My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Zasubskrybuj kanał RSS

Posty oznaczone tagiem "gry"

Zuo śmiechem zwyciężaj. Epizod II

, , , ...


Barbarzyńca — Zdobyłem kostkę Horadrimów! — triumfalnie oświadczył Barabarzyńca, wkraczając na targowisko. Był umazany krwią, szlamem i nie wiadomo, czym jeszcze, ale promieniał. — Tak jak mówiłeś, trzeba było zarżnąć potwora na ostatnim poziomie kanałów, tego, no, Remanenta. Nie lubię bawić się w rzeźnika, ale…
— Wspaniaaaale — zatarł ręce Deckard Klein, omal nie upuszczając swojej laski. — Ale czemu rzeźnika? A nieważne, pokaż…
         Uśmiech zamarł mu na ustach, kiedy Kaman wyciągnął zza pazuchy okrwawiony kawałek łydki ze stopą.
— Co to ma być? — Deckardowi opadła szczęka.
— No jak to, kostka. Nie mówiłeś, czy lewa, czy prawa, więc wziąłem obydwie.
         Reakcje przysłuchującej się rozmowie drużyny były… różne. Papladyn zrobił się zielony, jakby miał zaraz zwymiotować. Nerkomanta spadł ze skrzyni, na której siedział i turlał się po bruku, zwijając się ze śmiechu. Anaziomka walnęła się dłonią w czoło i kiwała w niemej rozpaczy nad intelektem kolegi.
— Ty mośkuuu — wysyczała tylko. — Mówiłam, żebyś nie szedł sam, bo coś spartolisz! Jak z tym Fallusem, który wziąłeś i…
— No czego, kurna? — zmarszczył brwi wojownik z mroźnej północy. Wzruszył ramionami i zaczął bawić się swoim toporem. — Każden się może pomylić. A kostka jest? Jest! Nawet dwie!
— Kostkę, w sensie: pudełko. Skrzynka! — jęknął Klein. — Takie otwierane coś! Puzderko!
— To trzeba było wyraźnie mówić, kurna dupa, że pudełko! — zdenerwował się Kaman. — Zgadywać mam, czy co?
— Nie było tam takiej metalowej skrzyneczki? — spytał z nadzieją sędziwy mag.
— Być to była. Ale drugi raz nie idę.
Nerkomanta zdołał wreszcie opanować śmiech i rzucił kąśliwie z dołu:
— Tylko czasem nie chwal się swoim osiągnięciem przed mieszkańcami Glut Olę, geniuszu.
— Bo co? Że czym?
— Że im zabiłeś jedynego kanalarza. Tego Remanenta, co im szamba czyścił. Jak się dowiedzą, to cię zlinczują, bo nikt tej roboty nie chce robić.

