My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Zasubskrybuj kanał RSS

Posty oznaczone tagiem "ciekawostki"

Stan łez, stan śmiechu

, , , ...


Wojciech Jaruzelski               Wiersz o stanie wojennym… (fragment)

Ojczyzna nasza
znalazła się
nad przepaścią.
Dorobek wielu pokoleń,
wzniesiony z popiołów polski dom
ulega ruinie.
Przez każdy zakład pracy,
przez wiele polskich domów,
przebiegają linie bolesnych podziałów…


Śmiech i satyra zawsze były bronią słabszych, poniżanych i uciskanych. Bronią, przed którą nie ma skutecznej tarczy, bronią, której bały się najwięksi i najsilniejsi tyrani. Przemoc rodzi się z głupoty, a głupota to nieodłączne, mnożące się absurdy. Tak oto sami oprawcy są zwykle twórcami amunicji, z której potem obrywają.

Mówi się, że Polska miała opinię najweselszego baraku w obozie komunistycznym. Zgodnie z oficjalną linią tego bloga i moim życiowym credo, niezłomnie wierzę, że właśnie ta cecha była tą, która pozwoliła nam jako pierwszym wyzwolić się z narzuconego reżimu. Niech żyje śmiech, niech żyje kpina, wyśmiejmy wrogów naszych, bracia!



Oto jak w ponurej, więziennej rzeczywistości radzili sobie ludzie internowani w stanie wojennym:

Nieodłączną cechą wszystkich zamkniętych zbiorowości ludzkich jest wzrost poczucia humoru. Również internowani, mimo ogólnie przygnębiającej atmosfery, robili sobie i „klawiszom” różne kawały. Pozwalały im one przetrwać, zabić czas i nudę. Pozwalały przez chwilę zapomnieć, gdzie są i co robią. Oto niektóre z żartów wspominanych przez internowanych:

[…] „Komendant tutejszego ośrodka poinformował mnie, iż gdybym chciał zająć się jakąkolwiek formą twórczości literackiej - wspomina Antoni Pawlak - muszę w tym celu uzyskać zgodę «organu dysponującego». W związku z powyższym zwracam się z prośbą o pozwolenie napisania wiersza. Przewidywana tematyka utworu - tęsknota za kobietą. Myśl przewodnią planowanego utworu można streścić w następujący sposób - złą rzeczą jest rozłąka. W chwili obecnej trudno mi określić rodzaj metaforyki oraz metrum wiersza. Mogę przypuszczać, że wiersz skomponowany zostanie na zasadach tzw. czwartego systemu peiperowskiego z zachowaniem niektórych regularności informacyjno-syntaktycznych. Z góry dziękuję za pozytywne załatwienie podania”.

Krzysztof Kolęda, „Klawisze i złodzieje”, strona 109, 110
Książka o internowanych w stanie wojennym
[/QUOTE]

Za podrzucenie książki dziękuję Kazowi.
[/ALIGN]

Klimat na AGD

, ,


Z cyklu: stare polskie komiksy komentują współczesne wydarzenia

Orient Man i Eskimos
Bunt Eskimosów. Żądają zamrażarek

Na szczycie klimatycznym w Kopenhadze głos zabrali Eskimosi. Zmiany wywołane globalnym ociepleniem zmieniają warunki życia - mówiła jedna z ich liderek. Wśród żądań... fundusze na nowe zamrażarki.
- Społeczności Eskimosów potrzebują środków na przystosowanie się do zmian klimatycznych w Arktyce, w tym na wspólne zamrażarki do przechowywania mięsa, ponieważ globalne ocieplenie skróciło okres polowań - oświadczyła Violet Ford, członkini Inuit Circumpolar Council (ICC).

