My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Zasubskrybuj kanał RSS

Posty oznaczone tagiem "literatura"

Wieszczu, deszczu!

, ,


Łódka w polu pszenicy

Złoczyńcy w stylu retro

, ,

Lektura na wakacje

Z niezmiennym sentymentem sięgam do powieści Zbigniewa Nienackiego o Panu Samochodziku. Obecna młodzież zapewne nawet nie kojarzy, ale dla mnie i starszych to była absolutna klasyka literatury dla młodzieży. Przygody skromnego pracownika Ministerstwa Kultury i Sztuki, który – jeśli nie w ramach obowiązków to na urlopie – szuka zaginionych skarbów i walczy ze złodziejami dzieł sztuki to jedna z legend PRL. W pracy pomaga mu… samochód. Wehikuł wyklepany w garażu przez wujka – wynalazcę, który pod dziwaczną karoserią kryje silnik Ferrari 410 a przy tym jest amfibią.

Okładka

„Wyspa Złoczyńców” to początek przygód. Pan Tomasz otrzymuje w spadku swój samochód i podczas wakacji szuka skarbów schowanych pod koniec wojny przez kolaborującego z Niemcami hrabiego Dunina. Rzecz dzieje się w okolicach Ciechocinka, lasach, dzikich plażach i małych wioskach. Konkurencją są cwani złodzieje, w tym bandyci z rozbitej kiedyś bandy Barabasza. Sprzymierzeńcy to harcerze z pobliskiego obozu, pracująca przy starym pałacu ekipa archeologów. Jest też wiele osób, co do których trudno orzec, czy są przyjaciółmi, czy wrogami: tajemnicza Hanka, rybak Skałbana, autostopowiczka Teresa, tajemniczy pan Hertel, turysta pan Karol.

Czytaj dalej…

Opowieści do poduszki i kot myszołap

, , ,


Ks. Krzysztofa Niespodziańskiego znałem dotychczas jako grafika i ilustratora książek. To dzięki niemu kilka z wydanych w moim mieście tomików poezji zyskało taką doskonałą oprawę. Tym razem ks. Krzysztof, człowiek wielu artystycznych talentów – zaprezentował się jako autor własnej książki. Jak sam mówi – z lenistwa nigdy nie chce mu się wcześniej przygotowywać kazań, wobec czego najczęściej improwizuje, ilustrując Słowo Boże przykładami jakie spontanicznie mu się nasuną. W takich chwilach przypominają mu się wydarzenia z własnego życia, o których – zdawałoby się – już nie pamięta. Tomik „Do poduszki” to zbiór właśnie takich historyjek, lekki, krótkich, odpowiednich do poczytania przed snem, a skłaniających do refleksji — jeśli ktoś oczywiście chce.

Książkę zilustrował oczywiście sam – oryginalną techniką malowania na stary, pożółkłym i przetartym płótnie. Sepia, postrzępione brzegi, niewielkie grafiki umieszczone na czarnym tle – robiły wrażenie, tworząc jednocześnie klimat starożytności i wrażenie przytulności. Niestety, zdjęcia, jakie zrobiłem, nie oddają ich piękna, czarne tło i szklana antyrama, przy wielu punktowych źródłach światła nie pozwoliły na zrobienie dobrych fotografii.

Dwugodzinną imprezę, która minęła jak z bicza strzelił – wyobrażanie sobie siedzieć tyle czasu na ględzeniu o literaturze i nie zauważyć mijającego czasu? to tylko w Przystani jest możliwe – skrótowo opisałem w fotorelacji. Tutaj zapraszam cierpliwych do posłuchania samego ks. Krzyszofa.

Czytaj dalej…

42!

, , , ...


Co za dzień. Zwlec się z wyrka potwornie znękanym i wywlec na podwórko, żeby się przekonać, że buldożery właśnie zaczynają wykonywać nakaz wyburzenia naszego domu, o którym nic nie wiedzieliśmy. Cóż. Autostrada stanowa jest wyższym priorytetem.

Nakaz wyburzenia

Załapać się fuksem na podróż międzygwiezdną i zorientować się zaraz potem, że to dopiero był fuks, bo buldożery właśnie zaczynają wykonywać nakaz wyburzenia rodzimej planety, o którym nikt nie wiedział. Cóż. Galaktyczna autostrada jest ważniejsza.