•••

Paladyn         Noce na pustyni są zimne i pełne niepokojącego szmeru: to nieustający wiatr przesypuje piasek na wydmach. Na takie szczegóły zwracał jednak uwagę tylko Papladyn. Reszta drużyny gaworzyła beztrosko w cieple ogniska, siedząc na kamieniach i wystających spod piasku fragmentach starych budowli. Jedynie Papladyn i przywołany przez Nerkomantę gliniany golem siedzieli z dala od płomieni.
— No mówię wam, może nie być wesoło. Już się połapali, że kanalarz nie żyje — mówił Nerkomanta. — Dzisiaj książę Churchyn chciał z nami rozmawiać, ale powiedziałem, że dopiero, jak wrócimy z misji.
— Wie już, co ten mosiek zrobił? — zaniepokoiła się Anaziomka.
— Chyba nie. Rozpytałem się służby, ponoć ma mieć dla nas jakąś robotę.
— To chyba dobrze, nie? — podsumował Barabarzyńca. — Ekstra fucha zawsze mile widziana.
— Niekoniecznie — zmarszczył brwi Zombisław. — Ponoć na ostatnim poziomie lochów pałacu…
— Pojawiły się demony? — spytał z nadzieją w głosie Papladyn.
— Gorzej. Szambo wybija. A życzeniu władcy odmówić nie będzie łatwo.
         Zapadła ponura cisza.
— No to na tę fuchę pójdzie Kanam — zaproponował kpiąco Papladyn. — To on nas wpakował, a poza tym przecież już ma wprawę w kanalarskiej robocie.
— Na pewno nie pójdzie taki laluś w polerowanej zbroi — odwarknął wściekle Kaman. — Nie bądź taki mądry… panie piorunochron.
         Zgromadzeni ryknęli śmiechem. Dzisiejsze spotkanie z miotającym błyskawice wielkim chrząszczem zakończyło się dla Papladyna bardzo nieprzyjemnie. Wszystko przez zbroję, która oczywiście ściągała iskry na siebie. Gorszą traumę niż przykre porażenie prądem wywoływał jedynie fakt, że dla reszty był to powód do prostackich dowcipów i ubawu. Urażony rycerz cofnął się jeszcze dalej od ognia i wiercił niespokojnie. Metalowe nagolenniki nagrzewały się i parzyły, podczas gdy od pleców ziębił go pustynny chłód.
— Tu parzy, tam zimno, jeszcze wilka złapię. Cholerna zbroja — mruczał do siebie, rozżalony. Nie potrafił nigdy odparować nawet kpin mocarnego brutala, o wyszczekanym przywoływaczu już nie mówiąc. Tylko Anaziomka traktowała go w miarę po ludzku. I to też był problem. Nie miał śmiałości do kobiet. Gadki o znaczeniu czystego serca w walce ze złem jakoś na nie nie działały.
Drużyna tymczasem już zapomniała o ostatniej wymianie zdań, opróżniono bukłak wina. Leśna wojowniczka pierwsza zaintonowała zaimprowizowaną pieśń:
— Niech żyje Baal…! — zaczęła pełnym głosem.
— Wszyscy walczą… i groby są otwaaarte! — na swoją nutę dołączyli się Kaman i Zombisław.
         Papladyn westchnął i przysunął się bliżej golema, który okazywał się w takich momentach najlepszym, bo cierpliwym słuchaczem. W istocie gliniany golem nie przejmował się niczym. Siedział z daleka od ognia, żeby się nie wypalić. Wpatrywał się w ciemność i beztrosko dłubał w nosie. Z tak pozyskanego materiału machinalne lepił małe gliniane dzbanuszki. Papladyn spojrzał z niesmakiem na rząd naczynek i odsunął się również od golema.[/ALIGN]

Zuo śmiechem zwyciężaj. Epizod I

, , , ...