(za tvn24.pl)[/QUOTE]

O tempora… Drzewiej Eskimosom psuły się kaloryfery, dziś psuje się mięso, jak nie mają zamrażarek. Szkoda, że Tadeusz Baranowski już nie tworzy komiksów, ciekaw jestem, co na ten temat miałby do powiedzenia dziś.
[/ALIGN]

Wiktoriańscy nieumarli dżentelmeni

, ,

Jane Austen i Ben H. Winters — „Rozważna i romantyczna oraz morskie potwory”
Recenzja Johna Groomsa


Okładka Jeśli myśleliście, że sama idea książki „Duma i uprzedzenie oraz zombie” jest niedorzeczna, pomińcie może tę recenzję; a skoro już czytacie, to… zaciśnijcie pośladki. No dobrze, selekcja zakończona. „Duma i uprzedzenie oraz zombie”, z gnijącą austenopodobną kobietą na okładce oraz, cóż, powalającym tytułem, wzięła wielu czytelników z zaskoczenia. Najbardziej zaskakuje jednak to, jak dobrze poradził sobie współautor Austen – Ben H. Winters, z tym całym parodystycznym miksem literackim. Mieszając dwa całkowicie odmienne przemysły literackie — Jane Austen (czy raczej austenowskie nawiązania i fanfiki) oraz motyw zombich, Winters pokazał, że to woda na jego młyn. Życie bohaterów zostało przewrócone do góry nogami przez zombich, ale nieumarli zostali tak umiejętnie wpleceni w historię – a postacie z Austen w wersji Wintera tak komicznie martwe pośrodku terroru – że już po chwili zapominało się, jak kompletnie pokręcona jest to książka.

Mały przykład, jak to działało. Oto pierwszy akapit z oryginalnej „Rozważnej i romantycznej”:

Rodzina państwa Dashwood osiadła była w hrabstwie Sussex od dawna. Ich posiadłość była okazałą, a rezydencja mieściła się w samym środku ich ziem w Norland Park, gdzie, od wielu pokoleń żyli statecznie i dostojnie, ciesząc się dobrą opinią i ogólnym szacunkiem okolicznej społeczności.



Oto zaś początek „Rozważnej i romantycznej oraz morskich potworów”:

Rodzina państwa Dashwood osiadła była w hrabstwie Sussex jeszcze przez Przemianą, kiedy to wody świata nabrzmiały zimnem i nienawiścią do synów człowieczych, a ciemność przeniosła się w otchłanie.




Winter znów bierze opowieść Austen i stawia ją na głowie, przewracając stateczny, stabilny świat Anglii czasów Regencji z pomocą wielkich, mackowatych potworów z głębin. Udaremnia wysiłki bohaterów którzy chcą po prostu wieść zwyczajne, szanowane życie i romansować zgodnie z tradycją. Olbrzymie martwe homary przerywają publiczne zgromadzenie i rozpraszają krzyczących wniebogłosy gości tylko po to, by ci rychło powrócili do swoich zwyczajnych i statecznych konwersacji — scena zaiste bezcenna; by nie wspomnieć komicznego hołdu dla kojących właściwości banału. Może jesteśmy staromodni i ogólnie niezorientowani – zdają się mówić postacie Austen – ale tak nam się żyć podoba i nie pozwolimy, żeby jakieś tam paskudne stwory zrujnowały nasz styl bycia.

Wiele rzeczy można polubić w „Rozważnej i romantycznej oraz morskich potworach”, nie tylko to ciągłe oszałamianie groteskowością morskich potworów wyskakujących niechybnie w krytycznych momentach i delikatnych sytuacjach. A nie wspomniałem jeszcze, że Marianna (dla nieczytelników: Kate Winslet w filmie) musi zdecydować, czy poślubić pana Willoughby'ego, czy raczej wstrętnego (ale bogatego) pułkownika Brandona, który jest w połowie żołnierzem, a w połowie czymś ośmiornicopodobnym.

Niestety, płynnym przejściom w „Dumie i uprzedzeniu oraz zombie” trudno było dorównać w tej kontynuacji, jak choćby kluczowemu dla osiągniętego sukcesu zespoleniu potworności i codziennego życia. Przyznać muszę, że trudno sprawić, aby wyłaniająca się z jeziora wielka ośmiornica mordująca kochanków na plaży wydawała się zjawiskiem typowym. Mimo to wydana po „Dumie i uprzedzeniu oraz zombie”, gdzie obecność zombie wydawała się omalże rutyną i typowością, „Rozważna i romantyczna oraz morskie potwory” wydaje się miejscami sklecona na siłę, co trochę rozczarowuje.

Przy okazji, jeśli lubicie ten rodzaj literackich wygłupów, w księgarniach możecie znaleźć między innymi: „Pan Darcy, wampir”, „Żądza wampira Darcy”, „Huckleberry Finn i Jim Zombie”, „Wojna światów: krew, trzewia i zombie”.

