Pułapka nadinterpretacji
piątek, 20 marca 2009 22:53:38
Wystawa „The Diary of…” to czarno-białe fotografie. Cztery dokumentalne fotoreportaże o tytułach: Ulica, Dom dziecka, Więzienie oraz Jeden dzień z życia księdza. Przechadzając się w tę i z powrotem najpierw przyglądałem się poszczególnym fotografiom (dobre, naprawdę dobre, kilka kontemplowałem przez długi czas), potem starałem się uchwycić jakieś ogólniejsze przesłanie. Dokonać interpretacji. Uwagę moją zwróciło rozłożenie prac: trzy pierwsze reportaże wisiały razem na dwóch ścianach i można było się dopatrzeć w nich pewnych wspólnych akcentów, skojarzeń czy zazębień: dom dziecka, dzieci, ulica, dzieci wychowywane na ulicy, więzienie, los dzieci i ludzi skazanych na margines życia… Czwarty reportaż, Jeden dzień…, rozstawiony był na sztalugach i przeplatał się z tamtymi pracami. Ha, pomyślałem, czyżby tu było przesłanie? Religia jako drogowskaz pokazujący kierunek, droga wyjścia, czy coś podobnego? Uderzyłem z pytaniem do autora prac. Jakub rozłożył ręce: prace rozwieszali organizatorzy, on raczej widziałby je chronologicznie, skoro wystawa to fotograficzny „Pamiętnik…”. Dociekamy więc dalej. Dagmara, zapytana o powód takiego właśnie rozłożenia reportaży wytłumaczyła… że to za przyczyną ograniczeń lokalowych, czyli pospolitego niedostatku miejsca.
Jaka szkoda, taka piękna teoria runęła. Życie i sztuka dały nam kolejną nauczkę, że interpretowanie to teren śliski i grząski (i wciąga!), należy więc je traktować z dystansem. I nie budować opinii, nie wartościować na interpretacjach, zwłaszcza, jeśli się uparcie szuka myśli przewodniej. Można za błędnym ognikiem wyjść na manowce.
Czyli porażka? Może nie do końca. Bo ja zawsze uważałem, że najważniejsze jest, co odbiorca ma na myśli. Sztuka dookreśla się dopiero u celu. Sztuka to wielki test Rorschacha. I warto interpretować i szukać, bo poznajemy w ten sposób siebie. I tylko siebie. Przy okazji zresztą trenując umysł. Ale pamiętajmy, żeby nie twierdzić na tej podstawie, co autor miał na myśli i aby go pochopnie nie oceniać. Bo tak naprawdę oceniamy wtedy sami siebie…
Wystawa „The Diary of…” ma pojechac dalej, do innych miast. Może zawita do was, obejrzyjcie ją, warto. Byle nie w pośpiechu, byle nie w biegu.
Komentarze
Niezarejestrowany użytkownik # sobota, 21 marca 2009 15:54:57
Artur „Jurgi” JurgawkaJurgi # sobota, 21 marca 2009 17:39:33
Ujmując dosadniej: gazeta lokalna celowana jest do ludzi zainteresowanych lokaliami i plotkami z powiatu, blog nie. Inny cel, inne ujęcie tematu, podobnie jak z wpisem o Artur Barciś Show. Miałem też inny powód. Poza tym, nie wiem, czy Dagmara jest nieletnia, równie dobrze może mieć już skończone 18, fifty-fifty. Być może faktycznie lepiej podać nazwisko, ale nie jestem przekonany.
W praktyce w prasie często podaje się samo imię, ale nie ma tu znaczenia wiek. Wiele osób, proszonych o wypowiedź do artykułu, czy relacji nie chce być w ogóle wymienione, nawet na samo imię niechętnie się zgadza. Dla uproszczenia więc przynajmniej ja domyślnie nie podaję dokładnych personaliów, jeśli nie jest to niezbędne.
Niezarejestrowany użytkownik # wtorek, 2 lutego 2010 13:48:27