         Zapadał zmierzch nad pustkowiem Krwawego Wrzosowiska. Łotrzyce przysiadały przy ogniskach warownego obozu, starannie sprawdzając swoje łuki i strzały. Z palisady dobiegały pokrzykiwania straży, obserwującej równinę. Wszystkie kobiety odwracały głowę za idącym przez obozowisko, muskularnym wojownikiem z dalekiej północy. Był półnagi – po mrozach i śniegach jego rodzinnych stron chłód umiarkowanego klimatu był dla niego niczym – niósł nieco sfatygowany puklerz i topór. Blask ogni igrał na jego skórze, podkreślając muskulaturę. Kierował się prosto w stronę namiotu kowala, który akurat przerwał pracę, rozmawiając z rycerzykiem w wypucowanej zbroi. Wojownik przystanął na chwilę zdziwiony: kowalem była kobieta. Podszedł wolnym krokiem, łowiąc wymianę zdań.
— Walka ze złem wymaga czystości serca, moja droga. Wiedzy i czystości serca. Jakże smutne jest to, że walką kalać muszą się i kobiety, w jakichże to czasach żyć nam przyszło… Zaiste ciężkie to musi być brzemię, miast ogniska domowego, kowalnego paleniska doglądać…
         Blondynka w skórzanym fartuchu kowala tylko słuchała, kiwając głową i niecierpliwie przekładając młot z ręki do ręki. Wyraźnie nie mogła dojść do słowa. Na to jednak z odsieczą pospieszył wojownik północy. Klepnął rozgadanego rycerza w plecy, aż ten przysiadł.
— Cze, ziom. Blache już wyklepałeś, to suń się nieco. Topora mam do ostrzenia.
         Podniósł z ziemi jakąś szmatkę.
— Masz, zbroję sobie powalałeś na plecach, hehehe.
         Rycerz zdetonowany złapał szmatkę, mruknął jakieś pożegnanie i oddalił się w lekkiej panice. Przybysz zmierzył okiem zgrabną pannę kowal.
— Co za jeden? — spytał, pokazując kciukiem za siebie.
— Ach, to papladyn — westchnęła. — Omal mnie nie zapaplał na śmierć. Mógłby potwory zanudzać na śmierć gadaniem, gdyby większość z nich nie była już martwa. Och, a ja jestem Charsi, jestem tu kowalem. A ty jesteś barabarzyńcą, prawda? Jeszcze nigdy nie widziałam żadnego z was.
         Przesunęła palcem po imponującym bicepsie barabarzyńcy.
— Chętnie zajmę się, hihihi, twoim orężem, wojowniku. Jestem naprawdę dobra — puściła mu perskie oko. — Jak cię wołają, bohaterze?
— Kaman. Kaman Barabarzyńca jestem. Wołają na mnie Kaman, to przychodzę, hehehe — zaśmiał się gardłowo. Muskularna dziewczyna zdecydowanie mu się podobała.
Kaman i Charsi
• • •

         Dwa wozy dalej ubrany na czarno mężczyzna o ponurym wejrzeniu próbował handlować z miejscowym kupcem.
— Jak to: nie masz na stanie nerek, panie Gheed?
— Proste, mam zbroje, mam broń, mam talizmany. Nie handluję podrobami! Możesz próbować sobie coś upolować na równinie, ale wątpię, żeby były świeże, tam same zombiaki, panie Zombisławski, hahaha — zaśmiał się z własnego dowcipu.
— Nie da rady czegoś skombinować? Jesteś kupiec, czy nie?
— Nie obiecuję. A w ogóle to po co ci te cynaderki?
— Ile razy mam powtarzać, że jestem nerkomantą? Wróżę z nerek. Ale muszą być świeże.
— Jak wywróżysz, w jaki sposób pozbyć się Diablo i jego demonów, to cię ozłocimy. Dasz radę?
— Tak, jak będę miał jego nerki. A różdżki masz? — pomachał znacząco trzymanym w ręku patykiem.
— Różdżki, eliksiry i takie tam to u kapłanki. Sam swego czasu u niej brałem, jak chwilowo zaniemogłem. Bo moja świętej pamięci żona to wiesz, wymagająca była…
Zombisław i Gheed
• • •

         Tymczasem rozmowa Kamana Barabarzyńcy z Charsi rozwijała się w najlepsze.
— Wiesz, gdybym mogła prosić cię o przysługę… Już kilku próbowało bezskutecznie, ale taki wojownik jak ty…
— No w czym problem, mała?
— Uciekając z klasztoru przed sługusami Andariel zostawiłam tam w pośpiechu mój magiczny Fallus Horadrimów… Bez niego to jak nie przymierzając, bez ręki, gdybym oczywiście była facetem. Gdyby udało ci się go odzyskać…
— Jasne, bejbi. Naostrz mi tylko toporasa i zaraz wyruszam. Więc mówisz, że już ktoś próbował?
— Tak, nawet niedawno była tu wojowniczka, nowa u nas, anaziomka. Mówiła, że stanie na głowie, a taki artefakt to musi odzyskać. Wyruszyła jeszcze przed południem, na razie nie wróciła…

• • •

         W tym samym czasie, na równinie blondwłosa anaziomka stała bez ruchu, podpierając się włócznią. Wpatrywała się z lekkim zdumieniem w tabliczkę osadzoną obok wejścia do ciemnej jaskini.

