług skorzystać również poprzez sieci Tlen i Jabber. Kiedy Infobot zyskał popularność, kupiła go firma Gadu-Gadu, której natychmiast zabrakło ludzi (czasu, chęci), żeby udostępniać usługi w jakiejkolwiek sieci poza własną. Mniej więcej wtedy jakoś przestałem z usług bota korzystać. Ale to tak na marginesie.

Jestem teraz ciekaw, kto coś w Infobocie spie… Bo okazało się, że czasami odpowiedzi dawane przez niego zaskakują. Kolega Tkacz zauważył, że na hasło „Piłsudski” otrzymujemy taką oto odpowiedź:
Infobot

Ki czort? Piłsudski w starożytnym Maroku? Aż sprawdziłem Wikipedię: podaje normalnie, czyli stronę ujednoznaczniającą, z pytaniem o którego Piłsudskiego nam chodziło. A Infobot? Chwila i już wiemy, co nam daje: jeden rozdział z hasła „Historia Maroka”. Od dziś zamiast powiedzenia „co ma piernik do wiatraka” mamy nowe… „co ma Piłsudski do Maroka”.

Krótka inwestygacja dowiodła, że to nie jedyne hasło, z jakim Infobot ma problemy. Gorzej, jak ktoś nie zauważy błędu i żywcem zerżnie odpowiedź do pracy domowej…

Dmuchawiec — mutant? Czyli zagadka laika

,

Dziwny kwiat Dziwny kwiat
Jeszcze w ubiegłym roku zamieściłem w swoim albumie foto z przyrodą zdjęcie dziwnego kwiatu, podobnego do dmuchawca, ale znacznie większego i bardzo twardego. Nikt ze znajomych nie wiedział, co to jest. W tym roku, będąc na działce u rodziny znów spotkałem tę hybrydę, i to znacznie bardziej okazałą. Spójrzcie na zdjęcie obok: wygląda na nim z pozoru jak zwykły dmuchawiec.




Ale dopiero drugie zdjęcie pokazuje, jaki rozmiar osiąga to dziwo. Ręka w tle jest moja, a zaznaczam, że nie jestem krasnalem z małymi rączkami, wręcz przeciwnie, jestem osobnikiem zdecydowanie wysokim. Ten kwiat jest tak twardy, że nie tylko zdmuchnąć go nie da rady, ale przetrzymał burze i nawet ręcznie niełatwo go uszkodzić. Może ktoś wie, cóż to za cudo? Ze mnie niestety żaden botanik, a na lekcjach biologii to nawet rozróżniania drzew nas nie uczono.



Dualizm korpuskularno-falowy… ulicznego ruchu?

, , ,


Krąży taki dowcip: to zdjęcie musiało zostać zrobione dawno temu, bo jest dużo miejsc do parkowania. Tylko że to wcale nie dowcip, jak się spojrzy na zdjęcia robione ca trzydzieści, albo więcej lat temu, to rzeczywiście parkujące pojazdy są nieliczne, ujmując to delikatnie. Można by jeszcze per analogiam utworzyć jeszcze powiedzenie: to musiało być dawno temu, bo na drogach nie ma korków.
Niestety, korki drogowe bardzo lubią się tworzyć i nawet w mojej powiatowej mieścinie zdarza się, że w porze powrotów z pracy korek obejmuje całe centrum miasta i szybciej objechać je lasami naokoło, niż pchać się ulicami. Korki co gorsza tworzą się nie tylko w przypadku wypadku, ale również bez widocznego powodu.

