My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Zasubskrybuj kanał RSS

Posty oznaczone tagiem "wideo"

Kto mieczem wojuje… ten nie wygra

, , ,


Kto mieczem wojuje, od kuli ginie.



[/ALIGN]

• Podobne przysłowia: o mieczu, też o mieczu.

Islam domaga się szacunku

,


-—•••—-
…długo byłem zwolennikiem dogadywania się i współżycia z kulturą islamu. Nawet po wydarzeniach 9-11 uważałem, że nie można winić całych religii i narodów za czyny grupki fanatyków. Zmieniłem zdanie w jednej chwili.

Po publikacji słynnych karykatur w duńskim czasopiśmie zrozumiałem, że nie ma porozumienia, nie ma wspólnych obszarów, różnice w mentalności są zbyt wielkie.

Reakcje prasowe

Że duński islamski duchowny, uchodzący w Danii za umiarkowanego i pokojowego człowieka podjudzał arabskie rządy i tłumy do aktów agresji, preparując fakty i świadcząc oczywistą nieprawdę — dowiedziałem się już o wiele później i tylko mnie to utwierdziło w smutnej konstatacji. Przejrzałem na oczy nieco wcześniej…
[/ALIGN]

Czytaj dalej…

„Crayon Physics Deluxe” — płać ile uważasz i graj legalnie

, , ,


O grze w „kredkową fizykę” pisałem w marcu. To innowacyjna, cudowna gra, polegająca na kreowaniu, rysowaniu świata, tworzeniu elementów, które doprowadzą namalowaną piłeczkę w namalowanym świecie do celu. Wszystkie namazane kredką obiekty natychmiast zyskują prawdziwe właściwości fizyczne: masę, ciężkość, tarcie… Szalenie przypomina to starą, dobrą kreskówkę „Zaczarowany ołówek”. Polecam cały wpis o grze „Crayon Physics”, gdzie rozwodziłem się szerzej o tej i podobnych grach i zaprezentowałem filmik z gry.

Crayon Physics

Dziś wracam do tematu, bo z okazji pierwszych urodzin gry jej autor zorganizował niecodzienną promocję: można kupić pełną wersję gry „Crayon Physics Deluxe” płacąc tyle, ile się uważa. Tak, każda suma może być, od jednego centa po… ile dla was będzie gra warta. Dotychczasowa cena wynosiła 20 dolarów, więc jeśli ktoś posiada PayPala (jedyny niestety kanał zakupu), naprawdę zachęcam. Promocja trwa tylko do 15 stycznia. Ach, jak zauważył Kościak, u którego zauważyłem notkę o promocji, 30 centów wynosi opłata za PayPal, wypada więc wpłacić chociaż nieco więcej.

Na zachętę prezentuję film z co bardziej odjechanymi sztuczkami w „Crayon Physics Deluxe” (polecam jednak najpierw obejrzeć wersję prostszą, żeby się nie przestraszyć).


[/ALIGN]

Czytaj dalej…

Skąd się w ogóle wzięli imć „królowie”?

, , ,


Politycy z zapamiętaniem kruszą kopie o święto poświęcone (o matko, jakie masło maślane) biblijnym trzem królom… Pewnie dlatego, że to łatwiejsze, niż zakasać rękawy i zabrać się do pożytecznej roboty. Ale może w takim razie warto się przyjrzeć, skąd się ci królowie wzięli?

Z narosłej wokół nich legendy wygląda bardzo konkretny obraz i można by się spodziewać, że ma on swoje źródło w ewangeliach. A tu guzik. Marek, Mateusz i Łukasz nie piszą o nich ani słowa. Krótka wzmianka pojawia się tylko u Mateusza. Tyle, że u niego to wcale nie są królowie, a mędrcy bądź magowie (zapewne astrolodzy, skoro wędrowali za gwiazdą). Nie ma też u Mateusza wzmianki, jak się oni nazywali. Zatem i malowane im na ikonografii korony, i imiona, i różne kolory twarzy są w zasadzie radosną twórczością wieków późniejszych. Ale skąd się wzięły?

