Vox internauti, vox Dei? Czyli dyktatorum prosumentum
piątek, 15 stycznia 2010 16:28:52
O tym, że dużemu wolno więcej (a przynajmniej tak mu się wydaje) pisałem nawet niedawno przy okazji sprawy piracenia muzycznej twórczości przez… koncerny płytowe. Obrosłe w pewność siebie i tłustych prawników międzynarodowe koncerny z upodobaniem stosują inne prawa i zasady etyczne dla siebie, a inne dla konsumentów. I nie dotyczy to jedynie spraw autorskich i multimedialnych.
Duże firmy i koncerny przez lata przyzwyczaiły się, że mogą w sądach przeforsować niemal co zechcą. Mają omal nieograniczone fundusze na prawników-macherów chętnie z nich korzystają, na przykład groźbami i pozwami sądowymi dusząc próby krytyki ze strony niezadowolonych klientów. Ostatnie lata to jednak coraz częstsze ich porażki w starciu z… Internetem. Szarego człowieka można zdusić, jeśli ktoś się za nim nie ujmie – na przykład prasa, której jedynie się tradycyjnie bano – tymczasem blogger, człowiek równie szary, w podobnej sytuacji często może liczyć na poparcie innych blogerów i zwykłych użytkowników internetu.
Internet zjada już prasę i zaczyna zjadać telewizję, co więcej, jest medium o wiele bardziej demokratycznym, a może nawet anarchistycznym? Tu już nie tylko duże portale mają coś do powiedzenia, tu liczy się masa użytkowników, powiązana znajomościami, sieciami społecznościowymi, pełna idealistów, lub wręcz maniaków, którzy rzucą się na każdą okazję do zrobienia szumu medialnego, kiedy koncerny atakują „jednego z naszych”. Jedną osobę można zastraszyć, setki i tysiące półanonimowych ludków jest fatalnym celem dla prawniczej artylerii.
Było wiele takich spraw. Choćby głośna na świecie sprawa ujawnienia w sieci uniwersalnego kodu łamiącego zabezpieczenia DVD. Próba usunięcia ich ze strony zaowocowała tym, że pojawił się nie tylko na milionach innych stron, w różnych formach, ale nawet na koszulkach, kubkach i innych gadżetach. Kiedy do sieci wyciekł film z Kamilem Durczokiem klnącym nad brudnym stołem, TVN rozpaczliwie próbował usuwać kolejne jego kopie. Sprawa nabrała jeszcze większego rozgłosu, film pojawił się w sieciach P2P oraz w serwisach, które mają w nosie prawa autorskie. Koncerny zdają się wręcz stać na straconej pozycji, nawet, jeśli racja jest po ich stronie Spór koncernu Dr Oetker z blogerem Kominkiem zakończył się porażką tego pierwszego, sprytnie podpuszczonego i obśmianego przez internetowego publicystę. Skutek był odwrotny, hałas wokół próby (chyba jednak rzekomej) cenzury przysporzył kontrowersyjnemu Kominkowi (który sam dość mocno cenzuruje swoje blogi) popularności. A wulgarne słowa pod kierunkiem Dra Oetkera na pierwszej stronie wyników Google jak były, tak są.
Ostatnio wtopę zaliczył startujący serwis Authalia, obiecujący łatwe i tanie zajęcie się prawami autorskimi na życzenie. Założenia i sens projektu podważył Olgierd Rudak — znany w blogosferze prawnik, autor bloga Lege Artis. W ferworze sprostowań i pretensji firma usiłowała uciszyć wścibskiego blogera pogróżkami prawnymi, z rozmachu atakując również innych, którzy dociekania pana Rudaka relacjonowali. I co? Ich największe „osiągnięcie” to pojawienie się krytycznych wpisów na pierwszej stronie wyników, zajęcie się tematem przez większe, branżowe wortale, oraz… chyba kompletna utrata reputacji na wstępie działalności.
Zainstalowałem sobie w Operze dodatek WOT: Web of Trust, pokazujący stopień zaufania do stron internetowych, oceniającym jest społeczność skupiona wokół WOT. I co widzimy po wpisaniu zapytania „Authalia”?
Strona Authalia.com jest pokazywana jak kompletnie niegodna zaufania. Są też inne mechanizmy i społeczności oceniające witryny w sieci, jest specjalny dodatek do Firefoksa, jest rekomendowanie wbudowane w samo Google (dla zalogowanych użytkowników), można iść o zakład, że i tam firma podpadająca internautom dostanie „po buzi”.
Fachowcy mówią, że oto nastają czasu „prosumentów”, czyli konsumentów i użytkowników świadomych swoich praw i swojej siły. Niedawno przecież klienci wygrali nawet z bankiem, sprawa „nabici w m-bank” nie gościła na ekranach telewizorów, ale bankowcy pewnie uznali by ją za jedno z najważniejszych wydarzeń ostatnich lat.