Nakaz wyburzenia

Czytaj dalej…

Katastrofa. Komentarz literacki

, , ,

Idylla taka trwała dość długo — prawie rok — do czasu, kiedy rakiety przestały wracać z lotów. […] Drugim był Wilmer. Tego, prawdę powiedziawszy, mało kto lubił; właściwie nie było do tego żadnego ważnego powodu — za to sporo drobnych. Nie dawał nikomu skończyć — zawsze musiał wsadzić swoje trzy grosze. Śmiał się głupkowato w najbardziej niestosownych okolicznościach — a im więcej tym kogoś denerwował, tym głośniej się śmiał. Kiedy nie chciało mu się fatygować lądowaniem docelowym, siadał zwyczajnie na trawie obok lądowiska i wypalał ją razem z korzonkami i ziemią na głębokość metra. Kiedy natomiast jemu ktoś wlazł na ćwierć miliparseka w rejon patrolowy, z punktu składał raporty — choćby to był kolega z Bazy. Było jeszcze trochę rzeczy zupełnie drobnych, o których wstyd nawet mówić — wycierał się w cudze ręczniki, żeby jego dłużej był czysty — ale kiedy nie wrócił z patrolu, wszyscy odkryli, że Wilmer to najporządniejszy chłop i kolega.

Stanisław Lem, Opowieści o pilocie Pirxie, Patrol[/QUOTE][/ALIGN]

Vademecum maturzysty — „Antygona”

, , ,


Dawno, dawno temu, w całkiem innych okolicznościach wśród scenowych znajomych zaczęła krążyć kaseta z „Nyjnością”. Nyjność, jak informowano niezorientowanych, to była cykliczna audycja w Radiu Opole, którą kolega Jet/MEC postanowił upowszechnić. Kilkanaście nagranych odcinków na jednej stronie kasety, druga była przeznaczona na wpisy kolejnych słuchaczy, swoją audycję umieścił tam też oczywiście Filodendron. Audycji już dawno nie ma, podobno autorzy okazali się zbyt… awangardowi. Po dwunastu latach doszedłem do wniosku, że warto odgrzebać i przybliżyć przynajmniej niektóre. Zatem dziś, ponieważ zbliżają się matury, odrobina korepetycji z języka polskiego. Na tapecie: „Antygona”. Ocen nie gwarantujemy, ale dobry humor komisji: tak. Zapraszam.


Czytaj dalej…

„Niewiarygodne przygody Marka Piegusa” na DVD już w kioskach

, , ,


Okładka Gdybym miał wymienić najważniejszych autorów mojego dzieciństwa, to w pierwszej trójce musiałby znaleźć się koniecznie Edmund Niziurski. Dziś chyba nieco zapomniany i mało znany wśród młodzieży, dla wielu pokoleń był pisarzem kultowym. A w zasadzie chyba jest, bo wciąż żyje i mimo zacnego wieku 85 lat chyba jeszcze pisze. Absurdalny humor sytuacyjny i słowny towarzyszył mi od momentu, kiedy wpadła mi w ręce książka „Awantura w Niekłaju”, szybko przerobiłem całą zawartość szkolnej biblioteki, która okazała się niepełna… Powieści i opowiadania Niziurskiego zwykle starały się trzymać aktualnych realiów, a że pisze on od dziesięcioleci, lektura jego dzieł to niezły przegląd ewolucji polskiej szkoły i podwórka — miejsca akcji większości jego książek.

Niewiarygodne przygody Marka Piegusa” są jedną z tych bardziej znanych, a zarazem starszych. Dla mnie, a czytając ją miałem zapewne około dziesięciu lat, sceneria i klimat szkoły z lat pięćdziesiątych (XX wieku, naturalnie) były jak z zupełnie innego świata. Ale nie przeszkadzało mi to w odbiorze poplątanych i groteskowych, szkolnych perypetii tytułowego pechowca, chłopca, któremu najprostsza rzecz zamienia się w katastrofę. Wreszcie tym bardziej wciągający był dla mnie wątek kryminalny.

Kadr z filmu

Do niedawna nie miałem nawet pojęcia, że tę książkę w latach sześćdziesiątych zekranizowano. Szanowna telewizja publiczna jakoś nie raczyła choćby raz na ruską dekadę odświeżyć tego znakomicie zrealizowanego serialu. A jest co oglądać, wystarczy choćby zerknąć na obsadę: Bronisław Pawlik, Mieczysław Czechowicz, Janusz Kłosiński, Barbara Krafftówna, Zygmunt Zintel, Ludwik Benoit, Jadwiga Chojnacka, Aleksander Dzwonkowski, Lech Ordon, Grzegorz Roman, Krzysztof Litwin, Edward Wichura, Albin Ossowski, Tomasz Fogiel — mamy tu nazwiska najlepszych z polskich aktorów, choć może niektóre dziś nieco zapomniane. Dopiero półtora roku temu, odkrywszy kanał TV Kino Polska, mogłem zobaczyć to cudo.