John Grooms »»
Tłumaczenie recenzji i fragmentów prozy: Jurgi
dla serwisu JaneAusten.pl

[/ALIGN]

Czytaj dalej…

Ericsson kopiuje z Harrisona

, , , ...


Firma Ericsson zaprezentowała niedawno futurystyczną koncepcję komputera w roku 2020. Pokazany na targach Taiwan Broadband prototyp (a w zasadzie raczej jego zalążek), to niewielki moduł, który oprócz komputera ma zawierać dwa projektory: jeden wyświetla ekran na ścianie, drugi klawiaturę na blacie stołu. W tej chwili toto jest rozmiaru niewielkiej butelki z napojem, ale już trwają prace nas wersją bardziej kieszonkową. »»

Ericsson Spider Computer

Oczywiście, to w sumie nic nowego. Klawiatura wyświetlana na blacie to gadżet, który jest normalnie do kupienia w sklepach (choć drogi i mało praktyczny), mikroprojektory też już są na rynku, montowane w jeszcze mniejszych urządzeniach, bo w telefonach komórkowych. W sumie więc ten „nowatorski” koncept inżynierów Ericssona to tylko zlepek istniejących technologii, w dodatku niezbyt imponujący, nawet na filmie z pokazu nie widać, żeby to robiło cokolwiek poza samym wyświetlaniem. Pokazywana mniejsza wersja na pajęczych nóżkach to atrapa, a film jest nudny jak flaki z olejem, zawiera jedynie ględzenie zza kadru.



Ale nie dlatego wspominam. Jeszcze dziesięć lat temu niemożliwe wydawałoby się wpakowanie komputera z projektorem do urządzenia wielkości paczki papierosów. A dziś — proszę bardzo, bo przecież taki mniej więcej rozmiar mają komórki.
A ja o takim pomyśle czytałem już wiele lat temu! Gdzie? Oczywiście, w powieści science-fiction. Mało znana trylogia „Ku gwiazdom”, jaką napisał znacznie bardziej znany Harry Harrison, zawiera opis czegoś bardzo podobnego. Oto fragment rozdziału czwartego trzeciej części, napisanej w roku 1987:

Najważniejszą rzeczą, którą udało się zatrzymać więźniom, był mikrokomputer. Była to właściwie zabaweczka, niewątpliwie otrzymana od kogoś w podarunku. Strażnicy przeoczyli go, ponieważ z wyglądu przypominał sztukę biżuterii w kształcie wiszącego na złotym łańcuszku czerwonego serca, z wygrawerowaną po jednej stronie literą "J". Należało jedynie położyć wisiorek na płaskiej powierzchni i nacisnąć literę, by przed operatorem pojawił się pełny hologram klawiatury. Pomimo braku wrażenia realności był to jednak najprawdziwszy komputer, dzięki wbudowanej jednostce pamięci molekularnej zbliżony pojemnością do zwykłych komputerów osobistych.



Nie ma wprawdzie ani słowa o ekranie, ale można się domyślić, że też jest w podobny sposób wyświetlany, przynajmniej, czytając tę powieść jako dziecko, tak właśnie sobie to wyobrażałem. Pomyśleć: gdyby Harry Harrison opatentował ten pomysł, dziś pewnie ściągałby za to niezłe pieniądze.
[/ALIGN]

Dla leniwych graczy

, ,


Wiele osób z sentymentem wspomina dawne gry, mówiąc, że „kiedyś grało się lepiej”»». Może i coś w tym jest, coś więcej niż sentymentalizm, ale rozwój gier dał nam przynajmniej dwie rzeczy, których jako gracze nie mieliśmy w latach osiemdziesiątych: o wiele bardziej rozbudowane światy i złożone rozrywki, oraz gry wieloosobowe. No, może nie tak do końca nie mieliśmy: była przecież Ultima (choć to raczej wyjątek), były gry na dwie osoby (ale już raczej nie na więcej).

Dzisiejsze gry, zwłaszcza MMORPG, są bez porównania bardziej skomplikowane i wciągające, dają możliwość rozwijania swojej postaci – swojego awatara w świecie gry niemal jak rzeczywistej osoby, a interakcja z innymi postaciami, zarówno sztucznymi jak i rzeczywistymi graczami z całego świata, podnosi stopień złożoności i fascynacji na jeszcze wyższy poziom.

