My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Zasubskrybuj kanał RSS

Posty oznaczone tagiem "media"

Nowa definicja dekady na nową dekadę

, ,

Niedawno Gazeta Wyborcza świętowała swoje dwudzieste urodziny. Pojawiło się trochę newsów, artykułów, część mediów demonstracyjnie zignorowała rocznicę i udała, że jej nie ma (nie mogę się oprzeć wrażeniu, że „nosił wilk razy kilka”, Wyborcza też nieraz udawała nieistnienie prasy, z której ściągała tematy). Macdac, znany z cyklu filmów „Muppet Sejm” napisał nostalgiczny wpis o swoich tytułach na pierwszej stronie i sztuce tych tytułów tworzenia.

Swoje trzy grosze, jak zwykle średnio udane, do świętowania dwudziestki wtrącił również portal gazeta.pl. Również próbując błysnąć tytułem na pierwszej stronie:


dekada

Jak widzimy, rzutem na taśmę, na cześć rocznicy GW, od dziś (a w zasadzie od paru dni) dekada oznacza nie dziesięć lat, a dwadzieścia. Nie wiem, czyja to inicjatywa i pomysł, chciałem pogratulować pomysłu pod wpisem MacDaca, ale tam jest tylko dla zalogowanych, więc piszę u siebie.

A jak już jesteśmy przy tematyce okołoportalowej, którą ostatnio zaniedbuję, to wpadła mi w oko jeszcze jedna innowacja. I znów nie wiem, kto jest autorem tych rewolucyjnych zmian w gramatyce języka ojczystego: wymieniony w tytule Jacek Mojkowski z Tok FM, czy enigmatycznie podpisany pod artykułem „tm”, zapewne portalowy wyrobnik:

te pole

Bałwan ze ścinków: walka o prawa, czy o kasę?

, ,

Prasa

Dziennik "Rzeczpospolita" informuje, że Izba Wydawców Prasy (IWP) rozpoczęła dyskusję w sprawie przygotowanej przez nią nowelizacji prawa autorskiego, która miałaby zapobiec praktykom nieodpłatnego kopiowania treści gazetowych w Internecie. Jeśli podczas głosowania na walnym zgromadzeniu IWP projekt zostanie zaakceptowany, wydawcy chcą go przedstawić Ministerstwu Kultury. *



— Doniósł serwis heise-online.pl. Ale o co właściwie biega? Wydawało mi się, że prawo autorskie reguluje kwestię przedruków? Z lektury oryginalnego artykułu na stronie „Rz” dowiedziałem się, że chodzi o niedodefiniowaną różnicę między artykułem a „sprawozdaniem”, które można cytować nieodpłatnie.

Przede wszystkim jednak zirytowało mnie zdanie „zapobiec praktykom nieodpłatnego kopiowania treści gazetowych w Internecie”. Czy ma to znaczyć, że w drugą stronę, czyli z Internetu do gazet wolno będzie sobie kopiować nieodpłatnie…?


Czytaj dalej…

Irracjonalna walka z irracjonalnością

, , ,

Niedawną aferkę z obrońcami rozumu miałem już dowcipnie podsumować, że tak oni rozumu bronią, jak bocian żaby — że pozwolę sobie sparafrazować klasyka, czyli H. J. Chmielewskiego, a tu pojawił się ciąg dalszy. Przypomnę, znany już nam prof. Łukasz Turski obruszył się na pomysł, aby nauczyciele tłumaczyli uczniom w ramach zajęć z przyrody różnicę między nauką, a paranauką, czyli na przykład astronomią i astrologią, albo teorią ewolucji a kreacjonizmem.

MEN chce, by licealiści dyskutowali o sensie astrologii, istnieniu żył wodnych, lewitacji czy kreacjonizmie. Pomysł wywołał oburzenie części naukowców. - Mówienie w szkole o paranauce jest schlebianiem nieuctwu - tłumaczy prof. Łukasz Turski. Jednak nie wszyscy są przeciw. - Rozumiem intencję pokazania uczniom, że istnieją sfery które są mniej lub bardziej racjonalne, a niektóre nieracjonalne - mówi historyk idei, prof. Marcin Król.

MEN proponuje by w liceum, w bloku „Przyroda” uczniowie dyskutowali z nauczycielami m.in. na tematy: „Astrologia, różdżkarstwo, rzekome » prądy «, (żyły) wodne, lewitacja - co na ten temat mówi fizyka”, „Bioenergoterapia - współczesna magia lecznicza”, „Teoria inteligentnego projektu - odświeżona wersja kreacjonizmu”.