Uliczny korek

Podstawowy powód tworzenia się takich korków jest prosty - to ogromna liczba samochodów poruszających się po drogach. Gdy jest ich zbyt dużo, nawet najmniejsze zakłócenie ruchu - np. ktoś kto jedzie zbyt wolno, zbyt blisko trzyma się poprzedzającego pojazdu lub zbyt późno ruszy spod świateł - może spowodować samoistne powstanie sztucznego zatoru. *



Naukowcy z MIT, wg magazynu WIRED, znaleźli jednak sposób, jeszcze nie na zlikwidowanie, ale na zrozumienie powstawania korków:

"Matematyka takich korków jest zadziwiająco podobna do równań opisujących falę uderzeniową rozchodzącą po eksplozji" - mówi Aslan Kasimov, wykładowca z wydziału Matematyki MIT. Dzięki tej obserwacji naukowcy byli w stanie rozwiązać równania dotyczące zasad ruch miejskiego (a właściwie - zakłóceń w nich, czyli właśnie korków) stworzone jeszcze w latach 50. […] Równania opracowane przez MIT okazały się zadziwiająco podobne do tych opisujących mechanikę płynów - dlatego też możliwe okazało się modelowanie korków w podobny sposób.


Czytaj dalej…

RetroAstronautyka

, ,

Pamiętam, jak dawno temu, jako młody chłopiec, odkryłem stare powieści fantastyczno-naukowe. S-f czytywałem namiętnie, zarażony pasją przez ojca, czytałem mnóstwo zarówno tanich czytadeł jak i najlepszych autorów polskich i rosyjskich. Nawet amerykańskich, których wydawano nieco skąpo, ale za to tylko tych naprawdę dobrych. Stare, wręcz przedpotopowe dzieła to było coś innego. I nie mówię o Julesie Verne, którego też czytywałem – on się na tyle dobrze wstrzeliwał w aktualny i przyszły stan wiedzy, że jego książki nie miały tego posmaku nierzeczywistości. Jakiego posmaku? Ano, posmaku przeterminowanego, nietrafionego przewidywania przyszłości. Choćby książki s-f z okresu międzywojennego, których akcja toczyła się pod koniec XX wieku, czy na początku XXI. Większość pomysłów była oczywiście nietrafiona, zabawna z punktu widzenia dzisiejszej wiedzy, a przez to jak nie z tego świata. Ten smaczek przyciąga wielu, dzisiejsze próby jego odtworzenia nazywa się zwykle steampunkiem.

Podobne wrażenie mam nieraz czytając, oglądając czasopisma techniczne, popularnonaukowe. Lektura starych czasopism i książek informatycznych z lat osiemdziesiątych ma cudowny posmaczek, odkrywa przed nami świat, którego już nie ma i zaskakujące nieraz diagnozy i prognozy. Nie tylko dlatego fanów retroinformatyki jest tak wielu.


Okładki Jeszcze większe odczucie nierzeczywistości miałem, kiedy od koleżanki dostałem niecodzienny prezent: trzy numery kwartalnika „Astronautyka” wydane w latach 1963 i 1964. Przypomnijmy, że – co trudno dziś ogarnąć myślą – były to czasy grubo przed tym, nim Amerykanie wylądowali na Księżycu. Kiedy to Związek Radzieckie, a nie USA przodowały w „podboju kosmosu” i biły kolejne rekordy. Kiedy dopiero mówiło się o przyszłym komercyjnym wykorzystaniu satelitów. A był to czas przeogromnej fascynacji rozwojem kosmonautyki, podbojem kosmosu, perspektywą lotu na Księżyc i rychło po tym na inne planety (szczerze w to wierzono!). Kwartalnik „Astronautyka” wydawało Polskie Towarzystwo Astronautyczne, prawdziwi pasjonaci w każdym calu i mimo siermiężnej jakości pisma, fascynuje ono. Fascynuje mieszanina marzeń i stricte fachowych artykułów. Felietony Krzysztofa Borunia (tak, tego pisarza s-f), pierwsze powiadania Janusza A. Zajdla i podobnych mu (koniecznie zawsze z podtytułem „opowiadanie fantastyczne”). Z drugiej strony referaty z konferencji naukowych: „Niektóre nie rozwiązane problemy fizjologii kosmicznej”, artykuły techniczne z wykresami, wzorami i schematami: „Rozruch silników rakietowych na ciekły materiał napędowy”. Najnowsze wieści z „frontu podboju kosmosu”, plany i projekty opisywane w czasie przyszłym, które dziś są dla nas już tylko zapomnianą prehistorią…

Czytaj dalej…

Ile rozumie Google?