Ma to jeden wielki minus: w przeciwieństwie do takich niezobowiązujących gier jak Space Invaders, czy Montezuma's Revenge, trudno cokolwiek osiągnąć, grając pół godziny po obiedzie dla relaksu. O nie, współczesne gry wymagają niemal tyle uwagi i poświęcenia, co prawdziwe życie. Niejednokrotnie trudno znaleźć czas, czy cierpliwość na rozwiązywanie kolejnych zagadek, zabijanie kolejnych potworów, czy osiąganie kolejnych poziomów umiejętności. O zdobywaniu wirtualnej waluty już nie mówiąc. A przecież rywalizacja z innymi graczami – prawdziwymi – i ambicja naciskają na osiąganie sukcesów.

Stąd i wiele narzekań. Czy to jest WoW z milionami ludzi grającymi jednocześnie, czy The Mana World, gdzie liczna graczy online nie przekracza dwustu, pojawiają się narzekania: że za trudno, że zbroi nie da się kupić, tylko trzeba wykonać misję, jak można kupić, to drogo…
Sprytniejsi próbują iść na skróty. Jedni kupują gotowe postacie, lub wirtualne przedmioty za prawdziwą gotówkę… Inni próbując sobie „tylko” ułatwić życie, uciekają się do pomocy wszelkich programów automatyzujących granie, skryptów, botów i podobnych. Niestety dla nich „botting”, czyli granie „na automatach” jest co najmniej niemile widziane w większości gier online, a najczęściej surowo karane, nawet dożywotnim wykluczeniem. I co teraz?

Czytaj dalej…

Nadchodzą czasy awangardowych poetów

, , , ...

Unia Europejska przeznacza miliony euro na rozwój programu o nazwie Project Indect. W jego ramach w ciągu pięciu lat ma powstać oprogramowanie komputerowe, które będzie monitorowało Internet i podłączone doń komputery w poszukiwaniu zagrożeń, nienormalnych zachowań i aktów przemocy. […]
Zadania takie mają być realizowane poprzez "skonstruowanie programów przeznaczonych do ciągłego i automatycznego monitorowania zasobów publicznych takich jak witryny internetowe, fora dyskusyjne, grupy usenetowe, serwery plików, sieci P2P oraz indywidualnych komputerów, a także skonstruowanie bazujących na Internecie aktywnych i pasywnych systemów zbierania informacji.



Automatyczne kontrolowanie słowa pisanego to dla zwolenników inwigilacji jeszcze za mało. Przecież ludzie także rozmawiają, komunikują się w inny sposób, poruszają się… ale i na to znajdzie się rada:

Na tym jednak nie kończą się prace nad systemami monitorującymi. Inny projekt o nazwie Adabts (Automatic Detection of Abnormal Behaviour and Threats in crowded Spaces), w który zaangażowane są firmy ze Szwecji, brytyjskie Home Office oraz BAE Systems, zakłada stworzenie narzędzi do wykrywania podejrzanego zachowania w miejscach monitorowanych przez kamery. Ma ono analizować ton głosu osób przebywających np. na ulicy, mowę ich ciał czy umożliwić śledzenie w tłumie wybranej osoby. »»»



Nihili novi… Wygląda na to, że realizuje się koszmarna wizja społeczeństwa monitorowanego absolutnie przez system komputerowy, jaką stworzył polski pisarz Janusz A. Zajdel w powieści „Paradyzja”. Wszechobecne kamery i mikrofony, obowiązkowe identyfikatory radiowe w postaci obrączki, których nie można zdjąć. Rejestrowanie i automatyczne analizowanie wszystkich zachowań i słów. Zajdel pisał to jako metaforę systemu totalitarnego, a realizuje się to w świecie (ponoć) wolnym:

Nietrudno odgadnąć, co nurtuje cię najbardziej, przeciwko czemu buntuje się twoja natura Ziemianina! […] Sądzisz zapewne — powiedział — że z tych słów i gestów, które rejestruje Centrala, trudno stworzyć prawdziwy obraz nastrojów społeczeństwa. Po części masz rację. […] To rzeczywiście trudny problem, ale zapewniam cię, że Centrala ma i na to sposoby. System Zabezpieczeń nie jest skostniały w swej strukturze i metodach; on ustawicznie ewoluuje, rozwija się, ulepsza! […]
Myśli człowieka są sferą, do której najtrudniej dotrzeć, a tam przecież rodzą się treści wypowiedzi i zamiary działań. Myśli ludzkie kryć mogą w sobie istotne elementy zagrożenia publicznego. Człowiek, pozostawiony z własnymi myślami, bez moralnego i naukowego wsparcia, wątpi, docieka, roztrząsa dziwaczne i niebezpieczne pomysły... […]

Nie mogąc zbadać bezpośrednio procesów myślowych, Centrala musi z możliwie największą precyzją rejestrować idące za myślą słowa i czyny ludzkie. Słowa są bardzo dobrym wskaźnikiem stanu myśli. Niewinny na pozór dialog dwóch osób może — po dokładniejszej analizie — okazać się rozmowa spiskujących dywersantów. Rejestrując i badając treść rozmów, Centrala wyławia z nich wszelkie niejasne sformułowania czy wręcz treści jednoznacznie niebezpieczne. Niejasności są interpretowane, rozszyfrowywane i odpowiednio oceniane. Człowiek, który je wypowiada, staje się obiektem podejrzeń. […] Centrala zresztą identyfikuje nie tylko osobników o podejrzanych zamiarach, lecz także tych, którzy treścią głoszonych poglądów przyczyniają się do zwiększenia naszego wspólnego bezpieczeństwa. Jednym słowem, Centrala słucha naszych rozmów, obserwuje nasze gesty, nasze czyny i zachowania, by nieustannie oceniać stan ludzkich umysłów. Ta ogromna ilość informacji napływająca bez przerwy do Centrali za pośrednictwem sieci mikrofonów i kamer, jest na bieżąco analizowana. Uzyskane w ten sposób dane służą do oceny każdego obywatela z osobna, a także do kontroli ogólnego stanu bezpieczeństwa. Żaden spisek, żaden zbrodniczy zamysł czy szaleńcze urojenie, mogące zaszkodzić planecie, nie może ujść uwagi Centrali — jeśli z nieprzeniknionej sfery myśli ludzkiej przechodzi w fazę słów lub czynów... Ten złożony system zabezpieczeń funkcjonuje z niezwykłą precyzją, bo pozbawiony jest pierwiastka subiektywizmu. Komputerowa analiza pozwala przetworzyć i zbadać tak ogromną liczbę danych, że nie zdarza się przeoczenie czegoś istotnego.



Wszakże to nie wszystko i nie jedyne analogie…

Czytaj dalej…

Moralność słupków, czyli zbrodnia i kara

, ,


Queen of Britain Kiedyś zasłyszałem taką oto, ponoć autentyczną, historię. Był razu pewnego, w dwudziestowiecznej Anglii, nastoletni chłopiec, który usiłował dokonać zamachu na królową. Nie udało mu się. Wstrząśnięci takim świętokradztwem Anglicy pytali: czemu? Jak bez oporów i skruchy wyjawił już na pierwszym przesłuchaniu, pragnął zostać sławnym i trafić do podręczników historii jako zabójca królowej. Działał metodycznie, z przekonaniem, że nawet jeśli mu się nie uda, jego imię i tak zostanie unieśmiertelnione.
Oburzenie opinii publicznej było przeogromne. Takoż przerażenie motywacją chłopaka. Postanowiono nie dać mu tej satysfakcji, na prośbę sądu i polityków całkowicie przemilczano nie tylko jego nazwisko, ale i imię i wszelkie dane, mogące posłużyć identyfikacji. Wszystkie media, telewizje, radia i gazety – nawet te najbardziej brukowe – solidarnie okryły proces i skazanego milczeniem. Podły plan poniósł fiasko. Solidarnie skazano go na chyba najgorszą dla niego karę: zapomnienie i wymazanie ze społecznej świadomości. Tak skutecznie, że dziś nawet sama ta historia jest niemal nieznana.

Nie wiem, czy to prawda, czy nieprawda (nie udało mi się znaleźć w internecie żadnych materiałów, co może być argumentem i za, i przeciw). Ale spokojnie mogę sobie wyobrazić, że zdarzyło się to naprawdę.

