Czym się różni Internet od telewizji? Oczywiście, jest to inne medium, bardziej uniwersalne, może zawierać w sobie wszystkie starsze: prasę, radio, telewizję. Jest jednak inna, jeszcze bardziej fundamentalna różnica, największa przewaga globalnej sieci.
Internet daje nam dostęp do nieograniczonej ilości, nieskończonego wachlarza stron, witryn i poglądów. Przy najszczerszych chęciach nie jesteśmy w stanie mieć w telewizorze wszystkich stacji telewizyjnych świata. Możemy postawić własną antenę — będziemy mieli zestaw z jednego tylko satelity. Postawimy anten kilka – możemy mieć kanały z satelitów w zasięgu, ale co z resztą telewizji na świecie, nadających przez satelity, z anten naziemnych, przez kabel? To samo tyczy się stacji radiowych. Mieć je wszystkie? Jest to możliwe tylko teoretycznie, przy jakichś gigantycznych inwestycjach finansowych. W praktyce niewykonalne. Nie-da-ra-dy.
Internet daje nam dostęp do wszystkich witryn w światowej sieci z samej swojej natury. Nie ma znaczenia (prawie, z pewnymi wyjątkami). Gdzie jesteśmy. Strona może się znajdować w brazylijskiej domenie, być pisana po angielsku przez Japończyka pracującego dla amerykańskiej firmy, serwer zawierający tę stronę może stać w Niemczech, a skrypty statystyk mogą być ładowane z RPA. Jak ktoś znów uszkodzi kabel biegnący z Afryki, to mogą się one ładować np. trasą przez Azję. My możemy z Polski oglądać tę stronę nie zastanawiając się nad żadną z tych rzeczy. Nie mają one znaczenia. Każda strona jest w naszym zasięgu, na dobre i złe. Są oczywiście wyjątki: niektóre kraje ograniczają i cenzurują dostęp do niewygodnych stron: Chiny, Białoruś, Turcja, ostatnio chciałaby Francja. Ale praktyka pokazuje, że jest to średnio skuteczne. Bo internet to swobodny przepływ informacji.
Wydaje się, że nic nie może nam tego zabrać. Nic bardziej mylnego.
To był chyba jeden z najoryginalniejszych pojazdów, jakie kiedykolwiek wymyślono. Miał być najbardziej intuicyjny w kierowaniu, najbardziej osobisty, miał zrewolucjonizować transport w mieście. Segway Personal Transporter.
W roku 2001 genialny twórca Dean Kamen oznajmił, że pracuje nad kolejnym wynalazkiem znanym jako "Ginger". Urządzenie miało zmienić życie ludzi na całym świecie - przez co "Ginger" stał się jednym z najbardziej strzeżonych projektów technologicznych w historii . . . Jego premiera odbyła się głośnym echem w mediach. Pojazd trafił do sprzedaży pod nazwą Segway Personal Transporter! Pierwsze 2 egzemplarze zostały zakupione na aukcji ebay.com za ponad 100.000 dolarów amerykańskich.
Segway PT jest innowacyjnym, jednoosiowym pojazdem elektrycznym służącym do przewozu ludzi i niewielkiego ładunku. Pełną stabilność zawdzięcza systemowi żyroskopów, które utrzymują kierowcę w ciągłej równowadze. Nie ma w nim ani klasycznego gazu ani hamulca. To człowiek swoimi ruchami określa kierunek i prędkość jazdy. Na Segway'u można spokojnie stać i obracać się w miejscu. *
Kiedyś pisałem, czego pewnie najstarsi czytelnicy mojego webloga już nie pamiętają, o wrotkach, niesamowitych organizmach, które potrafią podkradać innym materiał DNA i przyswajać go sobie, wbudowywać we własne geny. Ot, ciekawostka, zwłaszcza że wcześniej o czymś podobnym pisał Jacek Dukaj w jednym ze swoich opowiadań.