Kadr z filmu

Skończyła mi się niestety możliwość oglądania tego kanału, ale przed nami kolejna szansa: „Niewiarygodne przygody Marka Piegusa” wydano na DVD i właśnie znajdują się w kioskach. Naprawdę polecam, to chyba jeden z najlepszych starych, czarno-białych seriali, obok ekranizacji „Szatana z siódmej klasy”, czy „Pana Samochodzika i templariuszy”. Nadto: serwis filmowy Stopklatka.pl oferuje to wydanie DVD w konkursie. Kto będzie miał okazję: niech obejrzy. A ja się rozejrzę za książką, mam ochotę przeczytać ją po latach raz jeszcze.

Kadr z filmu

Bogowie Egiptu (i Wszechświata) — reaktywacja

, ,


Anubis Mijają kolejne wieki, odkąd podstępne użycie Młota Gwiazdomiażdża w bitwie Z Tym Co Krzyczy Nocą zburzyło dotychczasowy porządek wszechświata. Niechybna śmierć Seta Destruktora i odejście Tota — Księcia, Który Ma Tysiąc Lat zepchnęły na margines Anioły, które za pomocą dwustu osiemdziesięciu trzech stacji kierowały procesami Życia i Śmierci we wszystkich Światach Wewnętrznych. Od tego czasu jedynymi władcami są panowie Domu Życia i Domu Śmierci — Ozyrys i Anubis. Obu im jednak spędza spokojny sen z powiek istnienie Tota, który poprzysiągł im zemstę. Kolejne próby zabicia go spełzły na niczym, ale teraz sytuacja się zmienia. Ozyrys wysyła z morderczą misją swojego syna: samego boga Horusa, zaś Anubis po tysiącletnim szkoleniu wysyła w tym samym celu swojego najpotężniejszego emisariusza: człowieka bez przeszłości, imieniem Przebudzeniec.

Sprawa wydaje się przesądzona, ale obaj wysłani mordercy będą sobie wzajemnie przeszkadzać, a dodatkowo w sprawę wmieszają się dwaj upadli Aniołowie: zakonny wojownik Madrak i szalony poeta—czarodziej Vramin oraz Stalowy Generał, wieczny bojownik w obronie uciśnionych, tak samo nieśmiertelny, jak ożywiająca go idea. Na to wszystko powróci z wygnania ponury bóg Tyfon, a swoje trzy grosze wetknie również Czerwona Wiedźma: Izyda.

Tak w skrócie prezentuje się zawiązanie fabuły krótkiej powieści Rogera Zelaznego „Stwory światła i ciemności”. Amerykański (ale polskiego pochodzenia) autor nie tylko ożywił rzadko wykorzystywaną mitologię egipską, ale nadał jej wyjątkowy i zaskakujący rys. Starożytni bogowie nie całkiem są bogami i walczą nie tylko w przestrzeni mitologicznej, ale we i o wszechświat, zwany tu Światami Wewnętrznymi. Jak to często u Zelaznego, elementy fantasy i science—fiction mieszają się i splatają w zaskakujący sposób, nie da się oddzielić jednych od drugich. Nie znam innej powieści, gdzie przez przestrzeń kosmiczną podróżuje się przy pomocy magii, poza jednym opowiadaniem Jacka Dukaja (notabene noszącym tytuł „Żelazny generał”).

Czytaj dalej…

Oświeć się przez śmiech, czyli moja lucyferska iskra

, , ,


Bernard-Henri Levy, czołowy francuski intelektualista w swojej ostatniej książce z pełnym namaszczeniem cytuje prace filozofa Jean-Baptiste Botula. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że myśliciel nie istnieje. Jego postać i prace zostały wymyślone jako żart przez dziennikarzy z pisma satyrycznego.

Levi w swojej ostatniej książce "Toczenie wojen w filozofii" (franc. "De la guerre en philosophie") powołuje się na filozofa Jean-Baptiste Botula. Myśliciel pochodzi z Niemiec i jest znawcą Immanuela Kanta. Tak naprawdę jest to postać fikcyjna, wymyślona przez dziennikarza Frederica Pages.

