Ta ostatnia niedziela
sobota, 31 października 2009 23:38:37
Historia dziadowska
Osiedle nocą ziało ciszą i pustką wręcz grobową. Zaciągnąłem do końca suwak dresowej bluzy. Po chwili wahania naciągnąłem jeszcze kaptur na łeb. Robiło się zimno, mgła zaczynała przesłaniać słabo świecące latarnie, tyłek mi zdrętwiał od opierania się o barierkę, ale nie miałem ochoty wracać do domu. Z okien w moim bloku widać było cmentarz, który płonął tysiącem światełek, nie lubiłem tego widoku.
— Alekurwanuda — ziewnął siedzący obok Szafa i kłapnął szczęką. Wyglądał, jakby już przysypiał, ale swoim zwyczajem ściskał miarowo w dłoni kauczukową piłeczkę. Jemu też nie było spieszno. Żarł się ostatnio ze starymi.
— Mówisz, że to dobry towar? — spytałem. Przybliżyłem paczkę do oczu, ale napisy nie były po polsku, tyle dojrzałem. — Ile tego mam brać?
— Pierwsza klasa — zapewnił. — Ja biorę dużą łyżkę trzy razy dziennie, ale możesz nawet cztery. Tylko pamiętaj o białkowej diecie i będziesz miał takie muskuły jak ja — podsunął mi po nos grube przedramię. — I może przestaną na ciebie wołać Cienki, Cienki.
Daleki zegar wybił północ. Zimny wiatr zaczął nawiewać mgłę. Jutro matka na pewno wygoni mnie z rana ze zniczami. Zacząłem poważnie myśleć, żeby uderzyć w kimę, kiedy na pustej ulicy zabrzmiały ciche kroki.
— Łocozafranca, o tej porze? — stęknął Szafa i podniósł się z powyginanej barierki. — A, patrz, Cienki, to ten stary Chinol…
[/ALIGN]