Niespodziewanie natrafiłem na podobne doniesienie, ale z niesamowicie daleko wyciągniętymi wnioskami. Otóż wortal Fronda.pl, powołując się przy tym na New Scientist i podpisując swój news znaczącym nickiem „MM/Kontakt/Creationism.org.pl”, wyskoczył jak Filip z konopi (a wiadomo, jakie efekty powodują konopie) z wnioskiem, że w takim razie teoria ewolucji niechybnie jest błędna:
Przełomem było tutaj odkrycie nowej gałęzi - archeonów, dotąd uważanych za bakterie. Gdy zestawiono geny archeonów i bakterii, okazało się, że im więcej molekularnych sekwencji było dostępnych do analizy, tym więcej pojawiało się między nimi sprzeczności.
Wymiana informacji genetycznej między różnymi gatunkami
Darwin zakładał tylko pionowe dziedziczenie z modyfikacjami, w którym to dziedziczeniu organizmy przekazują swoje cechy potomstwu. Co wtedy, jeśli organizmy wymieniają się materiałem genetycznym z innymi gatunkami? - "New Scientist" stwierdza - Wtedy ładny rozgałęziający się wzorzec degeneruje się w niepenetrowalny busz relacji. Jako argument, magazyn przytacza wyniki powyższego zestawienia archeonów z bakteriami. Wzorzec pokrewieństwa może być wytłumaczony tylko tym, że bakterie i archeony musiały się wymieniać materiałem genetycznym z innymi gatunkami.- Istnieje powszechna wymiana genetycznych informacji między różnymi gatunkami - stwierdza Michael Rose, biolog ewolucyjny z University of California.
No dobrze, na razie jest to mniej więcej to, o czym pisałem. Ale zaraz idą wnioski:
Z przyziemnością mogę ujawnić, że zdobyłem właśnie wyróżnienie w X Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Włodzimierza Pietrzaka. Do konkursu tego mam o tyle sentyment, że równe dziesięć lat temu, kiedy konkurs ten zaczynał, zdobyłem w nim drugą nagrodę, wierszami o filmowych tytułach: „pamięć absolutna” i „kolejność uczuć”. Była to moja pierwsza nagroda poetycka w ogóle, więc tak jakoś, w równą rocznicę złożyłem zestaw, firmując go jako „Człowiek współczesny”. Oddany w ostatniej chwili i napisany w dziesięć minut na kolanie, jak zwykle zresztą. Co prawda nie ma się czym zachwycać, ale jest okazja, żeby wiersz zamieszczony w pokonkursowej antologii zamieścić i tutaj. Może ktoś skomentuje. A może i nie. Zastanawiałem się już nad angielską wersją, ale muszę wpierw znaleźć czas i rozgryźć tytuł. Jak przetłumaczyć tytuł, żeby zachować znaczenia? Zobaczymy jeszcze…
ludziołóstwo
siadywała w oknie z wędką uśmiechu nad wartkim strumieniem ulicy
zbyt była staroświecka na zanętę kusej kiecki w stawie disko
Dziękuję mamie i tacie za szkolenie, za ciepło kolby i odrzut broni. Dziękuję drużynie za pierwsze teamplaye, za szalone szarże i nerwy w akcji.
Bo bazy strzec i bronić trzeba, nie gubić flagi, nie tracić checkpointa. Należy też dobrze celować i strzelać, nie gubić flagi, nie tracić checkpointa. Mooniek Kałasznik, Wyszkolenie
Dziennik "Rzeczpospolita" informuje, że Izba Wydawców Prasy (IWP) rozpoczęła dyskusję w sprawie przygotowanej przez nią nowelizacji prawa autorskiego, która miałaby zapobiec praktykom nieodpłatnego kopiowania treści gazetowych w Internecie. Jeśli podczas głosowania na walnym zgromadzeniu IWP projekt zostanie zaakceptowany, wydawcy chcą go przedstawić Ministerstwu Kultury. *
— Doniósł serwis heise-online.pl. Ale o co właściwie biega? Wydawało mi się, że prawo autorskie reguluje kwestię przedruków? Z lektury oryginalnego artykułu na stronie „Rz” dowiedziałem się, że chodzi o niedodefiniowaną różnicę między artykułem a „sprawozdaniem”, które można cytować nieodpłatnie.