I tak samo, jeśli nie bardziej, jestem pewien, że w Polsce taka solidarna, szlachetna postawa nie byłaby możliwa. Tak, nie mamy królowej, ale możemy sobie podstawić inną narodową świętość: papieża Jana Pawła II. Skala, myślę, odpowiednia. Jak postąpiono by u nas? Obserwując to, co dzieje się w kraju, mogę sobie wyobrazić…

Telewizje i gazety rzuciły by się jak sępy na taki skandal, nie bacząc na intencje, skutki i moralność. W dążeniu do podwyższenia sobie słupków oglądalności i poczytności zrobiono by z rzezimieszka gwiazdę mediów. Rychło, przy pierwszej możliwej okazji nie tylko zrobiono by z nim wywiad – rzekę, ale zaproszono do talk-show. Pokazano by w TV nie tylko jego, ale i kolegów, rodziców, babcię, a nawet psa. W ciepełku afery grzaliby się politycy – stróże prawa i moralności, z lubością grzmiąc i pouczając, byle tylko pokazać się na ekranie. Wspólnym solidarnym acz plugawym wysiłkiem hieny zapewniłyby gadowi łaknioną nieśmiertelność. A przynajmniej sławę.

Bezimienny, żądny złej sławy zamachowiec rozminął się z czasem i miejscem na swoje świętokradztwo. A może nie. A może to polskie media i polscy politycy z czymś się rozmijają.

Z polskiego na nasze: Google Translate nie tylko tłumaczy ale i objaśnia

, ,


Użytkownicy lubią usługi Google za ich synergię — łączenie różnych możliwości w jedną całość. Dla przykładu ich automatyczny tłumacz stanowi nie tylko osobny serwis, ale i dodatkową funkcję w skrzynce e-mailowej, albumie ze zdjęciami, i tak dalej.

Od niedawna Google Translate oferuje nie tylko tłumaczenie pomiędzy różnymi językami, ale również objaśnianie wpisów w rodzimym języku, które mogłyby się komuś wydawać niezrozumiałe. To popularne tłumaczenie „z polskiego na nasze” i — mam nadzieję — w drugą stronę z pewnością pozwoli lepiej porozumiewać się z naszymi ziomami bliźnimi.

Google Translate w Picasa Albums

Paszczowo

, , , ...


Pod poprzednim moim wpisem na temat sztuki (trochę pretekstowym, bo chciałem bardziej po prostu pokazać występ, który mi się spodobał, niż wdawać się w poważne debaty) kolega Tkacz zamieścił trafny komentarz cytując definicję sztuki z kultowego filmu Rejs. Przypomnijmy, że wg niej sztuka:

...może powstać jako synteza różnorodnych sprzecznych ze sobą wartości. Jeżeli chcemy osiągnąć nową wartość, musimy doprowadzić do konfliktu między tym, co fizyczne, a tym, co duchowe. Jeżeli natura, więc fizyczność, jest czymś pierwotnym, czyli tezą, to kultura jest jej antytezą, a synteza tym, co pragniemy osiągnąć. Gdy ktoś z nas gimnastykuje się, reprezentuje naturę, więc tezę, jeśli ktoś z nas śpiewa, reprezentuje kulturę, więc antytezę. Chcąc stworzyć sztukę na naszą miarę, musimy zwiększyć w niej udział wysiłku fizycznego, a dla antytezy i duchowego. I to jest nowa strategia syntezy. I to jest nowa koncepcja sztuki.



A mnie olśniło, że ten fragment to nie jedyny wpływ filmu Marka Piwowskiego na współczesną sztukę. Tak, jest on większy i sięga nawet poza granice naszego kraju i do zjawisk w kulturze i sztuce nowych. Pamiętacie ten słynny fragment?



Film ukazał się na ekranach w roku 1970 i magicznym sposobem w latach siedemdziesiątych właśnie pojawiły się zaczątki muzyki generowanej „paszczowo” Po długiej ewolucji znamy je dziś pod nazwą beatbox, ostatnio spopularyzowany przez niejakiego Bladego Krisa. Oto, jakie odgłosy on i jego koledzy ze świata wydają paszczowo:



A oto jak paszczowo udzielają się ziomy z mojego miasta, czyli grupa Hapaszamy z Weroniką Siepką gościnnie na wokalu:


[/ALIGN]