Informacja oburzyła naukowców. Fizycy z Uniwersytetu Warszawskiego napisali do MEN list w którym napisali: "Za całkowite nieporozumienie uważamy tematy, których realizacja ma zwalczać poglądy pseudonaukowe, takie jak: różdżkarstwo, kreacjonizm czy homeopatię - dyskutowanie z pseudonauką tylko ją nobilituje. Lepiej może pomyśleć o zajęciach z logiki".
(źródło: gazeta.pl)



Jak najbardziej jestem za nauką logiki w szkołach, ubolewam, że jej nie miałem, bo pewnie miałbym bardziej zdyscyplinowany umysł. Dziwne jednak, że według prof. Turskiego uczenie racjonalnego myślenia jest nieracjonalne. Oczywiście, padają argumenty, że wszystko zależy od implementacji, czyli od nauczyciela. A czy w przypadku powszechnie nauczanych przedmiotów nie zależy? Nieraz spotykałem przypadki, kiedy to na przykład lekcje języka polskiego były okazją dla niedouczyciela do wygłaszania bzdur o języku polskim… Na szczęście z tego przedmiotu akurat nie osobiście, mnie się trafiali dobrzy poloniści, ale relacji trochę się nasłuchałem. Naoglądałem też, z innych przedmiotów.

Czytaj dalej…

Ptak z malborskiego rozporka

, , ,

Kryptonit Ponoć strasznie się czepiam, twierdzą niektórzy. Zwłaszcza biednych dziennikarzy, który usiłują zarobić na chlebek i benzynę do baku. Jako że sam zarabiam na chleb (na benzynę już nie starcza) wycierając paluchami klawiaturę kompa, postanowiłem trochę się hamować. Ale trochę. Jak widzę niektóre kwiatki na kupie, to nie potrafię się powstrzymać. Ostatnio ktoś mi podrzucił linka do artykułu o intrygującym tytule „Komiksowy kryptonit istnieje w rzeczywistości”. Kto czytywał komiksy (albo oglądał filmy) o Supermanie, wie, o co chodzi. Raczej trzeźwo stąpam po ziemi i powątpiewam w istnienie minerału, który działa zabójczo na Supermana. Zwłaszcza, że Superman nie istnieje i istnieć nie może. No więc, jak tam?

Zdziwieniu londyńskiego eksperta nie było końca, gdy doszło do niego, jakie są właściwości tajemniczego minerału. Zupełnie, jakby czytał komiks o Supermanie. Skład był w zasadzie identyczny ze składem kryptonitu. Ziemski minerał różni się od niego tylko tym, że nie jest zielony i nie świeci w ciemnościach.

Czytaj dalej…

Brudny stół, brudne słowa, brudne oburzenie brudnych ludzi

, ,

Niedawno, bo przed weekendem polski internet obiegła rewelacyjna i niespodziewana wiadomość, że znany prezenter TVN, Kamil Durczok klnie. Co więcej, ktoś go przy tej czynności, podczas przygotowań do Faktów, zarejestrował kamerą, a później wpuścił nagranie do sieci. Rozległy się powszechne głosy potępienia i oburzenia, a TVN, zdruzgotany taką ujmą na reputacji, zaczął ścigać blogerów, którzy o sprawie napisali, odgrażać im się pozwami, wycofywać wideo z YouTube, gdzie co chwila na nowo ktoś je wrzucał i tak dalej.
Durczok No dobra, prawnie nagranie jest własnością stacji, wolno im. Tylko na nie rozumiem, co chcieli takim wojowaniem uzyskać. Zamknąć wszystkim usta? Wyszarpnąć wszystkim to nagranie z rąk i dysków? Bez jaj, to się skutecznie nawet chińskiemu rządowi nie udaje. Ja sobie jakoś nie przypominam, żeby ktokolwiek wywojował cokolwiek, walcząc z internautami. Przypomina się anegdota o tym królu, który kazał morze wychłostać, choć lepszym porównaniem byłaby próba wyrąbania sobie drogi mieczem… w mgle. Mali wojaczkowie po takich próbach wycofywali się po cichutku, udając, że sprawy nie było (vide pan Noadblock), wielcy zwykle odnosili znaczny uszczerbek na reputacji, a nawet musieli się potem kajać publicznie.

