My Opera is closing 3rd of March

Wyśmiewisko Różności

Dajcie mi punkt oparcia, a wyśmieję wszystko

Archiwum: January 2010

Biblijna mądrość nad talerzem

, , ,


Samo salami

Z pustego
i salami nie smakuje.


„Laboratorium” zamknięte: ostateczny koniec „misji”

,


— O naszej TVP to złego słowa nie można powiedzieć.
— Tak dobrze działają?
— Nie, albo redaktor wytnie, albo KRRiT ocenzuruje.



Zacząłem tą złośliwą parafrazą starego skeczu kabaretowego, bo naprawdę brak mi słów. Ja naprawdę nie jestem piewcą PRL, ale coraz częściej stwierdzam, że to właśnie wtedy Telewizja Polska, jeśli odsiać dziennikową propagandę, nadawała programy warte oglądania. Dziś coraz mniej z nich zostaje, im więcej „misji” na gębach, tym mniej w praktyce. Czy zostało cokolwiek z dawnej Telewizji Edukacyjnej? Kilka miesięcy temu pisałem o znakomitym programie „Laboratorium” Wiktora Niedzickiego, programie, który na równi z legendarną „Sondą” wychował wiele pokoleń ludzi. W maju „Laboratorium” obchodziło jubileusz pięćsetnego odcinka, niedługo obchodziłoby dwadzieścia pięć lat istnienia… Gdyby nie to, że Telewizja Polska uznała, że nie warto. Że „misję edukacyjną” lepiej zaspokajają programu typu „Gwiazdy tańczą po wódzie”.

Szefowie Programu 1 TVP wykorzystali chwilowe zawieszenie ostatniego już telewizyjnego programu o nauce, czyli "Laboratorium" po to, by ostatecznie wyrzucić go z anteny. Za kilka miesięcy miał być jubileusz, 25 lat emisji.

Program "Laboratorium" dawał szansę pokazania prac polskich naukowców. Starałem się w nim przekonywać odbiorców, że badania mają sens, że ważne odkrycia i ciekawe prace prowadzone są nie tylko za granicą, ale także w Polsce. W miarę możliwości i niezwykle skromnych środków próbowałem przekonać widzów, że warto się uczyć, że warto studiować, że tuż, obok nas dzieją się rzeczy naprawdę niezwykłe.

Wiktor Niedzicki

Przez blisko 25 lat starałem się, by widzowie zyskiwali świadomość jak ważna jest nauka w życiu kraju i każdego z nas. Zdobyłem spore rozeznanie i doświadczenie we współpracy z uczonymi. Decyzja kierownictwa Programu 1 TVP niszczy to wszystko bezpowrotnie.



To fragmenty gorzkiego listu otwartego pana Wiktora Niedzickiego. Na odsiecz ruszyli miłośnicy programu, można w jego obronie podpisać się pod protestem, dołączyć do inicjatywy na Facebooku, czy napisać e-maila do kierownictwa TVP.

Niestety, zważywszy na to, że podobna inicjatywa w sprawie uratowania „Sondy” z archiwów odniosła zerowy skutek, bardzo czarno to widzę… Pieniądze potrzebne są na programy – partyjne tuby (niezależnie kto akurat telewizją rządzi) oraz pensje i odprawy dla kolesiów, nie na edukację. Niniejszym oświadczam, że nie widzę już najmniejszego powodu, żeby opłacać abonament RTV.