SIEDLISKO ZUA
Otwieramy o północy
Czynne do ostatniego nieumarłego

Amaziomka i Siedlisko Zua
• • •

         Zapadła noc. Barabarzyńca wolnym krokiem szedł przez obozowisko, kciukiem sprawdzając ostrość topora. Dojrzał papladyna, który chyba wracał od kapłanki.
— Te, rycerzyk?
— Słucham?
— Ty to chyba po szkołach jesteś, nie? Kształcony?
— Oczywiście, walka ze złem wymaga wiedzy i…
— Jasne; i ostrego topora. Jakeś taki uczony, to mi powiedz, co to jest fallus.
— Fallus?
— No fallus.
— A to nie wiem — stropił się Papladyn. — W przyklasztornej szkole tego nie uczyli. O, może ten ubrany na czarno będzie wiedział…?
[/ALIGN]

• Epizod drugi już w niedzielę •

„Crayon Physics Deluxe” — płać ile uważasz i graj legalnie

, , ,


O grze w „kredkową fizykę” pisałem w marcu. To innowacyjna, cudowna gra, polegająca na kreowaniu, rysowaniu świata, tworzeniu elementów, które doprowadzą namalowaną piłeczkę w namalowanym świecie do celu. Wszystkie namazane kredką obiekty natychmiast zyskują prawdziwe właściwości fizyczne: masę, ciężkość, tarcie… Szalenie przypomina to starą, dobrą kreskówkę „Zaczarowany ołówek”. Polecam cały wpis o grze „Crayon Physics”, gdzie rozwodziłem się szerzej o tej i podobnych grach i zaprezentowałem filmik z gry.

Crayon Physics

Dziś wracam do tematu, bo z okazji pierwszych urodzin gry jej autor zorganizował niecodzienną promocję: można kupić pełną wersję gry „Crayon Physics Deluxe” płacąc tyle, ile się uważa. Tak, każda suma może być, od jednego centa po… ile dla was będzie gra warta. Dotychczasowa cena wynosiła 20 dolarów, więc jeśli ktoś posiada PayPala (jedyny niestety kanał zakupu), naprawdę zachęcam. Promocja trwa tylko do 15 stycznia. Ach, jak zauważył Kościak, u którego zauważyłem notkę o promocji, 30 centów wynosi opłata za PayPal, wypada więc wpłacić chociaż nieco więcej.

Na zachętę prezentuję film z co bardziej odjechanymi sztuczkami w „Crayon Physics Deluxe” (polecam jednak najpierw obejrzeć wersję prostszą, żeby się nie przestraszyć).


[/ALIGN]

Czytaj dalej…

Nie kpij z blondasa, bo dostaniesz…

, , ,

UT screenshot

Z pozdrowieniami dla Toporasa. };>

Last Galaxy Hero, czyli Space Invaders po liftingu

, , ,


Odgrzewane kotlety to bombowy interes, jak to już pisałem o remake'ach, miałem oczywiście na myśli głównie rimejki gier, ale i w innych dziedzinach kultury i rozrywki jest podobnie: czy to w filmie, czy literaturze.

Ostatni podany przeze mnie przykład, Azangara czyli remake gry Montezuma's Revenge to przykład pięknego podrasowania ośmiobitowej grafiki do trójwymiaru przy zachowaniu płaskości rozgrywki. Dziś zaprezentujemy inne podejście. Last Galaxy Hero oparto na przeklasycznej grze Space Invaders, ale przeniesiono ją w trójwymiar całkowicie.