Otóż według badań, wszystkie opowieści o dzieciństwie Jezusa pochodzą ze zbioru perskich i buddyjskich (sic!) podań i legend, powstałych przed V wiekiem. Stąd właśnie czerpali inspiracje autorzy apokryfów, stąd mędrcy stali się Persami, a do około VIII wieku awansowali na królów. Żeby było zabawniej, to bardzo długo nawet ich liczba nie była stała, bo na różnych wizerunkach wahała się od dwóch do nawet dwunastu. Na ich perski rodowód zapewne wziął się z wpływu perskiego zaratusztrianizmu na judaizm, zaś bezpośrednią inspiracją sceny przywożenia darów mogła być wizyta króla Armenii, Tyrydatesa, który w roku 66 złożył bogate dary Neronowi. Ewangelia zaś Mateusza powstała akurat nieco później, bo około roku 80.

Tak to z legend, niedopowiedzeń, przeinaczeń, wzięła się zaciekła walka prezydenta Kropiwnickiego et consortes o dodatkowy dzień wolny od pracy i nudy na sejmowej sali.

Czytaj dalej…

Zespół starych klamotów, czyli muzyka mechaniczna

, , , ...


Michael Vorfeld gra melodyjki na żarówkach. Nie, wcale nie w ten sposób, jaki podsuwa nam wyobraźnia, nie używa żarówek jako „cymbałków”, jak można by pomyśleć. Zmusza żarówki do wydawania dźwięków po prostu włączając je i wyłączając. Mało kto w ogóle zwraca uwagę, że żarówki wydają jakiś cichy odgłosik przy włączaniu, a żeby jeszcze zrobić z tego muzykę? Ten pan na to wpadł, tworząc szczególny spektakl dźwiękowo-wizualny, w którym światło rodzi się naprawdę razem z muzyką.



Pierwszy raz z mechamuzyką (jest na to jakiś polski termin?) zetknąłem się podczas pracy i zabawy z komputerami ośmiobitowymi. Kolega Tkacz był posiadaczem Commodore 64 i razu pewnego zademonstrował mi program, który potrafił odgrywać muzykę… przy pomocy stacji dysków. Stacja wybrzękiwała i wystukiwała melodię całkiem wyraźnie przy pomocy głowicy i silniczka krokowego. Niestety, po kilku koncertach stwierdziła, że muzykowanie woli bardziej i odmówiła swojej codziennej pracy, czyli czytania i zapisywania dyskietek…
[/ALIGN]

Czytaj dalej…

Rany julek, nic się nie dzieje

, , , ...


Poranny dziennik rozpoczyna się relacją na gorąco z różnych zakątków kraju. Widzowie razem z prezenterem emocjonują się, gdzie na drogi wyjechały piaskarki, a gdzie nie. Kierowcy z przejęciem wypowiadają się do kamery, opowiadając historie niesamowite, jak to samochód nie mógł odpalić. Nad drogami krąży helikopter, wypowiadają się eksperci. Co się dzieje, co się dzieje?

Stan klęski, zima stulecia? Nie, zaatakował mrozik —3ºC i naprószyło pół centymetra śniegu. I żaden polityk akurat nie zrobił z siebie głupca i nie ma o czym mówić. O bogowie, zlitujcie się i dajcie tym dziennikarzynom jakiegoś newsa oraz oleum w głowie, bo telewizje informacyjne ostatnio zaczynają wyglądać jak w tym starym skeczu kabaretowym:


[/ALIGN]

Czytaj dalej…

Świąteczna cenzura, czyli dyktat niedouków

, , , ...


Jedna tylko rzecz jest gorsza od cenzury — cenzura sprawowana przez głupich i złośliwych. Tak właśnie najdelikatniej określić potrafię KRRiT, która wypatrzyła obrazę uczuć religijnych w przeróbce słów staropolskiej pieśni i zablokowała świąteczną reklamę znanego napoju. Logiki, sensu w tym ani za grosz. Zostaje głupota (którą zauważył również Bogdan Miś) i nikczemna złośliwość.

Kiedy w reklamach kręconych przez niedouków aktorzy mówią niepoprawnie i niegramatycznie, niszcząc nasz rodzimy język, kiedy równie kaleczą język polski prezenterzy największych programów radia i telewizji — Krajowa Rada Radiofoni i Telewizji nie dostrzega problemu i powodu do interwencji. Mimo że język to najcenniejsza dla narodu rzecz, mimo że istnieją konkretne prawne regulacje, mające na celu jego ochronę.

Powodem zaś do nałożenia cenzury jest wyjątkowa pomysłowość, jaką zaprezentowali pomysłodawcy reklamy, niezwykłe wyczucie języka, które zawsze doceniałem i szanowałem. „Hoop Colę daj” jest fenomenalnym w swej oczywistości pomysłem. Widać dobre agencje reklamowe dysponują lepszymi znawcami i miłośnikami ojczystego języka, niż składająca się z fanatycznych „patryjotów” rada, pasożytująca na budżetowych pieniądzach, przechowalnia stołeczków dla partyjnych kolesiów.