Wygląda na to, że taka informacja umknęła Bernardowi-Henri Levy. Czołowy francuski intelektualista także w trakcie publicznych występów cytował myśli nieistniejącego filozofa. Jego szczególnym upodobaniem cieszyła się praca "Życie seksualne Immanuela Kanta". »»



Śmiech, moi drodzy, śmiech jak widać jest wielką siłą twórczą. Jako filodendryta czytam tego newsa z kpiącą radością, bo od dawna głoszę tutaj, na moim wyśmiewisku, Drogę Śmiechu jako drogę życia. Tworząc: twórz ze śmiechem. Śmiech wyzwala, śmiech uwalnia od strachu, śmiech daje siłę i inspirację… dlatego też wielu się go boi…


Śmiech wyzwala chłopa od stra­chu przed diabłem […] Ale ta księga mogłaby nauczyć, że wyzwalanie się od strachu przed diabłem jest mądrością. […] Śmiech odrywa wieśniaka na jakiś czas od strachu. Lecz prawo narzuca się poprzez strach, którego prawdziwym imieniem jest trwoga przed Bogiem. A z tej księgi mogłaby wystrzelić lucyferska iskra, która roznieciłaby cały świat nowym pożarem; i śmiech wska­zywano by jako sztukę nową, nie znaną nawet Prometeuszowi, jako sztukę, która unicestwia strach. Dla śmiejącego się wieśniaka nie ma przez chwilę znaczenia, czy umrze; ale potem, kiedy przyjdzie kres swawoli, liturgia na nowo narzuci mu według planu Bożego strach przed śmiercią. I z tej księgi mogłaby się zrodzić nowa i niszczycielska dążność do zniszczenia śmierci przez wyzwolenie od strachu. A wtedy my, stworzenia grzeszne, bylibyśmy bez lęku, może najmędrszego i najtkliwszego z darów Boskich. Przez wieki całe Doktorowie i Ojcowie rozsiewali wonne esencje świętej wiedzy, by odkupić, przez myśl o tym, co wzniosłe, nędzę i pokusę tego, co niskie. […] Z tej księgi wzięłaby się myśl, że człowiek może chcieć na ziemi (jak sugerował twój Bacon w związku z magią naturalną) krainy obfitości. Ale tego właśnie nie powinniśmy i nie możemy mieć. […] Powiada jeden filozof grecki (którego twój Arystoteles przytacza tutaj, wspólniczy i nieczysty auctoritas), że winno się zburzyć powagę przeciwników śmiechem, zaś śmiech przeciwnika powagą. […] A plebs nie ma oręża, by wysubtelnić swój śmiech tak, żeby stał się narzędziem przeciwko powadze pasterzy, którzy winni prowadzić go do żywota wiecznego i wyrwać spod uwodzicielskiej siły brzuchów, sromów, jedzenia i głuchych żądz.

(Umberto Eco, Imię róży, tłum. Adam Szymanowski)

Tak, jestem zatem siewcą lucyferskiej iskry. Tak, śmiech uwalnia od strachu. I stwarza…

— Jest to dzieło egipskie z trzeciego wieku naszej ery. Ma związek z następnym dziełem, lecz jest mniej niebezpieczne. Nikt nie dałby posłuchu przechwałkom afrykańskiego alchemika. Stworzenie świata przypisuje boskiemu śmiechowi.... — Uniósł twarz i wyrecytował dzięki swojej zadziwiającej pamięci czytelnika, który już od czterdziestu lat powtarza sam sobie rzeczy przeczytane w czasie, gdy korzystał jeszcze z dobrodziejstw wzro­ku: — Ledwie Bóg roześmiał się, zrodziło się siedmiu bogów, którzy rządzili światem, ledwie wybuchnął śmie­chem, pojawiło się światło, przy drugim śmiechu ukazała się woda, a siódmego dnia, kiedy się śmiał — dusza...

(Umberto Eco, Imię róży, tłum. Adam Szymanowski)

A skoro śmiech – tak, może to faktycznie śmiech, a nie słowo – stworzył świat, to czemu nie miałby stworzyć filozofii albo religii? Czemu by nie? Na razie znacie moje małe wyśmiewki, ale na zapleczu bloga powstaje filodendrycka ścieżka oświecenia. A na razie śmiało powiem:

Śmiech moją tarczą, orężem i moją gliną jest.



[/ALIGN]

Czytaj dalej…