Space Ivaders Nowa oprawa graficzna i dźwiękowa nie zmieniła sensu gry: jeździmy działkiem laserowym prawo-lewo (a także góra-dół, w końcu to trójwymiar), zestrzeliwując szeregi coraz groźniejszych pojazdów Obcych. Są oczywiście nowe elementy: wypadające bonusy (lepsze działa, opancerzenie, punkty, osłony, droidy naprawcze), naloty bombowe, które najlepiej przeczekać… i to w sumie wszystkie urozmaicenia. Szeregi obcych nadciągają i mamy ich nie przepuścić. Strzelają, poruszają się na boki, trzeba albo przewidywać ich ruch, albo wykorzystywać chwile bezruchu, kiedy to oni nas ostrzeliwują. Z każdym poziomem ich ruch staje się coraz bardziej nieprzewidywalny, strzały celniejsze, pancerze twardsze, liczba większa. Na końcu każdej planety nieodzowny boss, czyli megatwardziel. I zaczynamy od nowa, w innej scenerii.

Last Galaxy Hero

Czyli całe, nieśmiertelne Space Invaders. I tak samo wciąga, wszelkie nowości zachowały charakter gry. A, wspomniałem piękne wybuchy i rozpadające się statki? To lubię. Cała gra ma przy okazji coś z nieuchwytnego klimatu Gwiezdnych Wojen – dyskretna muzyka, dźwięk laserów, wybuchy, sceneria przypominająca inwazję na Hoth.

Przepraszam za kiepską jakość filmu, z braku laku nagrywałem aparatem foto
W rzeczywistości pojazdy obcych są wyraźne i szczegółowe

[/ALIGN]

Podsumowując: bez fajerwerków – ale ich ma nie być, to w końcu casual gaming – ale rzetelna robota. Proste, wciągające, relaksujące. Taka jest większość gier Realore. Gra kosztuje parę dolarów, ja ją mam za friko z ukochanego Game Giveaway of the Day – lubią powtarzać oferty, warto więc zerkać.

Miłośnikom gier, z zwłaszcza historii gier, polecam historię powstania gry Space Invaders, bardzo ciekawa opowieść z czasów scalaka łupanego.

Unreal Okazjologia

, , ,


Zakupy leniwie przesuwały się na taśmie marketowej kasy. Pan przede mną zabierał już swoje dwa piwa, kiedy zapytał, pokazując na wielkie czarne pudło jadące obok mnie — panie, czy to jest diabeł? — Popatrzyłem zdziwiony, no rzeczywiście. — Nie, nie diabeł. Kosmita. — Pokiwał głową nie do końca przekonany. — Bo mnie wygląda jak diabeł. — Przyjrzałem się. Może i miał rację. — Kosmita. Ale w sumie co za różnica w tym przypadku — orzekłem.

Obiektem zainteresowania starszego pana był mój mikołajkowy autoprezent, czyli nabyta za niecałe 10 złotych kolekcja Unreal Antologia. Rzucona do sieci sklepów „Pierdołka” na Mikołajki, na moje szczęście nie rozeszła się w okamgnieniu. Cztery gry: Unreal + Return to Na Pali, Unreal Tournament – Game of the Year Edition, Unreal II – Awakening oraz Unreal Tournament 2004. Wychodzi 2,50 zł za grę, z których przynajmniej dwie pierwsze to klasyki nad klasykami. Nie szkodzi, że zagrywano się nimi dziesięć lat temu. Lubię być nieco zacofany.

Unreal Antologia Box Kosmicznie wielkie pudło skrywa nader skromną zawartość: płytę DVD, telepiącą się w olbrzymiej, pustej przestrzeni. Może ma to symbolizować zagubienie jednostki ludzkiej w bezmiarze kosmosu? Jak widać, nawet na kartoniku do pudełka oszczędzono, konkretnie na farbie. Znajduje się na nim jedynie klucz do instalacji, wydrukowany po wewnętrznej stronie. Na mój gust to już mogli oszczędzić na kartonie i wykonać pudełko w rozmiarze pozwalającym na postawienie na półce. A tak: zrobić z tym nie ma co, wyrzucić szkoda. Chyba sobie sam przerobię na jakieś małe etui.

Napis na pudle obiecuje płytę CD z muzyką z gry w środku. Ładny wabik, bo muzyka do „Unreali” jest moim zdaniem jedną z lepszych wśród soundtracków. Obietnica nie jest zrealizowana. Niby szczegół, bo muzyką można sobie wyjąć z gier po instalacji, ale nie lubię pustych obietnic.