Zagraj w Wojny Syndykatów… pod każdym systemem

, , ,

Kiedyś to były gry – to powiedzenie wydaje się być równie oklepane, jak to, że kiedyś to były czasy. Bo byliśmy młodzi, bo wszystko było nowe, bośmy jeszcze nie nabrali cynizmu, dystansu do życia i zgorzknienia. Ale o ile czasu cofnąć się nie da, i nie wiadomo, czy wielu rzeczywiście by chciało, to do starych gier w miarę łatwo jest wrócić. I wielu rzeczywiście wraca. Coraz wyraźniejsze, nawet wśród młodzieży, staje się docenianie „gameplayu”, a nie tylko grafiki i efektów.*
Dla gier naprawdę starych, które nie chcą ruszyć na naszym nowoczesnym systemie, albo sprzęcie, są przeróżne emulatory. Nie zawsze jest to rozwiązanie idealne, czy najwygodniejsze, chciałoby się nieraz prościej. Są jeszcze „rimejki”, czyli odnowione, napisane na nowo wersje starych przebojów. Ale są i inne rozwiązania.
Syndicate Wars Wśród wielu kulowych gier minionych dekad szczególnie wyróżniają się gry studia Bullfrog, czyli dokładniej pana Petera Molyneux. Uważany za jednego z najbardziej innowacyjnych projektantów gier komputerowych, jest twórcą takich doskonałych tytułów jak Dungeon Keeper, seria Populous, czy seria Syndicate. Dziś o tej ostatniej: izometryczna gra taktyczna w cyberpunkowej przyszłości pozwalała rządzić syndykatem. O ile pierwszą część wydano na całkiem sporą liczbę platform, aż po tak niszową, jak Atari Jaguar, to drugą już tylko pod DOS i Amigę, trzecią zaś DOS i Playstation.
Syndicate Wars Oczywiście najłatwiej dziś chyba zagrać w wersję dosową, co wymaga jednak odpowiedniego emulatora. Od kilku dni wielbiciele trzeciej części Syndykatu mają jednak łatwiejsze rozwiązanie: powstał port tej gry, pozwalający normalnie zainstalować ją i grać bez problemu nie tylko pod współczesnym Windows, ale również pod Linuksem, czy MacOS. Autorzy portu to Unavowed i Gynvael Coldwind, na co dzień spece od bezpieczeństwa, który włożył mnóstwo pracy w rozłożenie gry na czynniki pierwsze, a potem przerobienie jej, by działała z nowymi systemami operacyjnymi.
Syndicate Wars Wedle słów samego autora portu, oryginalna gra została (upraszczając) opakowana i poprawiona tak, by zamiast ręcznie zajmować się obsługą grafiki i dźwięku, powierzała to zadanie systemowi, jak każdy współczesny program. Na moje pytanie o legalność takiego zabiegu, otrzymałem odpowiedź, że taki sposób modyfikacji gry jest jak najbardziej legalny i w porządku, nie narusza ani prawa, ani licencji. Wątpliwości może budzić dystrybuowanie gotowego, pełnego pakietu, ale póki właściciele praw autorskich nie zgłoszą zastrzeżeń, można wygodnie pobrać gotowy instalator.

Jak widać: działa doskonale. Autor obiecał opublikować szczegóły techniczne swojej pracy, co stwarza nadzieję na podobne przeportowanie innych starych gier. Osoby chcące się dołączyć do takiej pracy mogą się zgłaszać, w komentarzach na blogu autora widać zainteresowanie sprawą.
Opis portu Syndicate Wars na blogu Gynvaela Coldwinda.
Strona domowa projektu Syndicate Wars Port.
__________
* Czekam niecierpliwie, kiedy ta tendencja rozszerzy się na sztukę filmową.

__________ __________
Uzupełnienie: Można również posłuchać nagrania prelekcji na ten temat.

Matematyka w poszukiwaniu jądra ciemności

, ,

Diabeł
kryje się w szczegółach

FRAKTAL • Fractal
Devil
is in the details




Przysłowia związane z tematem:
Jak bardzo bać się diabła?.
Co robi diabeł, gdy już nie może.

Stanisław Lem — animowany „Kongres futurologiczny”? Ciężka to będzie bajka…

, , ,


Najkultowszy nasz pisarz science-fiction, Stanisław Lem, nie miał nigdy szczęścia do ekranizacji. Złożyły się na to zapewne i trudność jego prozy, obliczonej na przygodę intelektualną, a nie na efekty, oraz fakt mieszkania po niewłaściwej – względem Hollywood – stronie żelaznej kurtyny. Wbrew pozorom nie było ich nawet aż tak mało, bo będzie z dziewięć, ale nawet te najlepsze i najbardziej uznane: obie ekranizacje „Solaris” nie powalają wcale na kolana. Nie jest to ani kino akcji, ani nie oddaje w pełni głębi i niuansów oryginału. Ostatnia jest niezła, mówię tu o niemieckim komediowym serialu opartym na „Dziennikach gwiazdowych”. Mimo że początkowo, obejrzawszy kawałek w oryginale, zmieszałem to dzieło z błotem, to wersję z dubbingiem (z Maciejem Stuhrem w roli głównej) ostatecznie uznałem za zabawną.* Może jednak trzeba do Lema podchodzić nieortodoksyjnie?

Nie spodziewałem się prędko usłyszeć o jakiejkolwiek ekranizacji mistrza Lema, niespodziankę sprawił mi komiksowy blog Motyw Drogi, podając za serwisem Stopklatka.pl, że możemy już niedługo znów zobaczyć na ekranie Ijona Tichego… tym razem „Kongres futurologiczny”. Pomysł ambitny, zwłaszcza, że film ten ma być animowany. No, kreskówkowego Lema jeszcze nie było! Za tę robotę bierze się Ari Folman, postać znana miłośnikom kina** jako autor „Walca z Baszirem”. Przewidywania co do jakości i powodzenia projektu są jak zwykle podzielone… ale ja czekam z niecierpliwością. „Kongres…” należy do tych dzieł, które najbardziej zryły mi swego czasu dziecięcą psychikę. Można zobaczyć jeden kadr z filmu, nie mam pojęcia, czy tak będzie wyglądał Ijon Tichy?