Czytaj dalej…

Czytamy zmutowanych dziennikarzy

, , ,

Do najstarszych i najbardziej powszechnych dowcipów należą pytania o różne szczyty. Mamy więc (i to niejeden, bo pomysłowość ludzka nie zna granic) szczyt bezczelności, szczyt szybkości, szczyt naiwności, mamy szczyt głupoty… a raczej mieliśmy, bo trzeba go chyba zdefiniować na nowi. Jakiż byłby więc nowy szczyt głupoty? Artykuł „naukowy” w tabloidzie. Tak.
Protest GreenPeace Są różne przyczyny, dla których artykuły na tematy okołonaukowe w popularnych mediach są idiotyczne: niechlujstwo, nieudolne tłumaczenie, naginanie faktów, nadmierne upraszczanie, niechęć do choćby minimalnego liźnięcia zagadnienia, szukanie taniej sensacji. Ale najgorsze jest chyba szukanie sensacji tam, gdzie jej nie ma, w ogóle bez poszanowania dla elementarnych faktów, definicji, bez zachowania choćby odrobiny przyzwoitości, byle nabełtać ludziom w głowach. To, co nieraz produkują pseudodziennikarze to istna fantastyka, nawet nie science-fiction. Właśnie znów popisową głupotą błysnęli pisarczykowie z „Dziennika”, plotąc dyrdymały na poziomie „profesora” Macieja Giertycha, tego, co to oficjalnie wierzy w istnienie Smoka Wawelskiego i w to, że ludzie żyli razem z dinozaurami (za dużo naoglądał się pewnie serialu „Zaginiony Świat” i wziął go za dokumentalny). Niejaki, podpisany pod artykułem Jędrzej Bielecki, postanowił odgrzebać stary i cuchnący temat GMO, czyli żywności genetycznie modyfikowanej, trąbiąc wielkim tytułem „Jemy zmutowaną żywność”:

Polska jest jednym z pięciu krajów Unii Europejskiej o największych uprawach roślin genetycznie zmodyfikowanych - wynika z danych amerykańskiej organizacji monitorującej rynki rolne (ISAAA). Mamy problem, bo rząd przyznał, że tego nie kontroluje. Skutki, jakie niesie ze sobą spożywanie zmutowanej żywności, poznamy za wiele lat.


Czytaj dalej…

Krwawa niedziela dla polskich portali

, ,

Już dawno nie wtykałem szpil polskiemu dzienikarstwu internetowemu, bałem się wręcz, że z wprawy wyjdę, a tu proszę, tał ładnie mi się podłożyli w tę spokojną i senną niedzielę lutową… Zaczniemy od ekipy Gazety, co niestety produkuje bzdety. Na pierwszy ogień oficerowie bez… Que? Bez czego? Na co mi bez?

Oficerowie bez zachamowań

Czytaj dalej…

Wydra jak hydra

, ,

Kaczka dziennikarska Zaledwie wczoraj pisałem o – delikatnie mówiąc – naciąganiu przez dziennikarzy faktów celem sprokurowania naprędkiej sensacyjki dla gawiedzi. Również wczoraj pojawiła się wieść o badaniach, które jakoby wskazywały, że jedno wyszukanie w Google generuje tyle dwutlenku węgla, co zagotowanie pół czajnika herbaty, czyli całe siedem gramów (jako pierwszy chyba w polskim Internecie odnotował to Alek Tarkowski na blogu Kultura 2.0). Potem ta sensacja pojawiała się cały dzień w coraz to nowych mediach, portalacj i blogach. Tak mi szczerze mówiąc ta rewelacja od początku niezbyt się podobała i powątpiewałem w jej rzetelność, czemu dawałem wyraz w komentarzach pod wpisami, czy artykułami. Raz, że wartość dziwnie duża, dwa, że podejście do tematu absurdalne.
Oczywista, dziś pojawiło się sprostowanie, nieco już półgębkiem. Przerewelacja okazała się wymysłem dziennikarzy The Times. Autor badań, Alex Wissner-Gross musiał się co rusz tłumaczyć, że nic takiego nie napisał. Pisał wprawdzie ogólnie o dwutlenku węgla generowanym przez korzystanie z Internetu, ale nie w ten sposób. A już liczba 7g na wyszukanie wzięła się nie wiadomo skąd. Czy ją kaczka dziennikarska przyniosła, czy może z palca wyssano…
Palec Wysysalec

Czy to pies, czy to wydra (dziennikarska)

, , , ...

O pleceniu dub smalonych przez media pisałem już nie raz i nie dwa. Pal licho, jeśli chodzi o politykę, to i tak jeden wielki bełkot sam w sobie. Gorzej, jeśli w ten sposób dezinformuje się ludzi pisząc o ważnych sprawach, gdzie przydałoby się trzeźwe i rzetelne spojrzenie (choćby sprawa żywności modyfikowanej genetycznie). Niestety, właśnie w kwestiach nauki szukanie sensacji na siłę odbija się szczególnie brzydko pachnącą czkawką. Ot, niedawne zdarzenie: jedna z (chyba amerykańskich) badaczek popełniła pracę na temat zachowania włókien, która dowodziła nieuchronności ich splątywania się powyżej pewnej długości (oczywiście mocno upraszczam sprawę, nie o szczegóły tu chodzi). Wspomniana praca stanowi duży postęp np. w badaniach nad łączeniem się nici RNA czy DNA, czyli jest dość doniosła. Prasa natomiast doniosła, że oto głupi naukowiec udowodnił nieuchronność poplątania się lampek choinkowych… Cudne, nieprawdaż?

Czytaj dalej…