Zawartość płyty to multiinstalator z wrzuconymi obrazami sześciu płyt CD. Instalator i gry są po polsku. Całość to prawie 10 gigabajtów dla wszystkich gier. Muzyki grającej podczas instalacji nie rozpoznaję, o dziwo, po stylu brzmi na pierwszego Unreala, ale nie znam. Jest tak świetna, że aż żal kliknąć „zakończ” po zainstalowaniu.

Same gry: nic do dodania. Minusem dla niektórych może być to, że są spolszczone (napisy i obsługa), dla innych to plus. To tytuły, które tworzą historię gier, kto nie zna, łacno znajdzie w sieci recenzje, skriny, czy filmy. Kto nie ma: polecam. Tyle tytułem recenzji. Ach, w tej samej cenie można jeszcze kupić kilka innych świetnych, klasycznych tytułów, jak choćby Saga Icewind Dale, Painkiller i jeszcze parę mniej i bardziej znanych hitów.

Na deser: posłuchajcie sobie muzyki z instalatora gry. Mnie wciąga.


Telewizja w czasach kompkultury

, , ,

…czyli jak podnieść spadającą oglądalność

Taniec z Gwiazdami. Edycja XXI

Dla leniwych graczy

, ,


Wiele osób z sentymentem wspomina dawne gry, mówiąc, że „kiedyś grało się lepiej”»». Może i coś w tym jest, coś więcej niż sentymentalizm, ale rozwój gier dał nam przynajmniej dwie rzeczy, których jako gracze nie mieliśmy w latach osiemdziesiątych: o wiele bardziej rozbudowane światy i złożone rozrywki, oraz gry wieloosobowe. No, może nie tak do końca nie mieliśmy: była przecież Ultima (choć to raczej wyjątek), były gry na dwie osoby (ale już raczej nie na więcej).

Dzisiejsze gry, zwłaszcza MMORPG, są bez porównania bardziej skomplikowane i wciągające, dają możliwość rozwijania swojej postaci – swojego awatara w świecie gry niemal jak rzeczywistej osoby, a interakcja z innymi postaciami, zarówno sztucznymi jak i rzeczywistymi graczami z całego świata, podnosi stopień złożoności i fascynacji na jeszcze wyższy poziom.

Ma to jeden wielki minus: w przeciwieństwie do takich niezobowiązujących gier jak Space Invaders, czy Montezuma's Revenge, trudno cokolwiek osiągnąć, grając pół godziny po obiedzie dla relaksu. O nie, współczesne gry wymagają niemal tyle uwagi i poświęcenia, co prawdziwe życie. Niejednokrotnie trudno znaleźć czas, czy cierpliwość na rozwiązywanie kolejnych zagadek, zabijanie kolejnych potworów, czy osiąganie kolejnych poziomów umiejętności. O zdobywaniu wirtualnej waluty już nie mówiąc. A przecież rywalizacja z innymi graczami – prawdziwymi – i ambicja naciskają na osiąganie sukcesów.

Stąd i wiele narzekań. Czy to jest WoW z milionami ludzi grającymi jednocześnie, czy The Mana World, gdzie liczna graczy online nie przekracza dwustu, pojawiają się narzekania: że za trudno, że zbroi nie da się kupić, tylko trzeba wykonać misję, jak można kupić, to drogo…
Sprytniejsi próbują iść na skróty. Jedni kupują gotowe postacie, lub wirtualne przedmioty za prawdziwą gotówkę… Inni próbując sobie „tylko” ułatwić życie, uciekają się do pomocy wszelkich programów automatyzujących granie, skryptów, botów i podobnych. Niestety dla nich „botting”, czyli granie „na automatach” jest co najmniej niemile widziane w większości gier online, a najczęściej surowo karane, nawet dożywotnim wykluczeniem. I co teraz?

Czytaj dalej…

Sztuka, niesztuka, ostateczna granica? W obronie gier

, , , ...