,


Niedawno z dość dużym rozgłosem ruszyły dwie nowe wyszukiwarki internetowe: microsoftowy Bing (zastąpił Live Search) oraz WolframAlpha stworzony przez Stephena Wolframa. Nowe wyszukiwarki pojawiają się dość często i każda obiecuje rewolucję i pokonanie Googla. Najczęściej atutem ma być „wyszukiwanie semantyczne”, czyli z rozumieniem wpisywanego tekstu. Do tej pory wszystkie te obietnice okazały się bez pokrycia, choć kilka wyszukiwarek niemal dorównuje Google, przynajmniej w języku angielskim. Jedynie dzieła Wolframa oferuje naprawdę coś nowego, ale to dlatego, że nie jest tak naprawdę wyszukiwarką, ale „odpowiadajką”, która ma dostarczać gotowe odpowiedzi, a nie linki do stron.

Google logo Dlaczego tak się dzieje, pisałem kiedyś obszerniej w ironicznym artykule o nowych wyszukiwarkach, streszczając: Google nie śpi, tylko się po cichu udoskonala, poprawiając algorytmy, wprowadzając nowe funkcje i funkcjonalności (np. ostatnio wyszukiwanie z prezentacją tabelaryczną). A zasoby (finansowe, zaplecze techniczne, zgromadzony zasób informacji, ludzi, zaplecze różnorodnych usług) ma daleko większe niż konkurencja.

Pamiętam, jak kiedyś na stronie o demoscenie Atari pojawiła się guglowa kontekstowa reklama alkomatów. Stworzyło to okazję do dowcipów „patrzcie, Google wie, że podczas atarowskich zlotów alkohol leje się strumieniami”. Oczywiście wyjaśnienie jest proste: w słowach kluczowych strony były zwroty „zlot”, „party” itp. które oczywista kojarzone są ze spożyciem. Ale warto czasem przyjrzeć się wynikom wyszukiwania w Google, można co nieco wywnioskować o metodach. Ot, niedawno ktoś wszedł na mojego bloga szukając „dedykacje na obronę magisterki”. Zerknijmy, co wujek G mu pokazał:


dedykacje na obronę magisterki

Zwróćcie uwagę na podkreślenie, Google „rozumie”, że „magisterka” to „praca magisterska”! Sztuczna inteligencja? Niekoniecznie, efekt jest efektowny, ale można go w miarę prosto osiągnąć. Od dawna Google „zna” odmianę słów, poprawia też błędy ortograficzne i literówki. Wniosek taki, że ma wbudowany słownik odmiany wyrazów oraz słownik ortograficzny. Jak widać z powyższego, posiada też jakiś słownik synonimów. Może powiązania są wprowadzane ręcznie, ale może też tworzy sobie takie automatycznie. Jak? Na przykład analizując „anchory”, czyli tekst w linkach. Jeśli do tej samej strony często powtarzają się linki ze słowem „magisterka” i „praca magisterska”, to automat może to uznać za synonim (tak samo może sobie przecież budować słownik odmiany wyrazów!). Mógłby ktoś się pewnie pokusić o eksperyment, czy udałoby się „wkodować” wyszukiwarce jakiś synonim tą metodą.

Powyższy przykład pokazuje też, dlaczego tak trudno przebić tę wyszukiwarkę. Stworzenie odpowiednich słowników dla wszystkich (lub większości) języków to olbrzymie nakłady i mniejsi konkurenci mogą po prostu nie mieć środków. A dochodzi jeszcze pewnie wiele podobnych sztuczek, sposobów i tajników, które tworzą inżynierowie firmy z Montain View.

• Rozważań część dalsza, czyli Ile rozumie Google? Exemplum drugie.