Kadr

Zapewne każdy miłośnik Lema zastanawiał się, które z jego dzieł najchętniej zobaczyłby na ekranie. Ja mam dwa typy. Pierwszy to „Głos Pana”. Tu akcja toczy się w sferze czysto intelektualnej, to przygoda niemal jak obserwowanie hackera przy pracy. Doskonały materiał na przykład na „Teatr Telewizji”, niespieszny, zachowujący smaczki, nie wymagający wielkiego budżetu. Drugi mój typ poleciłbym do ekranizacji hollywoodzkiej, z rozmachem, to „Niezwyciężony”. Tu dla odmiany dominuje akcja, walka. Mimo że ta powieść bardzo zestarzała się w sferze wizualnej, sferze „gadżetów s-f”, to właśnie w tym upatrywałbym szansy na sukces. Ten film trzeba by nakręcić z dużym budżetem, ale bez unowocześniania jego fabuły. Wątek, scenografię pozostawić taką, jak widział ją autor dekady temu. Sceny batalistyczne z posmakiem niemal steampunkowym, to mogłoby być coś pięknego.

Oryginalny news o ekranizacji „Kongresu futurologicznego” na Stopklatka.pl. »»»
Lista dotychczasowych ekranizacji i adaptacji St. Lema, w tym wielu zapomnianych. »»»

__________
* Na zmianę mojego nastawienia miała wpływ również aktorka grająca holowizyjną towarzyszkę Tichego: Halucynę. No śliczna jest, co tu kryć.
** Ja tam pierwsze słyszę, ale skoro mówią, że znany…

„Opera Magazine” w kio… w skrzynkach

, ,


Nieco się zdziwiłem widząc dziś w skrzynce pocztowej* dużą, białą kopertę. Dobrze, że dużą, widząc małą, mógłbym się wystraszyć, że to jakiś rachunek; ale ad rem. Dopiero czerwono-szary nadruk „Opera software” i trzy sekundy namysły przypomniały mi, że przecież zamówiłem sobie bezpłatny numer „Opera Magazine”. Wprawdzie wcześniej ściągnąłem go już sobie w PDF, ale co papier w ręce, to papier w ręce. W chwilach wolnych od laptopa odrdzewię sobie swój angielski. Ten kolorowy, śliczny folderek jest oczywiście częścią kampanii promocyjnej przeglądarki, która po okresie marazmu ostro ruszyła do przodu, zarówno medialnie, jak i technicznie.

Co można zatem poczytać w „Opera Magazine”, numerze drugim? Nie jest to bynajmniej pismo dla geeków, magazyn raczej pozuje na luźne czasopismo dla każdego. Jest trochę humoru i psychozabaw, artykułów o stylu życia, wywiadów – nawiązujących oczywiście w ten lub inny sposób do promowanego przy okazji produktu, czy też produktów, bo Opera to również wersje Mobile, Mini, czy wbudowane w konsole Nintendo. Jest fotograficzna podróż do czeskiej Pragi. Jest wywiad z założycielem firmy: Jonem Tetzchnerem i komiks obrazujący powstanie pomysłu na „lepszą przeglądarkę” 1994 roku (wiecie, że nie było wtedy jeszcze nawet Internet Explorera?). Najciekawsze moim zdaniem kawałki to jednak obszerny wywiad z Neilem Gaimanem, znanym pisarzem science-fiction (kto chce wiedzieć, co on ma wspólnego z Operą, niech przeczyta), oraz niby-wywiadzik, szkoda że tak krótki, z Agatą Czajkowicz — polką pracującą nad jakością produktów Opery. Nawiasem mówiąc dla tej firmy pracuje sporo Polaków, jak sądzę, w przyszłości i oni zagoszczą na łamach magazynu.

Opera Magazine
„Opera Magazine” na ekranie (Agata Czajkowicz) oraz na papierze (Neil Gaiman)

Nie jest to może żadne niesamowite cudo, ale niezły sposób poobcowania z językiem angielskim, ja z przyjemnością zapakuję ten magazyn do plecaka i poczytam w wolnej chwili. Nie byłbym sobą, żebym nie sprawdził, jak się sprawiła poczta. Jak informuje stempel, przesyłkę wysłano 22 stycznia z Frankfurtu pocztą lotniczą** Deutsche Post. Trzy dni to nie jest zły wynik, jak na obecną pogodę, dwie trzecie z tego przypadło na Pocztę Polską S.A., oczywiście. Zamówienie złożyłem piętnastego, więc do wysłania minął aż tydzień, można z tego wnioskować, że mają sporo chętnych na darmowy folderek. Kto chce, może jeszcze zamówić, albo ściągnąć. A przy okazji, w sieci ukazał się dziś dość obszerny wywiad z Jonem Tetzchnerem po polsku.

__________
* Oczywiście skrzynka już unijna, do zwykłej by się nie zmieściła.
** Bo Luftpost to chyba poczta lotnicza, nie?
[/ALIGN]

Modlitwa niewyspanego

, , ,


Cisza nocna

Błogosławieni cisi,
albowiem oni
odpoczynek mój szanują.


Duszmy rupy, panowie szlachta…

, , ,

Bo będzie tak.

Manifa
Również Wrocław, Rynek, ta sama godzina i dzień.



///

NIE PRZERABIAM BO NIE KUPUJĘ

, ,