Dyskusje o granice sztuki i o to, co jest sztuką, a co nią nie jest, toczą się od przezawsze. Tradycyjnie zwykle do sztuki nie są zaliczane na przykład komiksy. Literatura jest sztuką, rysunek i grafika też – nikt nie przeczy – ale już ich połączenie jest negowane przez znaczącą część krytyków. Zawsze mnie to zastanawiało. Po wielu latach doszedłem do wniosku, że winne są, powiem ostro, ignorancja i strach poważnych krytyków.

Tak, taki komiks wymaga całkiem innych narzędzi analitycznych i interpretacyjnych. Tradycyjne studia nie wyposażają głównonurtowych krytyków w takie narzędzia, więc po prostu nie wiedzą oni, co z tym zrobić. Nie wiedzą, nie umieją, nie chcą — boją się obnażenia własnej niewiedzy. Zasłaniają się wytrychami i banałami w typie pospolitości komiksu… Zapominając, że o to samo można oskarżyć i rysunek, i literaturę, i film…

Przez grubo ponad sto lat istnienia komiksy nie doczekały się pełnego równouprawnienia i poważnego traktowania, więc co dopiero mówić o bardziej nowoczesnych dziedzinach sztuki? Mówię o grach komputerowych. Czy gra może być sztuką? — spyta niejeden. A dlaczego by nie? — odpowiem. Gry przechodzą tę samą drogę, co komiksy: kojarzone przez nieobeznanych z banałem, rozrywką dla pospólstwa i dzieci.

Pisałem już, we wpisie o grach tekstowych, że są one rozwinięciem idei literatury. Zapomnianym nieco i mało znanym, z niewykorzystanym potencjałem, ale jednak. Obecnie zaś postęp techniczny sprawił, że gry stają się rozwinięciem idei kinematografii. Czymże jest wyrafinowana gra, jeśli nie interaktywnym filmem, który pozwala wczuć się w bohatera i kierować ich losami? Tak, ale to dopiero skomplikowane dzisiejsze gry — może ktoś powie.

A czemu proste gry nie? — spytam. Czy filmy zawsze były wyrafinowane i skomplikowane technicznie, fabularnie i artystycznie? Wspomnijmy sobie początki kinematografii, czarno-białe, nieme filmy, oparte na prostych scenkach i gagach. Czy nie przypomina nam to początków gier komputerowych? Zaczęło się bez dźwięku, z ubogą kolorystycznie grafiką i jak najprostszą fabułą, lub zgoła bez niej. Oto stare gry zręcznościowe.

Naciągana argumentacja? Podeprę się przykładem. Manuel Garin Boronat, wykładowca na Humanities and Audiovisual Communication at Universitat Pompeu Fabra w Barcelonie, na swoich wykładach porównuje proste gry zręcznościowe do kina niemego. Wykłady i ćwiczenia na ten temat mają na celu uświadomienie przyszłym autorom gier, o co w tym wszystkim chodzi, czego od gry oczekuje gracz i jak spełnić jego oczekiwania.

Mario Bros jako duchowi bracia Harolda Lloyda? Niewykluczone, że niektórzy krytycy – miłośnicy kina niemego poczują się urażeni porównaniem „ich” sztuki do takiej plebejskiej rozrywki. Ale – za blogiem Henry'ego Jenkinsa mam twarde argumenty. Czy wspinaczka Lloyda po wieżowcu nie przypomina nam zręcznościowej gry typu vertical scroller? Więcej, proszę bardzo: rzutem na taśmę Mario i Lloyd, montaż filmu i gry, horizontal scroller:



A oto więcej przykładów, bardzo pouczające, zaś po podbudowę teoretyczną i więcej filmików zapraszam do wpisu (po angielsku): "The Pickford Paradox": Between Silent Film and New Media. Namiar znalazłem na blogu Kultura 2.0.





• Inne moje wpisy i recenzje gier innowacyjnych: Fold oraz Crayon Physics i Incredible Machine.
[/ALIGN]