Przede wszystkim jednak zirytowało mnie zdanie „zapobiec praktykom nieodpłatnego kopiowania treści gazetowych w Internecie”. Czy ma to znaczyć, że w drugą stronę, czyli z Internetu do gazet wolno będzie sobie kopiować nieodpłatnie…?
Zaledwie parę dni temu podzieliłem się z Wami wątpliwościami odnośnie znalezionego kiedyś przeze mnie przekręconego opakowania kremu, które od jakiegoś czasu nie dawało mi spokoju. Wywrócenie pudełka na lewą stronę to musi być niechybnie rezultat działania sił nieczystych, względnie istot operujących w wyższych wymiarach — rozumowałem. Do wczoraj. Bowiem chyba właśnie znalazłem sprawcę, dowcipnisia. To niejaki Andrzej Jobczyk. Chwali się nawet otwarcie swoimi figlami na YouTube. Mojego kremu tam nie ma, widać to była tylko wprawka, albo po prostu przyznać się nie chciał, że zrobił mi Dzień Śmiechały. No zobaczcie sami, co on wyprawia:
Swoją drogą, jak mi sprezentuje taką wywróconą szklaneczkę, to mu wybaczę frasowanie mnie przez tyle czasu. Podziękowania dla Axe za czujność i wyśledzenie łotrzyka!
Wrzuciłem tutaj tydzień temu, przy temacie omijania raf dedykacji, wiersz „poświęcony” Janowi Pawłowi II. No, ale jak już rzekłem, był to kawałek pisany nieco z musu: wymaganie regulaminowe. Natomiast clue zestawu stanowił inny kawałek. Napisany co prawda w pięć minut na kolanie (na wiersz niededykowany poświęciłem wówczas drugie pięć minut, bo kończył się termin oddawania), ale jego koncepcja rodziła się bardzo długo, podczas wolnych spacerów pod chłodnym, rozgwieżdżonym niebem. Proszę bardzo, jeden z moich ulubionych moich kawałków:
rozgryzając owoc granatu
stąpam pomału, z rozmysłem a każdy mój krok pochwałą świata każdy oddech modlitwą napełnia do dna każda chwila paciorkiem przesuwanym w zębach smakuję swój czas ciałem i myślą a każda moja myśl „bluźnierstwem” będzie i zuchwałym wyciągnięciem ręki
kontemplując smak owocu rozgryzając różaniec pestek także jestem Stwórcą a każdy mój wers odbiera tron tego małego świata kartki
przeciw mieczom Cherubinów mam ołówek
i zaprawdę „nie lękam się” mam wiarę że Obietnicę dano nienadaremno wtedy, w otchłani czasu kiedy podnieśliśmy się z bezmyślnych kolan
przełykając kęs ostatni z uniesioną głową kontempluję
„niebo gwiaździste nade mną…”
Co nie bez znaczenia, zestaw sygnowałem godłem „Trickster” — miłe dla poszukiwaczy ukrytych przesłań. Warto też zerknąć na symboliczne znaczenie owocu granatu. Wiersz w antologii pokonkursowej ukazał się w nieco zmienionej wersji w stosunku do rękopisu: za usilną namową jury zrezygnowałem z jednego środka stylistycznego; nie ma go również powyżej, zachowam go sobie na inną okazję. Rozwinąłem także do pełnej postaci cytat „niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie…”, w tym przypadku żałuję, że uległem, nie lubię łopatologii. Tutaj więc jest, jak być powinno.
Powstał jeszcze inny, spokrewniony wiersz zrodzony z letnich spacerów w chłodzie nocy, tuż przed świtem, ale on najpierw pojedzie kiedyś na jakiś konkurs w odpowiednim towarzystwie. Nie spieszy mi się. Kiedyś – mam nadzieję – ukaże się razem z powyższym i jeszcze innymi. Nie ma pośpiechu.