Dlatego dziś, w ramach protestu przeciw cenzurze, rzucam wyzwanie KRRiT — oto mój policzek dla tych kolesiów. Ciekawym co oni na to. Spróbujcie mnie zablokować, panowie o dwie sigmy w dół od średniej populacyjnej dla IQ. Oraz oryginalna, nieocenzurowana reklama HOOP Coli. Nie dajmy się głupkom. Zachęcam do rozpowszechniania.

Gloria, in excelsis Daewoo



[/ALIGN]

Last Galaxy Hero, czyli Space Invaders po liftingu

, , ,


Odgrzewane kotlety to bombowy interes, jak to już pisałem o remake'ach, miałem oczywiście na myśli głównie rimejki gier, ale i w innych dziedzinach kultury i rozrywki jest podobnie: czy to w filmie, czy literaturze.

Ostatni podany przeze mnie przykład, Azangara czyli remake gry Montezuma's Revenge to przykład pięknego podrasowania ośmiobitowej grafiki do trójwymiaru przy zachowaniu płaskości rozgrywki. Dziś zaprezentujemy inne podejście. Last Galaxy Hero oparto na przeklasycznej grze Space Invaders, ale przeniesiono ją w trójwymiar całkowicie.

Space Ivaders Nowa oprawa graficzna i dźwiękowa nie zmieniła sensu gry: jeździmy działkiem laserowym prawo-lewo (a także góra-dół, w końcu to trójwymiar), zestrzeliwując szeregi coraz groźniejszych pojazdów Obcych. Są oczywiście nowe elementy: wypadające bonusy (lepsze działa, opancerzenie, punkty, osłony, droidy naprawcze), naloty bombowe, które najlepiej przeczekać… i to w sumie wszystkie urozmaicenia. Szeregi obcych nadciągają i mamy ich nie przepuścić. Strzelają, poruszają się na boki, trzeba albo przewidywać ich ruch, albo wykorzystywać chwile bezruchu, kiedy to oni nas ostrzeliwują. Z każdym poziomem ich ruch staje się coraz bardziej nieprzewidywalny, strzały celniejsze, pancerze twardsze, liczba większa. Na końcu każdej planety nieodzowny boss, czyli megatwardziel. I zaczynamy od nowa, w innej scenerii.

Last Galaxy Hero

Czyli całe, nieśmiertelne Space Invaders. I tak samo wciąga, wszelkie nowości zachowały charakter gry. A, wspomniałem piękne wybuchy i rozpadające się statki? To lubię. Cała gra ma przy okazji coś z nieuchwytnego klimatu Gwiezdnych Wojen – dyskretna muzyka, dźwięk laserów, wybuchy, sceneria przypominająca inwazję na Hoth.

Przepraszam za kiepską jakość filmu, z braku laku nagrywałem aparatem foto
W rzeczywistości pojazdy obcych są wyraźne i szczegółowe

[/ALIGN]

Podsumowując: bez fajerwerków – ale ich ma nie być, to w końcu casual gaming – ale rzetelna robota. Proste, wciągające, relaksujące. Taka jest większość gier Realore. Gra kosztuje parę dolarów, ja ją mam za friko z ukochanego Game Giveaway of the Day – lubią powtarzać oferty, warto więc zerkać.

Miłośnikom gier, z zwłaszcza historii gier, polecam historię powstania gry Space Invaders, bardzo ciekawa opowieść z czasów scalaka łupanego.

I zabawnie szczerzy kły, choć nie bywa nigdy zły

,


Zirytować dobrodusznego husky mojego brata jest nadzwyczaj trudno. Warczy tylko, choć bez przekonania, jak mu brat „urywa” łapy, albo próbuje użyć w charakterze poduszki. Ale ja już na przykład mogę go sobie podłożyć pod głowę.



Chciałem dorzucić więcej zdjęć do galerii, ale gdzieś mi wcięło ostatnie serie fotek. Tak więc galeria z Borysem wiele nie przytyła, ale coś tam jak zawsze jest.
[/ALIGN]

Więcej w temacie:
Galeria zdjęć z rosnącym Borysem. Polecam!
Mój pierwszy wpis i filmik z Borysem w roli głównej.
Ostatni wpis z okazji pierwszych urodzin Borysa.
Borus wcina kąski, czyli prawie na żywo.